niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 11

Nadszedł dzień powrotu do wioski. Nie byłam tym zadowolona, chciałam zostać w mojej dawnej wiosce. Dużo ludzi mnie poznało i rozmawiało ze mną. Spotkałam swoje dawne przyjaciółki, które ze smutkiem mnie żegnały. Raikage był tym wszystkim najbardziej wkurzony. Nie chciał mnie puścić za żadne skarby. Nawet pokłócił się o to za Kakashim-sensei. Schowałam swoje rzeczy do plecaka. Było to trudnie, ponieważ dostałam dużo nowych drobiazgów od ludzi z wioski. Wyszliśmy z mieszkania, skierowaliśmy się do bramy, pożegnaliśmy ze strażnikami i zaczęliśmy skakać po drzewach. Naruto, co chwila wypytywał mnie, kogo spotkałam w wiosce, co, od kogo dostałam. Po kilku minutach zaczęło mnie to już wkurzać, więc przyśpieszyłam. Nie wiem, po co o to wszystko pytał, zawsze chodził ze mną, tak jak i Sasuke. Nie odstępowali mnie na krok. Na pewno kazał im tak mistrz. Byli raz ze mną przy moim domu. Naruto o wszystko pytał, a Sasuke tylko to obserwował. Mi tak jak za pierwszym razem zaczęły płynąć łzy, dlatego już więcej tam nie poszłam. Biegliśmy, oczywiście ja byłam zamyślona. Po chwili wylądowałam na ziemni, przygnieciona przez Naruto.
-Co ci odbiło?! – Zaczęłam się na niego wydzierać, a po chwili przy nas przeleciał kunai.
Od razu wstałam, tak jak Naruto. Koło nas pojawił się Kakashi-sensei i Sasuke. Sensei stał koło mnie, nie wiedziałam, co się dzieje, nie odczuwałam żadnej chakry, nikogo nie widziałam.
-Padnijcie! – Wrzasnął szaro-włosy.
Na jego rozkaz każdy wylądował na ziemi. Zauważyłam, że zabiera opaskę do góry. W drugim oku miał sharingan.
-Wyjdź z ukrycia, widzę cię. – Powiedział spokojnie, w stronę jednego z drzew.
Zamaskowana osoba wyszła z ukrycia. Ustała przed nami, ja i chłopaki byliśmy gotowi do walki, ale mistrzowi zachciało się z nim rozmawiać.
-Czego chcesz? – Zapytał nadal spokojnie.
Wskazał palcem na mnie. Sensei westchnął i spojrzał na mnie. Przeciwnik wybrał sobie ten moment za odpowiedni na przybiegnięcie do mnie. Był już prawie przymnie, kiedy przede mną pojawił się Kakashi. Prawie uderzył go kunaiem, ale jednak udało mu się uciec. Nie czułam się zadowolona z tego, że znowu ktoś musi mnie bronić. Kakashi stał ciągle przy mnie, a zamaskowana osoba na poprzednim miejscu. Mistrz wykonał Chidory i pobiegł w stronę mężczyzny. Udało mu się go uderzyć. Przytrzymał go przy ziemi.
-Kto cię wysłał? – Zapytał.
-Nie mogę powiedzieć.
-Kto cię przysłał? I tak zginiesz. – Drugą ręką nad nim miał w ręku Chidory.
-Nie powiem.
Przybliżył pieczęć bliżej jego.
-Raikage. – Odpowiedział.
Sensei wbił w niego Chidory.
-Idziemy dalej. – Odwrócił się do nas. – Jeśli jeszcze ktoś będzie chciał za nami iść to trzymacie się razem.
Przytaknęliśmy i zaczęliśmy iść za senseiem. Szłam i zastanawiałam się nad tym, co zrobił mistrz. Dlaczego tak bezpośrednio zabił tego człowieka, może go znałam? Może nawet raz się mną opiekował. Nie chciałam tego wiedzieć, byłabym jeszcze bardziej zdołowana. Zastanawiało mnie także, dlaczego Raikage tak bardzo chce żebym wróciła do wioski, też bardzo tego chciałam. Przez dalszą drogę nikt ze sobą nie rozmawiał, nikt nas nie zaatakował. Weszliśmy do budynku Hokage. Sensei zapukał, usłyszeliśmy pozwolenie na wejście i weszliśmy do środka.
-O wróciliście. Jak było? Były jakieś konflikty? – Hokage zaczął zadawać pytania.
-Były w drodze powrotnej. I panu Raikage nie wszystko się podobało.  – Oznajmił Kakashi.
-Jemu nigdy nic się nie podoba, chyba, że sam tego chciał.
Stoję tu i słuchaj jak go obrażają, ledwo wytrzymuję. Dlaczego nie mogłam tam zostać, co by im szkodziło? Yh, nigdy nie zrozumiem tej wioski.
-To słucham, co się wydarzyło? – Zapytał już stanowczo starzec.
-Najpierw nie chciał jej puścić, a potem wysłał za nami szpiega, który miał ją zabrać.
-Aha. A myślałem, że już nie będzie tego robić. – Odpowiedział.  – No dobrze, jeśli reszta poszła zgodnie z planem, możecie iść. Oprócz ciebie, Sakura.
Wszyscy wyszli. Dlaczego ja? Dlaczego? Zawsze mnie muszą tu zostawiać i przeprowadzać ciężkie rozmowy, których nienawidzę. Zostałam sama z Hokage. Ciekawe, o co teraz chce mnie wypytać, o słaby punkt Raikage?
-Jest ci ciężko? – Zapytał.
Nie spodziewałam się takiego pytania. Nie pewnie potrząsnęłam głową.
