poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 23

Pamiętacie mnie jeszcze? Jeśli tak to zapraszam! :)
---------------------------------------------
Brama wioski (Konoha)
-Naruto nie przejmuj się. Sakura to mądra dziewczyna i prędzej czy później wróci. - Pocieszał blondyna, Kakashi.
-To wasza wina. - To było jedyne zdanie, które Naruto wymawiał, kiedy ktoś coś do niego mówił.
-Ocknij się! Trzeba było mówić Sakurze o swoich uczuciach. Wiem, że ją kochasz, ale ciągle coś ukrywasz! - Sensei zdenerwował się na niego i wybuchnął.
-Ona latała za Sasuke, nie chciałem psuć między nami więzi. A teraz poszła do niego i pewnie już nie wróci.
-Czy ty właśnie przestałeś wierzyć w siebie? Będziemy próbować ją do nas zabrać. Nawet siłą. Gdzie Naruto, który ciągle wierzy w Sasuke? Gdzie chłopak, którego poznałem na teście, który ciągle się śmiał?
-Już go nie ma! - Odwrócił się do siwowłosego i patrzył morderczym wzrokiem. - Wszystko się wali, psuje. I zawsze ja na tym cierpię. Nie mam zamiaru już po nikogo biegać. Niech robią, co chcą. Nie interesuje mnie to. - Odwrócił się od nich zasłaniając twarz, ponieważ z oczu zaczęły mu płynąć łzy, które zaprzeczały jego słowom.
-Naruto... - Zaczął niepewnie Kakashi. - Zrobimy wszystko by wrócili. Oboje. - Poklepał go po plecach.
-Mam nadzieje. - Oznajmił przez łzy.

Pod ziemią, ukryta kryjówka
Siedziałam na łóżku. W pokoju bez okien, z jedną szafką i malutką świeczką na niej. Nie byłam pewna tego, co robię. Niby uciekłam z wioski, chciałam tego, ale czy to dobre rozwiązanie. Ale jednak z drugiej strony, nie jestem w Akatsuki, tam tylko Deidara nie chciałby mnie zabić. A tu... Widzę, że Sasuke jakoś mnie toleruje. Wygląda jakby nie robił tego z litości ani z przymusu. Sasuke... Osoba, którą ubóstwiałam, jak byłam młodsza. Czy teraz to powróci? Wolałabym nie, bo to Naruto przewrócił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Mówią, że swoją pierwszą miłość pamięta się zawsze. Sasuke mam nadzieje, że nadal będziesz mnie olewał i mieszał z błotem, tak jak wtedy, gdy byłam młodsza. Stukot butów zaczął zbliżać się do pokoju. Lekkie kilkakrotne stuknięcie w drzwi i otworzyły się bez mojego pozwolenia. Kruczowłosy zamknął je za sobą i spojrzał na mnie.
-Czego chcesz tak szybko? - Zapytałam. Na dość ostre zdanie, powiedziałam je bardzo miło.
-Zapomniałaś, że masz mnie leczyć? - Zapytała z drwiną. Usiadł koło mnie.
Odwróciłam się w jego stronę i zaczęłam sprawdzać stan jego ciała. Wielka rana na plecach, to była jedyne uszkodzenie.
-Co ty robiłeś? - Zapytałam.
-Walczyłem. Nie dasz rady jej zaszyć czy cokolwiek z nią zrobić? - Uśmiechnął się, ale na ten swój chytry sposób.
-Spróbuje zrobić, co tylko w mojej mocy, ale może boleć. Zdejmij koszule. - Zaproponowałam.
Bez żadnego słowa puścił wolno białą bluzkę, która zawisła mu na biodrach. Dopiero teraz zobaczyłam, jaka ta rana jest poharatana. Nie dość, że była wielka to weszło w nią zakażanie, zaczęła rozchodzić się jak gałęzie drzew. Zaschnięta krew, ale i lecąca z powiększającej się rany. Macie jakieś leki, nie wiem cokolwiek związanego z leczeniem? Ta czerwono włosa cię opatrywała do tych czas. Nie ma żadnych leków?
-Ma. Zaprowadzę Cię do pokoju, w którym trzymamy takie rzeczy. - Ubrał z powrotem bluzkę i wstał. Otworzył drzwi i spojrzał na mnie. - Idziesz? - Potrząsnęłam głową i wyszłam. Wszędzie jest ciemno. Tylko czasem jakaś pochodnia świeci na ścianie. Nikogo nie było, nie wiem, jego kompanów nie widziałam po tym jak weszliśmy do kryjówki. Po kilku minionych drzwiach otworzył wielkie ciemno-brązowe i zajrzał do środka. Wszedł, a ja zaraz za nim. W pomieszczeniu było kilka szafek i jakieś łóżko, które było całkowicie zakrwawione, a pod nim wielka kałuża tej samej cieczy. Nigdy nie bałam się krwi, ale teraz dostałam dreszczy. Chłopak spojrzał na mnie i zaśmiał się.
