wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 19

Siedziałam na gałęzi, rozmyślając.
-Co cię zamartwia? – Usłyszałam za sobą ten silny, ale za razem troskliwy głos.
-Nic. Tylko będę musiała powiedzieć Hokage, że wiesz o…
-Spokojnie babcia na pewno zrozumie. – Przerwał mi z uśmiechem na twarzy.
-Idź spać. Za kilka godzin ty obejmiesz wartę. – Uśmiechnęłam się do niego przez maskę, co na pewno nie zobaczył.
-Posiedzę z tobą. Nie jestem zmęczony. A ty? – Spojrzał z troską.
-Nie. – Oznajmiłam. – Naruto czy jako twoja przyjaciółka mogę ci coś powiedzieć? – Zapytałam pierwszy raz nie pewnie.
-Tak.
-Dziewczyna, która będzie z tobą w przyszłości, będzie najszczęśliwszą osobą na świecie. – Oznajmiłam i odwróciłam głowę.
-Co?! Dla…Dlaczego tak uważasz?- Zapytał tak bardzo nie pewnie.
-Jesteś silny, zabawny, troskliwy, czego chcieć więcej? – Wymieniłam, nadal nie patrząc na niego.
-Żeby nie mieć w sobie potwora. – Szepnął.
-Ale przecież zaczynacie się dogadywać! To idzie w dobrym kierunku…
-Wolałbym, aby wybrał sobie kogoś innego.
-Przestań. – Przybliżyłam się i przytuliłam go. Wzdrygnął się, nie patrzyłam na niego. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Czemu? Nie wiem. Nie miałam siły, odwagi…
-Mówiąc dziewczynę, jaką masz na myśli? – Usłyszałam jego pytanie i wróciłam do poprzedniej pozycji. Swój wzrok zatrzymałam na przeciwnej gałęzi.
-Nie wiem. Kogokolwiek…
-Ja czekam na tą jedyną. – Po tym stwierdzeniu poczułam ukucie w sercu… Spojrzałam na niego zszokowana.
-Kogo? – Zapytałam spokojnie tak, by nie myślał, że naprawdę mnie to interesuje, a interesowało bardzo.
-Dziewczyna z dobrego klanu, mieszka w naszej wiosce. Ale nie wiem czy mnie chce. Gania za innym chłopakiem.
-Dobry klan? – Szepnęłam sama do siebie.
-Tak, najlepszy! – Wykrzyknął.
Z naszego rocznika…. Najlepszy klan… Hinata! Nie, ale… Ona go kocha… Mówiła nam. Może Naruto się nie skapnął.
-Trzeba walczyć, a to zdobędziesz! – Krzyknęłam.
Spojrzał na mnie zniesmaczony.
                Po kilku godzinach drogi dotarliśmy na teren wioski. Tak jak się spodziewałam z południa nic się nie działo. Nie wyczułam żadnej chakry. Naruto szedł koło mnie rozglądając się. Amai, który bardzo go polubił, właśnie siedział mu na ramieniu. Przeszliśmy bramę wioski i właśnie w tej chwili, ktoś się zbliżał. Odwróciłam się i unieruchomiłam mężczyznę, łapiąc go za ręce.
-Jestem strażnikiem. – Oznajmił.
Puściłam go i wyciągnęłam list od Hokage. Przeczytał go i zwrócił się do kolegi.
-Zaprowadź do głównej siedziby Kazekage.
Przytaknął głową i zaczął iść. My zaraz za nim. W wiosce był czysty chaos. Ludzie pochowani w schronach. Wyburzone domy, dym unoszący się wszędzie. W niektórych chwilach słychać krzyk, dobiegający z zakątków wioski. Strażnik zatrzymał się przed chyba jedynym ocalałym budynkiem, czyli główna siedziba Gaary. Była całkowicie okrążona przez strażników. Przez chwilę wartownicy rozmawiali, a po chwili ten spod drzwi zapytał:
-Plakietkę ANBU można? - Wyjęłam z kabury etykietkę z moimi danymi. Oczywiście danymi ANBU nie moimi. Pooglądał ją i po chwili zwrócił. – A ty to?