-Chciałabyś tam nadal wrócić, prawda? – Dopytywał się.
-Tak. – Oznajmiłam cicho.
-Raikage mówił ci coś o powrocie? Gdy byliście sami, wiesz jakieś plany? – Mówił spokojnie.
-Nie. – Skłamałam.
Tak naprawdę rozmawiał ze mną o powrocie, ale nie o jakiś planach tylko tak ze mną rozmawiał.
-Na pewno? – Nalegał.
-Tak na pewno, po co by ze mną o tym rozmawiał, jeśli i tak mnie nie oddacie? – Powiedziałam o ton wyżej.
-Dobrze nie denerwuj się.
Czemu on jest taki spokojny? Chciałabym z całego serca wrócić do wioski, zapomnieć o incydencie, nie wierzyć w to, że rodzice umarli. Nienawidzę tej chwili, kiedy przypomina mi się wszystko. Samotna łza popłynęła po moim policzku. Hokage to zauważył, bo zaraz nalazł się przy mnie. Starł ją i uśmiechnął się.
-Przecież wiesz, że cię nie skrzywdzimy. Robimy, co w naszej mocy żebyś czuła się jak w domu. Jeśli czegoś ci brakuje to mów nam od razu.
(Możecie sobie włączyć muzykę tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=jnytHTbnd1M )
-Brakuje mi… - zaczęłam cicho.
-Wyduś to z siebie. Proszę.
-Brakuje mi rodzinnego ciepła z dawnej wioski! – Krzyknęłam i wybiegłam z płaczem z biura.
Nie patrzyłam gdzie biegnę, myślałam tylko o rodzicach. O ich trosce, o tym, że chciałabym się z nimi pożegnać. Nie zrobiłam tego. Nie pożegnałam się. Raikage był dla mnie jak drugi ojciec. On nigdy nie pozwalał żebym była smutna i samotna. Jeśli nikt nie mógł się mną zająć siedziałam z nim całymi dniami. Nawet, jeśli mi się tam nudziło, bo patrzyłam jak podpisuje durne papiery, to zawsze się do mnie uśmiechnął. Moi opiekunowie tacy sami. Może nie wszyscy mnie lubili, to nigdy by nie pozwolili żeby mi się coś stało. Nigdy nie zostawiali mnie samej, wymyślali różne zabawy żebym się nie nudziła. Wbiegłam do lasu i usiadłam za jednym z drzew. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Chciałam wrócić do wioski. Do ludzi, którzy od razu się uśmiechali na mój widok. Do osób, które z chęcią spędzali ze mną czas. Wyobraziłam sobie tych ludzi, na środku byli moi rodzice, jak zawsze uśmiechnięci. Już rozkładali ręce do przytulenia mnie. Zabierali mnie do domu i wymyślali różne zabawy na długie wieczory. Tata zanosił mnie do łóżka, kiedy zasnęłam lub udawałam, że śpię. Kiedy wracali z misji szybko zdawali raport i wracali do mnie. Dlaczego właśnie tak musiało być? Dlaczego oni? Nie rozumiem tego świata. Nie chce na nim być. Chce wrócić do dawnych chwil spędzonych z rodzicami i przyjaciółmi, którzy nie odwracali się ode mnie, bo rozmawiałam z kimś innym. Lubili mnie taką, jaką jestem. Znowu zobaczyłam ten obraz, obraz umierających rodziców. Nie mogłam się z tym pogodzić. Mama cała zakrwawiona, tata, który chronił mnie do ostatniego tchu. Za to, że byli razem ze mną zawsze i wszędzie. Ocierali moje łzy, słuchali mojego ględzenia, leczyli moje rany.
-Sakura. – Usłyszałam za sobą głos.
Nie chciałam się odwracać i nie chciałam z nikim rozmawiać. Ktoś przede mną ukucnął i złapał za ramię. Odważyłam się spojrzeć w ta osobę. Był to Kakashi-sensei. Patrzył na mnie ze smutkiem.
-Nie płacz już. – Wytarł mi łzy. – Nie możesz myśleć o przeszłości tylko o przyszłości.
-Ale ja nie chce myśleć o niczym, ja chce tyko moich rodziców. – Oznajmiłam przez płacz. – Nie pożegnałam się z nimi. Nie myślałam wtedy o tym, o tym, że już ich nie zobaczę. – Znowu rozryczałam się do ostatniego stopnia.
Mistrz przytulił mnie.
-No już dobrze, oni zawszę będą w twoim sercu, nie ważne gdzie są nie chcieliby cię widzieć w takim stanie. Chcą żebyś była szczęśliwa i są z ciebie dumni, że zaszłaś tak daleko. A pożegnać się nie musisz, oni słyszą każdą twoją myśl skierowaną do nich.
Spojrzał na mnie, a ja na niego przez łzawiące oczy.
-Dziękuję. – Odpowiedziałam.
Podał mi chusteczkę, otarłam nią policzki.
-Jesteś głodna?
Przytaknęłam.
-Więc nie traćmy czasu, na co masz ochotę?
Wieczorem sensei zaprowadził mnie do domu. Weszłam do niego i położyłam się na łóżku. Pierwszy raz od wypadku, czułam rodzinną miłość. Spędziłam z mistrzem całe popołudnie, na rozmowach, chodziliśmy po całej wiosce. Chwilami nawet mnie niósł, bo nie miałam ochoty już chodzić, śmiałam się razem z nim. To był jeden z najlepszych dni mojego życia po utracie rodziców. Po chwili pogrążyłam się we śnie.
-----------------------------------------------------------------------------------
Wiem dość długo nie pisałam notek przepraszam. A teraz proszę bardzo czytajcie. :)