-Powiedz, co potrzebujesz. Weźmiemy to i pójdziemy stąd. - Patrzyłam na niego. Chciałam zapytać, co oni tu robią. I chyba zrozumiał, o co chodzi. - Karin zabiera jakiś rannych ludzi i sobie ich kroi. Nie wiem, po co jej to, ale jak chce. To, co potrzebujesz?
-Sama pogrzebie w szafkach. Mogę prawda?
-Jasne. Możesz robić, co Ci się żywnie podoba.
Zaczęłam otwierać wszystkie szafki. Wszystkich leków mieli nadczo. Wzięłam jakiś pusty koszyczek, który leżał na blacie. Włożyłam tam stertę gazików, jakąś wodę utlenioną, sznurki, igły i bandaże. Bałam się. Bałam się, że nie dam rady zagoić do końca tej rany. Jest zakrwawiona i trzeba ją oczyścić. Wzięłam do ręki niebieskie pudełko i odwróciłam się. Sasuke stał przy drzwiach i ciągle patrzył w moją stronę. Otworzył drzwi i pokazał gestem ręki bym wyszła. Zaczęłam kierować się w jego stronę, ale jak to nieogarnięta Sakura poślizgnęłam się na krwi, ale nie wylądowałam na podłodze. Poczułam tylko powiew wiatru i ręce, które oplotły mnie w pasie. Kiedy zatrzymałam się jego ramionach zerknęłam na niego. Patrzył na mnie dość poważnie.
-Dziękuje. – Uśmiechnęłam się lekko.
-Następnym razem uważaj. – Powiedział, ale jakoś tak, no nie wiem, trochę miło?
Wróciliśmy do mojego pokoju. Nakazałam chłopakowi by usiadł na łóżko, a zaraz zrobiłam to samo. Dotknęłam jeszcze raz jego rany, a ten syknął lekko.
-Tak właśnie jest, jak zostawia się niewyleczoną ranę. Zakażenie i powiększenie rany. Uwierz mi ona wygląda jak gałąź drzewa. - Częściowo ochrzaniłam go, a poniekąd wytłumaczyłam, co się dzieje.
-Karin nie umiała jej wyleczyć. Próbowała wszystkich możliwych sposobów. - Wyżalił się.
-A powiedz mi, co się stało, że ją masz? - Nalegałam. To mogło trochę mi pomóc.
-Walczyłem z jednym gościem. On wbił mi katanę w plecy. Karin podejrzewa, że była tam trucizna.
-Nie ruszaj się. - Przerwałam mu.
Wyciągnęłam rękę nad ranę. I dobrze myślała ta dziewczyna. Trucizna była i to nie byle jaka, znam ją doskonale. Nie wyleczysz rany, zanim nie pozbędziesz się trucizny. No to mamy problem. Nie wiem czy mają tu jakieś zioła.
-Trzeba zrobić antidotum bez niego się nie obejdzie.
-Jest trucizna? - Chyba tylko to go interesowało.
-Tak. Jeśli nie zlikwidujemy jej, to nie zagoimy rany. Wszystko wydaje się proste, ale czy macie tu jakieś rośliny lecznicze?
-Ziółka? Powiedz, czego potrzebujesz, a za maksimum godzinę będziesz miała wszystko.
-Kradniecie?
-Powiedziałbym, że zabieramy to, co jest nam potrzebne.
-Na to samo wychodzi.
-Oj dobrze, powiedz, co ci potrzebne?
-Daj mi jakąś kartkę, wątpię by ktokolwiek tak sobie by to zapamiętał. - Pokręcił lakonicznie oczami i podał mi z biurka kartkę i pióro. Położyłam je na podłodze i zaczęłam wypisywać. Po chwili oddałam mu to. Ten otworzył drzwi i krzyknął przez nie:
-Jugo! - Wrzasnął przez otwarte drzwi. - Mam prośbę. Weź przynieś te rzeczy. - Wrócił do pomieszczenia. - Będzie za około pół godziny. Karin będzie mnie truć.
-Ja uczyłam się od najlepszych i nie miałam nic innego do roboty. - Uśmiechnęłam się.
-Właśnie. Co tam się działo w wiosce? – Zapytał, jakby był starym kolegą, który musiał wyprowadzić się z wioski i jak nigdy nic pyta o stare czasy. Usiadł koło mnie, a ja spojrzałam na niego z trochę nie miłą miną.
-Teraz zainteresowany? – Zapytałam.