-Naruto Uzumaki! – Krzyknął blondyn.
-Zapraszam. – Uchylił lekko drzwi, przez które weszliśmy.
-Zaprowadzę was do pana Kazekage. – Usłyszałam nie pewny głos dziewczyny, stojącej w kącie. Miała wielkie, brązowe oczy i białe, długie włosy.  Na sobie długą czarną sukienkę z dużym dekoltem. Nie powiem za dużym, bo jej piersi to się z niego wylewały. Naruto oczywiście patrzył jak oniemiały. Skierowaliśmy się za nią. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Kobieta uchyliła drzwi.
-Kazekage-sama ludzie z Konohy.
-Niech wejdą.
Naruto wbiegł jak nieopętany.
-Cześć Gaara! – Zawołał.
-Witaj Naruto. Kogo przysłała mi Hokage? – Jak zawsze spokojny.
-Mnie Kazekage.  Moje imię z ANBU to Amsa. – Ukłoniłam się.
-Myślałem, że przyprowadzi Sakurę. Słyszałem, że jest już lepsza od Tsunade.
-Ale to właśnie! – Naruto pojawił się koło mnie i ściągnął mi maskę. Szybko schyliłam głowę. Już chciał zdjąć kaptur, kiedy poczułam coś ciężkiego na głowie. Amai za syczał. -Au! Znowu mnie gryziesz?! – Wrzasnął.
Podniosłam maskę i przystawiałam ją do twarzy.
-Kazekage czy mogę iść już do pacjentów? – Zapytałam spokojnie.
-Tak. Temari! – Do biura wbiegła jego siostra. – Zaprowadź Amse do hali.
-Jasne braciszku. – Uśmiechnęła się. – Chodź.
Szłyśmy przez korytarz. Nikt nas nie mijał. Po prostu był pusty.
-Czy mogłabyś się odwrócić? Naruto rozwalił mi maskę musze ją tylko związać. – Zapytałam spokojnie.
-Naruto zawsze coś popsuje. – Zaśmiała się, zrobiła krok do przodu i patrzyła przed siebie.
Zdjęłam maskę i schyliłam głową tak by na pewno mnie nie zobaczyła. Związałam sznureczek z drugiej strony i już normalnie założyłam ją. Podeszłam do Temari i dalej szłyśmy razem. Doszłyśmy do wielkich drzwi, które były otwarte. Przeszłyśmy przez nie. Pomieszczenie było wielkie, ale wypełnione po brzegi ludźmi. Pełno Joaninów biegało w białych fartuchach, dzieci płakały, ludzie jęczeli z bólu i siedzieli przy swoich rodzinach. Pod ścianą spostrzegłam małą dziewczynkę. Była sama płakał i kurczowo trzymała się za rękę. Nie wytrzymałam odeszłam od blondynki i podeszłam do dziecka. Kiedy się zbliżałam, spojrzała na mnie przerażona. Ukucnęłam przed nią.
-Witaj Kochanie. – Zaczęłam spokojnie. Czy coś cię boli? – Spojrzała z lekko jeszcze przestraszonymi oczami i pomachała twierdząco głową. -Ręka prawda? Podasz mi ją? Spróbuje ją wyleczyć. Jeśli się zgodzisz, oczywiście.  - Powoli wyciągnęła kończynę. Złapałam ja delikatnie i zaczęłam sprawdzać stan. Tak jak się spodziewałam miała połamane kości. – Teraz może cię trochę zaboleć. – Otworzyła szeroko oczy. – Spokojnie wszystko będzie dobrze. – Zawiesiłam rękę nad jej i zaczęłam leczyć. Dziewczynka zrobiła kwaśną minę, ale po całym zabiegu uśmiechnęła się. Poruszyła rąsią w górę i w dół.
-Dziękuję! – Krzyknęła i rzuciła m się na szyję.
