czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 21

Naruto uderzył Seiki, który wylądował na drugiej ścianie pokoju.
-Coś ty jej zrobił? - Zapytał, dysząc ze złości.
-Naruto. - Zaczęłam, spojrzał na mnie w złości, jego oczy zaczęły zmieniać barwę. Nie tylko się nie zmieniaj. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Jego oddech stawał się coraz spokojniejszy, kiedy poczułam, że jest już spokojny puściłam uścisk. Spojrzałam mu w oczy, patrzył tak nijako. - On mi nic nie zrobił, rozmawialiśmy i tak jakoś wyszło, że się popłakałam. - Uśmiechnęłam się. Zerknęłam Seiki, masował sobie tylną część głowy. Powoli podeszłam i kucnęłam przed nim. - Nic ci nie jest? - Wyciągnęłam pomocną dłoń.
-Nie. - Wstał o własnych siłach, nawet nie patrząc na mnie. Ustał tylko przed drzwiami. - Przyjdę, jeśli będą cię potrzebować. - I wyszedł.
Znowu zerknęłam na Naruto. Stał niepewnie, nie wiedząc, co robić. Wstałam i usiadłam na łóżku.
-Więc, co cię do mnie sprowadza?
Chłopak zaczął od razu rozglądać się po pokoju, jakby szukając wymówki.
-Gdzie jest Amai? - Padło pytanie.
-W wiosce kotów, na razie go nie potrzebuje, więc go odesłałam. Coś jeszcze?
-Nie. Znaczy. Tak przyszedłem pogadać. - Podrapał się z tyłu głowy i uśmiechnął.
-No to usiać. - Zaśmiałam się po poklepałam miejsce koło siebie. Zrobił to, co nakazałam.
-Jak ci poszło? - Zaczął.
-A dobrze. Tylko trochę chakry straciłam i Seiki musiał mnie przynieść do pokoju. - Na głos imienia mojego pomocnika chłopak zacisnął pięści. - Coś się stało? - Zapytałam.
-Nie. Wszystko jest okej.
-Amsa! - Wrzasnął w drzwiach Gaara, po chwili zrobił zdziwioną minę. Nie mam maski. Szlak. Szybko ruszyłam z miejsca. Przygwoździłam go do ściany, a nogą zamknęłam drzwi. 
-Nikomu ani słowa. - Wysyczałam przez zęby, ale jak to czerwonowłosy nic sobie nie zrobił. - Jeśli się wygadasz to zabije cię i gówno mnie to interesuje, że jesteś Kazekage! Co się stało? - Zapytałam już spokojnie. 
-Kankuro, został zaatakowany, moi medycy nie dają sobie rady. 
-Gdzie on jest?
-W twoim gabinecie.
Szybko zabrałam maskę i płaszcza. Z Gaarą zaczęliśmy biec. Wypytałam go o wszystko przez drogę. Przebiegłam przez drzwi do hali i usłyszałam wielkie wrzaski. Koło mojego pomieszczenia był wielki tłum. Oczywiście ludzie zrobili sobie z rannego show. Ustałam na końcu zbiorowiska.
-Ej! To nie przedstawienie! Rozejść się, ale już! - Wrzasnęłam. Ludzie zaczęli się rozchodzić. Weszłam do środka i moje bębenki w uszach prawie pękły. Chłopak wył z bólu, a medycy tylko parzyli na niego. Seiki zerknął na mnie. - Co z nim? 
-Ma truciznę, nie wiemy, jaką, nie możemy zdiagnozować. - Oznajmił jeden z lekarzy.
Pochyliłam się nad nim i posłuchałam jego krążenia oraz serca. Potem podniosłam nad klatką piersiową dłonie i zamknęłam oczy. Sama wynalazłam tą technikę. Sprawdzam czy trucizna jest ciężka, czy lekka i gdzie się znajduje.
-Jest zrobiona z metali ciężkich i rozchodzi się w naczyniach krwionośnych. Dochodzi do serca, co może uszkodzić jego zdrowie. Trzeba część wyciągnąć z ciała. - Oznajmiłam nie przerywając czynności.
-Ale jak? - Zapytał Seiki.
-Przynieście dużo wody, zwykłej. - Spojrzałam na nich. - Zostaje tylko Seiki. - Wszyscy wyszli. - Pukacie, kiedy coś chcecie! - Krzyknęłam za nimi. - Co obrażony? - Zapytałam zdejmując maskę i płaszcze. Nie odpowiedział. - Halo, ziemia do Seiki. - Kankuro zawył z bólu. - Dobra bądź sobie zły, ale daliście mu coś na znieczulenie?