-Zawsze byłem, ale jakoś nie chciało mi się tam wracać. Wiem wszystko o Itachim. Mogłem wrócić, ale myślałam, że wrzucą mnie do lochów. - Mówił jakby na prawdę brakowało mu nas. Taki cichszy i przyjemny głos. Może nawet trochę smutny.
-Wszyscy na ciebie czekali. Ino to za tobą płacze do dziś. Naruto wymyślał wszystko byś wrócił. Cała drużyna siódma cię szukała, nawet Tsunade nam pomagała. - Zaczęłam.
-Może wrócę, ale teraz mam ciebie na barkach.
-Mną się nie martw. Wioska będzie zadowolona, kiedy wrócisz.
-Zobaczymy. - Oznajmił stanowczo. Wiem, że namawiałam go do tego. Ino była by bardzo usatysfakcjonowana, kiedy wróciłby do wioski, zostawiając mnie. Ale to już jej interes, ja mam coś innego do załatwienia. Lekki stukot do drzwi zaniósł się echem. Jugo, tak nazwał chyba tego chłopaka, położył karton na podłodze i wyszedł.
-Proszę. Rób swoje. - Wskazał na przedmiot Sasuke.
Podeszłam do kartonu. Wyjęłam z niego wszystko. Zdziwiła mnie zawartość, bo nie były tam tylko zioła, ale i narzędzia do warzenia leków. Zaczęłam przygotowywać miksturę. Zerkając co chwila na Sasuke, zorientowałam się, że bez oporu patrzy się ciągle na mnie. Skończywszy antidotum, podeszłam do niego. Ten wyciągnął do mnie rękę.
-Chciałbyś żeby to było takie proste. Odwróć się, trzeba wetrzeć to w ranę. - Nakazałam mu. Zrobił to z lekkim zdziwieniem. Zdjął koszule. Wzięłam wacik i pomoczyłam go w cieczy, a potem przyłożyłam do rany. Poczułam jak Sasuke wzdrygnął się i dostał gęsiej skórki. Olałam to, jak na lekarza przystało. I w sumie tak to już jest być bezlitosnym. Skończyłam to ostatnim perfekcyjnym ruchem. Całość nie wykazywałaby było lepiej. Raczej było jeszcze bardziej czerwone niż przedtem, ale to tylko kwestia czasu. Antidotum musi dojść do rany i wtedy szybko nam pójdzie. Spojrzałam na jego twarz. Zagryzione wargi puścił, po zobaczeniu mnie, a jego ręka zaczęła wędrować do pleców. Szybko złapałam ją.  - Gdzie z tymi łapami? Znowu zrobisz zakażenia, a specjalnie ulepszyłam lekarstwo.
-Gdzie ty się tego uczyłaś?
-A to taka mała, słodka tajemnica. - Oznajmiłam odkładając rzeczy i przygotowując to, co będzie mi potrzebne zaraz.
-Mów. - Usłyszałam dość  stanowczy, wręcz krzykliwy głos, aż z reki wyleciała mi próbówka. Spojrzałam na niego i był bardzo poważny.
-Byłam w ANBU, za namową Kakashi-sensei i Tsunade. Nikt nie słuchał mojego zdania. Więc wylądowałam tam. Stałam się jednym z najlepszych ich członków. No bo co innego miałam do roboty, jeśli nie ćwiczenie moich umiejętności. Tsunade zabroniła mi spotykania się z jakimikolwiek osobami.
-Hokage? Przecież traktowała cię jak córkę. - Przerwał mi.
-Starszyzna kazała, nie mogła nic innego zrobić. Jedyna osoba z wioski, która mi pomogła i nadal jej ufam to Kakashi-sensei. Ćwiczył ze mną techniki mojego klanu i nikomu o tym nie powiedział. Jestem mu za to wdzięczna. - Skończyłam i ugryzłam palec by przywołać kota. Po chwili pojawił się przy mnie i rozejrzał.- Przywitaj się. - Nakazałam, zaczynając pakować rzeczy do kartonu.
-Jestem Amai Haruno, pomagam od kilkunastu lat rodzinie Sakury. - Skinął lekko głową.
-Uchiha Sasuke. - Oznajmił kruczowłosy i spojrzał na mnie. - Coś jeszcze?
-Nie mam zamiaru z Tobą zostać do końca, mam pewnie sprawy w mojej starej wiosce, tu jestem tylko na jakiś czas. - Oznajmiłam.
-Jeżeli masz coś do załatwienia, to pomożemy Ci. - Uświadomił mi. - Taka rola drużyny.
-Drużyny? A kto swoją zostawił na pastwę losu? - Zakpiłam.
-To było coś innego. - Zaczął się tłumaczyć, nie słuchając go dalej podeszłam do jego pleców i zaczęłam leczenie. Ten w połowie zdania przerwał swój monolog lekkim krzykiem.