-Nie ma, za co. Od tego jestem. Tylko nie nadwyrężaj jej jeszcze za mocno. Lepiej, jeśli ją usztywnię. – Wstałam i zaczęłam szukać wzrokiem jakiejś apteczki lub miejsca z narzędziami. Nie daleko była otwarta apteczka. Podeszłam i wyjęłam z niej chustę. Znowu wróciłam do dziecka i usztywniłam rękę.  – Uważaj na siebie. I jeśli coś ci się jeszcze stanie przyjdź do mnie. Powinnam tu jeszcze przez jakiś czas być.
-Dobrze. – Oznajmiła uradowana.
-Amsa! – Usłyszałam za sobą krzyk. Temari podbiegła do mnie. – Wszędzie cię szukałam! Nie uciekaj tak! Nie masz prawa!
-Już, uspokój się. Przestraszysz ją. – Spojrzała za mnie.
-Panno Amso czy mogę w czymś pomóc? – Zapytał mnie jakiś czarnowłosy chłopak. Mógł być w moim wieku, może rok starszy. Brązowe oczy patrzyły na mnie wyczekująco.
-Po pierwsze, dlaczego nie pomogliście jej. To jest dziecko, ono bardziej cierpi. Po drugie proszę o swój własny kont, który jest zasłonięty i przyprowadźcie mi najbardziej rannych wraz z dziećmi. Chce wszystkie narzędzia nie zapomnijcie o tych najprostszych, czyli bandaże i plastry. Jedną bardzo zaufaną i szybką osobę do pomocy. Znieczulenia i śpiączki. Wszystko na teraz. – Wygłosiłam mu. Patrzył jeszcze przez chwilę jakby analizował wszystkie słowa.
-Jasne! – Pobiegł przed siebie. Nie zwracając uwagi na Temari odwróciłam się jeszcze do dziecka.
-Czy są tu twoi rodzice?
-Nie wiem. Przybiegłam z senseiem z Akademii.
-Dlaczego się tobą nie opiekuje?
-Bo byłam wolna i słaba. Spadłam z dachu, ale na szczęście tylko złamałam rękę. Zdążyłam do nich dobiec jak czekali na pozwolenie na wejście.
-Temari czy możesz jej pomóc? Czy mam znaleźć kogoś innego? – Wstałam i zwróciłam się do blondynki.
-Zaraz poszukamy twojej rodziny. – Uśmiechnęła się i wzięła dziecko. Odeszły.
-Panno Amso wszystko już jest.  – Podbiegł do mnie tamten chłopak.
-Kto jest moim pomocnikiem? – Rzuciłam żeby móc już kogoś wykorzystywać.
-Ja. – Odpowiedział krótko. – Jestem Anzai Seiki. Do usług.

-Mów mi po prostu Amsa. Seiki zaprowadź mnie do mojego pomieszczenia. – Zaśmiałam się w duchu.
-----------------------------------------------------------------
Nie jestem zadowolona ani trochę z tego rozdziału. Jest nudny i 3/4 to dialogi. Nie wiem czemu tak wyszło. Ale muszę się za siebie wziąć. Dajcie swoją opinię w komentarzach. :)
Pozdrawiam i życzę udanych, ostatnich dni wakacji. :) 

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 18

Tak jak obiecałam jest nowa notka! Udało się! Jest szybciej niż zawsze! 
Zapraszam do czytania! Nie jest za bardzo ciekawa. Myślę, że następna będzie lepsza. :)
I dawajcie komentarze, jest tyle wyświetleń a komentarzy zaledwie 3 lub 4 nie licząc moich. Większość z was pisze i wiecie, jakie to motywujące! 
Dobra koniec mojego gadania, bo i tak pewnie nikt tego nie przeczyta. 
-------------------------------------------------------------------------------------------
Zatrzymałam się na drugim polu treningowym. Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówi?
-Senpai...
-Chce wstąpić do Akatsuki. - Powiedziałam przerywając mu.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Czyś ty zgłupiała???????!!- Wrzasnął na mnie. 
-Nie! Tam jest Dei. On powiedział...