-Nie. - Powiedział cicho.
-Noto już. - Nakazałam.
-Panno Amso, przynieśliśmy wody. - Wyciągnęłam rękę z za parawanu i poczułam ciężar wiadra. Wciągnęłam je do środka. Czyjeś ręce oplotły uchwyt koło moich. Zerknęłam na Seiki, który zabrał je ode mnie.
-Macie jakieś pasy, żeby go przywiązać? To nie będzie delikatna operacja. 
-Nie. Przykro mi. - Zachowywał się totalnie, jak osoba, która pomaga, w sumie nią jest, ale on był inny. Czy to przez Naruto?
-Cóż. Dasz radę go przytrzymać? - Zapytałam. 
-My pomożemy. - Usłyszałam głos Gaary. Wszedł razem z Naruto.
-Dobrze. Więc zaczynamy. - Zabrałam z wiadra trochę wody...

       Była cała spocona. Trwało to chyba kilka godzin. Kankuro padł ze zmęczenia i właśnie spał, ale jednak w jego ciele nadal jest trucizna.
-Macie jakieś zioła lecznicze? - Zapytałam nie zwracając uwagi na to, że chłopcy ledwo siedzą na podłodze.
-Tak. - Oznajmił na ciężkim wdechu Seiki.
-On ma jeszcze w sobie truciznę. Trzeba zrobić antidotum. 
-Już cię zaprowadzę. - Wstał Seiki.
-Idę z wam! - Wrzasnął Naruto.
-Ty idź się połóż. - Nakazałam.
-Nie. Mam cię bronić, a to pewnie jest w innym budynku.
-Jest w innym budynku, ale nic się jej nie stanie. - Odgryzł się Seiki.
-To ja mam jej bronić, nie ty!
-To nie bądź tak dziecinny.
-Gaara. - Podeszłam do niego. - Zaprowadzisz mnie? - Zapytałam.
Nic nie mówiąc wstał. Machnął twierdząco głową przy parawanie. Szybko zgarnęłam rzeczy i je ubrałam. Zabrałam miskę z wodą i trucizną. Przeszliśmy przez cały budynek, aż do podziemi. 
-Tajne przejście. - Zaczął Gaara. - Seiki bardzo zainteresował się twoja osobą.
-Tak. Jestem jego inspiracją. Tak powiedział.
-Nie będzie za ciekawie, tam u góry. - Wskazał palcem na sufit. - Zostawiliśmy ich samych.
-Inni medycy coś zaradzą. 
-Proszę. Wyśle potem kogoś po ciebie. Sprawdź  czy ma moja pieczęć. Nie chce, żeby coś stało się naszym gościom.
-Jasne. - Weszłam do pomieszczenia, od razu rzucił się na mnie zapach wszystkich roślin. Na środku wielki stół z przyrządami, a  na około zioła. Nie było ich za dużo, ale coś może  da się zrobić. 

        Usłyszałam czyjeś kroki. Do pomieszczenia wszedł jakiś ochroniarz Kazekage. 
-Kage mnie tu wysłał. - Wyciągnął przed siebie pieczęć. 
-Dobrze, a mówił, że mamy juz wracać? 
-Nie.
-To, jeśli mógłby być pan tak miły i usiąść? Chce sprawdzić jeszcze jedną kombinację. - Wrzuciłam do cieczy żeńszeń. Dałam kroplę na płótno z trucizną. Nic. Jeny, nie wymyślę już niczego. Wstałam i zaczęłam sprzątać. Powylewałam po kolei ciecze.  Już chciałam wylać tą ostatnią.
-Czekaj. Nie wylewaj. - Spojrzałam na miejsce przy płótnie. Seiki stał tam. - Patrz. - Pokazał gestem, bym podeszła. Powolnym krokiem zbliżyłam się do niego. Płótno było puste. Nie było podrapane i nie miało czarnych, smolistych kropek. Przelałam antidotum do czajnika i wzięłam szybko.
-Gdzie Gaara? - Zapytałam szybko.
-Przy Kankuro.
-Dobrze. Idziemy. - Zwróciłam się do ochroniarza. Szybkim krokiem szłam do holu. Znalazłam się tam błyskawicznie. Weszłam bez pukania, krzyczenia, bez czegokolwiek. Wszyscy spojrzeli na mnie. Medycy przerwali sprawdzanie stanu obudzonego Kankuro. Gaara, Temari i Naruto siedzieli obok.