-Zabolało? - Zapytałam.
-Ani trochę. - Uśmiechnął się.
-No to zaczynamy. - Przyłożyłam ręce do jego pleców i zaczęłam leczenie. Chłopak naprężył się, próbowałam nie zwracać na to uwagi, jak to na lekarza przystało.

Lekko spocona, zmęczona oraz w myślach już czując wygraną, oddaliłam się od Sasuke. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na chłopaka. Dopiero po chwili puścił łóżko, które kurczowo trzymał i także wypuścił powietrze. Spojrzał na mnie lekko pytającym wzrokiem.
-Skończone. - Uśmiechnęłam się. 
-Żartujesz? - Zaczął.
-Nie. Możesz nawet przejrzeć w lustrze, że nie ma ani jednego śladu po ranie. - Powiedziałam triumfalnie. 
-Dzi... - Spojrzałam na niego pytająco, chodź zaczynałam wiedzieć, o co mu chodzi, ale nich się namęczy chłopak raz w życiu. Potrząsnął głową i wstał. Otworzył drzwi, a ja już z załamaniem w głowie, że nie usłyszę tego słowa zaczęłam sprzątać. - Dziękuje. - Usłyszałam. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Nie ma, za co. Miło słyszeć te słowo z twoich ust. - Uśmiechnęłam się.
-Tylko się nie przyzwyczajaj. - Zatrzasnął drzwi. 

Konoha (dom Naruto)
Leżał na łóżku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wpatrywał się w sufit, zastanawiając się, jak zmusić Sakurę do powrotu. Przekręcił się na bok i zobaczył wielki bałagan w pokoju. Przypomniał sobie sytuacje, kiedy różowo włosa przyszła go obudzić, bo spóźniał się na trening i przewróciła się o cały syf. Oczywiście potem mu się oberwało, ale i tak wspominał to z uśmiechem na twarzy. Wstał i zaczął zbierać śmieć i układać ubrania na brudne i czyste. Nie wiedział, dlaczego właśnie teraz zachciało mu się sprzątać. Po jakiejś godzinie nadal był w punkcie wyjścia. Niby zrobił tyle, a nic. W chwili, kiedy miał wyjść z workiem ze śmieciami z pokoju usłyszał stukot w okno. Odwrócił się i zobaczył swojego senseia. Podszedł do szyby i otworzył ją. 
-No nie spodziewałem się, zobaczenia Cię kiedykolwiek w takiej sytuacji. - Zaczął pokazując na worek śmieci.
-Jakoś mnie naszło. - Wydukał blondyn. - Co Cię sprowadza? - Zapytał blondyn uśmiechem.
-Tsunade Cię woła, chce Ci pokazać jakąś niespodziankę? - Powiedział z uśmiechem. Naruto wiedział, że Kakashi już wie, o co chodzi, ale kochana Babunia zabroniła mu mówić. 
-No to, na co czekamy?! - Zawołał już bardziej zadowolony chłopak i wypuścił worek ze śmieciami na podłogę, które w mgnieniu oka wysypały się. Spojrzał oczywiście na to z dołowaniem, ale za chwile przypomniało mu się, że jest jakaś niespodzianka, więc uśmiechnął się i wyszedł przez okno z siwowłosym. 
Wbiegli do biura Hokage. Naruto bardzo zadowolony od razu krzyknął.
-Co to za niespodzianka?! - Patrzył na blondynkę, która uśmiechała się i spojrzała w bok.
-Naruto... - Usłyszał delikatny głos. 
----------------------------------------
Wiem jestem wredna, tyle notki nie dostaliście, a tu w takim momencie zakończyłam.
A teraz tak, kilka informacji odnośnie bloga.
Postaram się by notka w maju się ukazała, czego nie obiecuje, ponieważ przez ostanie dni powtarzam do testu i tylko wieczorem siedzę z rodziną. Potem w maju będzie czas na poprawy ocen, a chcę jak najlepiej wyjść. A wiem, że mam wyrozumiałych czytelników, bo już to udowodniliście i wiem, że poczekacie! 
Albo się mylę. Postaram się, na prawdę w weekendy, chociaż po kilka zdań postaram się popisać i pewnie gdzieś w maju wyjdzie, a potem od czerwca wychodzimy na prostą i co dwa tygodnie rozdziały. Mam nadzieje, że przeczekacie ze mną ten trudny okres w moim życiu. :)
Wesołych Świąt wszystkim! Chodź to już końcówka świąt, ale co tam! 
I jeżeli mam jakiś czytelników z trzeciej gimnazjum, powodzenia na testach!!!! (sobie też tego życzę)
hahahaha a teraz proszę o waszą opinie na temat rozdziału. 

Pozdrawiam Viki! :)