-Ale to nie jest miejsce dla ciebie! Oni szybciej Cię tam zabiją! Wzajemnie chcą się zabijać, niektórzy, a co dopiero nową! Musisz to zrozumieć! Wracamy do domu, idziesz spać, a jutro wstaniesz na misję! Jasne?! - Krzyczał na mnie.
-Tak. - Oznajmiłam spokojnie i złapałam jego łapkę. 
Przenieśliśmy się do mojego pokoju. Bez mycia i przebierania rzuciłam się na łóżko. Nie chciałam go słuchać. Poczułam jak materac ugina się przy moich nogach, a po chwili czułam jego sierść. Nie mogę tego wszystkiego zrozumieć. W Konosze nie mogę się z nikim przyjaźnić. W Błyskawicy chcą mnie zabić. A do Akatsuki zabrania mi iść KOT. Naruto mam nadzieje, że nadal będziemy przyjaciółmi. Nie poddam się. 

Wstałam zrobiłam swoją codzienną rutynę. Wyszłam przez okno i usiadłam na dachu, nad oknem Naruto. Usłyszałam jak się otwiera. Blondyn wychylił się.
-To ty? - Powiedział nie za szczęśliwie. 
-Tak. Idziesz? Już pewnie na nas czekają. - Powiedziałam zeskakując z dachu na przeciwko niego. Amai szedł za mną. 
-Jasne.... – Oznajmił mi niezadowolony.
Szliśmy w ciszy, przez prawie cala wioskę. Ciągle miałam w myślach to, dlaczego ja nie mogę się z nikim przyjaźnić. Czemu nikt mi wszystkiego nie mówi.  Naruto wyciągnął mnie z moich myśli.
-Znasz Sakure-chan?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Trochę zmieszana odpowiedziałam.
-Jestem z ANBU nie znam innych ludzi. Nikt mnie nie może znać. 
-Aaaa.... Myślałem, że jeśli jesteś dobrym medykiem to się znacie. – Powiedział załamany.
-Ale raz miałam z nią misję. Mówiła o tobie. – Oznajmiłam szybko, chciałam mu trochę o mnie powiedzieć.
-Naprawdę? Co?? -  Zainteresował się.
-Że jesteś dziecinny.
-A....
-I że za tobą tęskni i ma nadzieje, że tak jak obiecałeś wrócisz. 
Naruto od razu się uśmiechnął. 
-Chciałbym się z nią spotkać, ale babunia...
-Nie możesz. Ona ciągle siedzi w szpitalu i coś robi. Zawsze coś jej znajdą. Raczej już w ogóle jej nie zobaczysz. Możliwe, że wyjedzie do swojej wioski. 
-Nie może! Jeśli jest jej ciężko pomogę jej. Nawet, jeśli miał bym siedzieć i opatrywać rany. 
-W końcu jesteście! Co tak długo?! - Krzyknęła Hokage.
-Zagadaliśmy się! - Wrzasnął Naruto.
Tsunade-sama spojrzała na mnie surowo. Pokręciłam przecząco głową, że nic nie mówiłam. 
-To macie zanieść. Sak...Słuchaj się Amsy, Naruto. Ona tu rządzi. - Podała nam pudełko, które zabrał Naruto. - Macie trzy dni.  Jeśli nie dojdziecie, dostaniecie karę. - Powiedziała stanowczo. - Udanej misji. -Uśmiechnęła się i odeszła. 
-Idziemy! - Krzyknęłam. 
-Ale...
-Idziemy głąbie. 
-Ej tylko Sakura-cha tak na mnie mówiła!
-I teraz też ja. Chodź! – Wrzasnęłam i pociągnęłam go za sobą.
Większość drogi nie odzywaliśmy się. Nie dziwiłam mu się. Nie wie, kim jestem. Co chwila zerkałam na niego. Nie wiedziałam, co mówić. Chciałam z nim porozmawiać, ale nie mogę się do niego odzywać.


Gabinet Hokage (w trzeciej osobie)
Jiraya patrzył wyczekująco na Tsunade.
-To dowiem się, czemu nie mogą się spotykać? – Zapytał dość poważnie.
-Starszyzna zabroniła. – Powiedziała cicho.