-Mam antidotum. - Zaczęłam. Medycy odsunęli się, a ja biorąc kubek, podeszłam do rannego. - Nie myśl, że to smaczne. - Podałam mu lek. Wziął łyka, którego zaraz wypluł i wszystko wylądowało na jego klatce piersiowej. - Pij to. Nie ma tylu roślin na następną dawkę. - Nakazałam, przechylając kubek do jego buzi. - Przełykaj. - Zrobił to, a po chwili jego wyraz twarzy wskazywał na gorzkość substancji. Nalałam wody  i podałam mu. Wypił jednym duszkiem. - Jeszcze nigdzie nie chodź, wolno działa to lekarstwo. A teraz połóż się, muszę cię zbadać. - Niepewnie zrobił to, a ja zaczęłam sprawdzać jego stan. Wszystko było dobrze. Nawet zauważyłam, że trucizna szybko znika. - Dobrze się czujesz? - Zapytałam. Pomachał twierdząco głową. - Zabierzcie do pokoju. Jeden medyk ma być ciągle przy nim. Nie ma mowy o wstawaniu z łóżka. - Spojrzałam na Kankuro. - Jasne? - Zapytałam medyków. 
-Dobrze. - Oznajmił mi jeden i wyszedł z chłopakiem.
-Amsa dziękuję ci. - Powiedział Gaara podchodząc do mnie.
-Po to tu jest te... - Nie dokańczając zdania zrobiło mi się czarno przed oczami i zleciałam na podłogę. Chcąc czegoś się złapać, ale nie dałam rady. Złapałam się za głowę. 
-Amsa! - Podszedł do mnie Naruto. - Nic ci nie jest? Słyszysz mnie? - Nie mając siły na odpowiedź machnęłam głową. - Wezmę cię do pokoju. Gaara na razie nie wołajcie jej do niczego. Dajcie jej, chociaż dwie godziny snu. Pracowała bez spania dwa dni. Dopilnuje, żeby trochę odpoczęła.
-Dobrze Naruto. - Usłyszałam Gaare.
-Idziemy Amsa. - Oznajmił blondyn i wziął mnie na ręce. Nie sprzeciwiałam się, nie miałam nawet na to siły. Był taki ciepły i tak spokojnie mnie niósł. Dlaczego nie możemy być razem? Ty pewnie tego nie chcesz. Z tą myślą zasnęłam w jego ramionach. 
      
        Obudziłam się z krzykiem. Oddychałam dość głęboko. Znowu ten sam sen. Pożar, śmierć rodziców. Czyjaś ręka objęła mnie. Przerażona odepchnęłam tą osobę. Dopiero potem spojrzałam, kto to. 
-Naruto! Przepraszam! - Podbiegłam do niego. - Miałam zły sen i się przestraszyłam. - Podałam mu pomocną dłoń. Skorzystał z niej. Wstając rozmasowywał tył głowy i kark. 
-Nic się nie stało. Za godzinę wracamy do domu. Wszyscy z wioski są już bezpieczni. A żołnierze pobrali twoje antidotum. Więc Gaara kazał nam wracać. - Uśmiechnął się.
-Dobrze, ale przed wyjazdem chcę jeszcze wstąpić do hali. 
-Nie ma sprawy, będę w biurze Gaary. - Zaśmiał się i wyszedł. 
Jestem idiotką, jedyna szansa na jego przytulenie, a ja oczywiście muszę go uderzyć. Dlaczego?

     Weszłam do Hali. Dzieci biegały w tą i z powrotem. Dorośli siedzieli w grupkach i dyskutowali. Medycy sprawdzali stany już dobrze wyglądających ludzi. Nie wiedziałam jakiś ciężkich przypadków. Odwróciłam się z myślą wyjścia.
-Amsa! - Usłyszałam. Odwróciłam się, Seiki stał niedaleko mnie. - Słyszałem, że wracasz. - Podszedł do mnie. 
-Tak. - Uśmiechnęłam się do niego. 
-Szkoda. Miło się z tobą pracowało. 
-Z tobą o dziwo też. - Zaśmiałam się. - Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy. 
-Jeżeli będziesz potrzebowała mojej pomocy to jestem do usług. 
-Nie ma sprawy. I oczywiście ja także. A teraz muszę już iść. - Zbliżyłam się do niego odchyliłam maskę i dałam buziaka w policzek. - Pa. - Krzyknęłam i odeszłam.

      -Dzień dobry Babciu! - Wrzasnął Naruto, a ja spokojnie weszłam za nim.
-Jak poszła wam misja?
-Dobrze. Sakura zajęła się rannymi. - Właśnie w tym momencie dostał ode mnie w łeb. 
-Dlaczego myślisz, że to Sakura? - Zapytała podejrzliwie, Tsunade.
-No, bo to ona. Gadałem z nią. 
-Naruto! - Wrzasnęłam i walnęłam go  w ten głupi łeb. Czy on chce się mnie pozbyć, czy co?
-Tsunade. Chyba wiesz, co robić? - Usłyszałam głos tej  starej jędzy. Zamknął mnie. To już będzie koniec. -Wezwijcie straże. Złapią u zamknął w ANBU. 
-Nie. - Szepnęłam. - Nie macie prawa! - Wrzasnęłam. Drzwi otworzyły się z hukiem. ANBU. Już jeden prawie mnie złapał, ale znikłam w płatkach wiśni. Teleportowałam się do domu. Szybko przywołałam Amaia. 
-Co się stało? - Zapytał leniwie.
-Wezwij Deidare. Błagam jakoś go wezwij. Zamkną mnie! - Mówiłam szybko, pakując najważniejsze rzeczy do plecaka.
-Ale...
-Szybko! - Łomot do drzwi był coraz silniejszy. - Mam tą róże przy sobie. Będę biegła w stronę lasu. Błagam zrób to! - Płakałam. Nie wiedziałam, że tak się wszystko potoczy. Kot zniknął, a drzwi wylądowały na ziemi. Jest ich pełno, nie dam rady walczyć. Wyskoczyłam przez okno i biegłam ile sil w nogach. Wywaliłam w bok zbędną mi maskę. Tłum ludzi był  wielką przeszkodą, ale będę mogła ich zgubić. Zerknęłam na bok. Biegli na dachach. Szlak. Zauważyłam wielkiego ptaka w powietrzu. W nadziei, że to Deidara, straciłam czujność. Zwierze podleciało do mnie, ale to nie był blondyn. To Sai! Nie nawet on przeciwko mnie? Narysował jakieś zwierze i puścił je na mnie. Ominęłam malowidło i biegłam dalej. Po chwili zerknęłam za siebie. Kilka centymetrów za mną był Sai. Bez namysłu rzuciłam kilka wybuchowych notek. Szybko Sakura, biegnij. Nadal miałam na sobie ich płaszcz, ale jednak nie są tak głupi i mnie rozpoznają. Brama coraz bliżej. Widzę ją. Kilka kroków. Poczułam ucisk na nadgarstkach. Upadłam.
-No Sakura. Tak łatwo przed ANBU nie uciekniesz. - Spojrzałam na niego z pogardą. - Byłaś lepiej traktowana, bo Tsunade-sama cię pilnowała, a teraz juz jesteś na równi. Idziemy. - Krzyknął do reszty. Pociągnęli mnie z ziemi. Jeden z nich to był Sai.
-Przepraszam. Nic ci nie jest? - Zapytałam go.
-Nie.
Zerknęłam za siebie z nadzieją. Nie ma go. Dlaczego? Amai mam nadzieje, że po niego poszedł. Schyliłam głowę i szłam z nimi. Poczułam coś na rękach. Zerknęłam, pajączki, z gliny. Zeszły ze mnie na ANBU.
-Ej, co to? - Zaczęli strzepywać to z rąk. - Sakura, co ty wymyśliłaś?
-Nic. - Uśmiechnęłam się.
-Przepraszam, ale porywam ją. - Złapał mnie w pasie. Zaczęłam wzlatywać w powietrze. Apotem jednym precyzyjnym obrotem zrobionym przez Deidare, siedziałam na ptaku.
-------------------------------------------------------
No i jest 21 rozdział. Uwierzcie mi ja pierwszy raz poczułam, że wy chcecie tego rozdziału. Dzięki oczywiście waszym komentarzom pod życzeniami. Dziękuję wam!!! :)
A i mam takie pytanko. Mam chęć na zrobienie takiej galerii ze zdjęciami. W każdym rozdziale pojawi się jeden do trzech jakiś Artów, oczywiście nie moich, tylko znalezionych w internecie. :)
Dam ankietę i czas na odpowiedzenie na nią macie do 7 stycznia. :)
No i tyle, czekam na komentarze, bo nie wiecie, jak te ostatnie dały mi kopa.
Bardzo dziękuję: Naruto Uzumaki, Wredna Zołza i Sophia Smith!!! :D