-Od, kiedy ty się jej słuchasz?
-Zagrozili mi.
-Jak?!
-Powiedzieli, że jeśli ona będzie się z nim przyjaźnić. To powiadomią, Raikage, że ma ją stąd zabrać. Ona nie może tam wrócić! Musimy jej chronić! Trzeci tak chciał i ja dotrzymam jego prośbę! Inaczej może zginąć.
-I ty od razu tak zabraniasz się jej z nim spotykać? A jeśli zorientuje się, że to ona? To, co wtedy? Nie wykręci się! Mają razem misję!
-Nie dowie się!!
-Skąd wiesz. Żeby ci nie przyszła i powiedziała, że on już wie.
-Martwię się o nią. Nie wiem, co mam robić, żeby było jej jak najlepiej.
-Niech odejdzie od ANBU, będzie mogła przyjaźnić się, z kim chce i dalej uczy się medycznego ninjutsu.
-Ale starszyzna…
-Olać ją! Jeśli będzie trzeba wstawie się za nią i nie oddam jej Raikage. A teraz idziemy na sake.


Las Sakura i Naruto. (W pierwszej osobie Sakury)
-Robimy przerwę! – Krzyknęłam do niego.
-A, co zmęczona?
-Nie, tylko został nam z jakieś pół dnia drogi, a tam jest wojna, więc trzeba zebrać siły. Chodź na tą polanę. – Pokazałam na jakąś trawę.
Przytaknął mi skinieniem głowy i zeskoczyliśmy.
-Senpai ja idę sprawdzić teren. – Oznajmił mi Amai.
-Jasne.
-Pójdę pozbierać drewno na opał. – Powiedział Naruto i zniknął.
On pobiegł czy użył techniki? Zastanowiłam się chwilę nad nim. Z wyglądu stał się bardziej męski, ale z charakteru to ciągle dawny Naruto, który się wygłupia. Rozłożyłam swój namiot i przygotowałam miejsce na ognisko.
-Jestem! – Usłyszałam za sobą głos blondyna. – Rozpalę to. – Powiedział i podszedł do ogniska.
-Pójdę sprawdzić mapę, żeby wiedzieć, z której strony najlepiej wejść do wioski.
-Jasne! Potem przyjdę i ustalimy wszystko. Tylko rozpalę ognisko. – Zaczął się śmiać.
Uśmiechnęłam się pod maską i poszłam do namiotu. Otworzyłam mapę od Tsunade, która pokazywała, gdzie na pewno jest wielka bitwa. Ze wschodu toczy się średnia, z północy nie ma nic, ale w sumie to jest dobre miejsce na skrytkę. Pamiętam chowałam się tam z moimi ludźmi, jak miałam jakąś misję. Z południa też jest pusto, a z zachodu toczy się duża bójka. Więc najbezpieczniej będzie z południa. Usłyszałam pukanie.
-Wejdź! – Krzyknęłam.
-Wiec, którędy idziemy? – Uradowany Naruto usiadł naprzeciwko mnie.
-Z południa, tam nic nie ma. A wszędzie indziej są bitwy. Nie jest powiedziane, że tam się nie toczy, ale lepiej iść tędy.  – Spojrzałam na niego, przyglądał mi się z ciekawością.
-Jasne. Jesteś medykiem, więc ja biorę się za największą walkę, jeśli coś. Pamiętaj. – Oznajmił mi spokojnie.
-Jestem w ANBU, jestem wyszkolona…. – Zaczęłam nerwowo, ale mi przerwał.
-Ale medyk jest zawsze potrzebny. – Powiedział bardziej stanowczo.
-Senpai! – Usłyszałam krzyk kociaka.
Po chwili poczułam jak coś usiadło mi wokół szyi i zdjęło kaptur razem z gumką z włosów. Moje kudły, które miałam już do połowy pleców, opadły
-Amai!!! – Krzyknęłam, zrzuciłam kota i założyłam kaptur.
-Masz różowe włosy?! – Zapytał zdziwiony Naruto. – Sakura?! To ty?! – Przybliżył się do mnie i zdjął maskę. – Sakura-chan!! Dlaczego?!
-Naruto. – Zaczęłam się tłumaczyć.
-O co tu chodzi?! – Krzyknął wkurzony.
-Posłuchaj. – Znowu przerwał.
-Czemu mnie wszyscy kłamiecie?!
-Zamknij się i słuchaj!!!- Wrzasnęłam i walnęłam go mocno w głowę. – To nie mój wymysł, tylko Hokage. Ja chce cię znać. Tęskniłam za tobą. Myślałam, że już nie wrócisz. Muszę się jej słuchać. Musisz zrozumieć, że nikt nie może wiedzieć, o tym, że jestem w ANBU.
-I co wolisz się słuchać babci niż się ze mną spotykać! – Wrzasnął na mnie.
-Naruto… - nie wytrzymałam łzy szczęścia poleciały mi z oczu.
-Przepraszam, powiedziałem to za stanowczo? Sakura-chan nie płacz i nie bij.
-Naruto! – Rzuciłam się mu na szyję. –Jak ja tęskniłam! Myślałam, że zostanę tam sama!
-Senpai… idę pilnować. A wy sobie porozmawiajcie. – Powiedział cichutko i wyszedł.
-Na… naprawdę tęskniłaś? – Powiedział cicho.
-Tak! – Spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Przepraszam! Naprawdę! Hokage kazała mi sie nie pokazywać tobie. Nie wiem, dlaczego. Ja... Ja chce cie znać. Nawet nie wiesz jak sie cieszę, że mogę z Toba porozmawiać. - Naruto był taki ciepły i miał mocne mięśnie, które pod moim uściskiem naprężyły się. Przez kilka chwil nie odzywał sie, a dla mnie stało sie trochę nie komfortowo przytulanie go bez wzajemności. - Naruto... - Zaczęłam cicho. Odsunęłam sie od niego załamana. Jednak za chwile pociągnął mnie za rękę i mocno objął.  -Na...
-Po prostu przywitajmy się jakby to wszystko sie nie zdarzyło. - Powiedział.
Kilku minutach odsunęliśmy się od siebie. Zdjęłam płaszcz i odłożyłam go na bok. Naruto zaczął mnie obserwować. Od góry do dołu i na odwrót, w końcu zatrzymał wzrok... Na moi dekolcie! W sumie mój strój ANBU nie był taki sobie. Strój ANBU, co ja mówię, nie noszę go. Ubieram tylko maskę i płaszcz, reszta to tylko moje wymysły. Buty ninja, krótkie, czarne spodenki z pasem, na których były trzy kabury i katana. Bluzka tego samego koloru z bardziej obszernym dekoltem i na niej bezrękawnik taki jak noszą ANBU, bo jednak chroni przed uderzeniami. To nie było dobre uczucie, kiedy chłopak patrzył cały czas na to bez żadnych skrupułów.
-Naruto. - Powiedziałam spokojnie.
-Tak? - Zapytał nie odrywając wzroku.
-Przestań gapić się mi sie na dekokt!!! - Wrzasnęłam i walnęłam go w głowę.
-Przepraszam. - Powiedział i podrapał sie stylu głowy.
-Jiraya-sama chyba cie pogorszył.
-Zboczeniec? To on podglądywał wszystkie dziewczyny w łaźniach. Ja byłem grzeczny. Co robiłaś w wiosce, kiedy mnie nie było?
-Ćwiczyłam z Tsunade-sama, Kakashim-sensei i Amaiem. Dołączyłam do ANBU, pomagam w szpitalu i wymyśliłam kilka nowych technik medycznych.
-Wymyśliłaś???!! - Powiedział taki zafascynowany.
-Znaczy dopracowałam kilka trucizn by były jeszcze lepsze, ale Hokage i tak o ty nie wie. Robiłam to w wiosce kotów. I wymyśliłam, ale jeszcze nie dopracowałam dwie techniki.
-Czemu o tym nie wie?
-Ponieważ nie chce o nich nikomu mówić. Wykorzystaliby je, a tego nie chcę.
-Nie ma sprawy, nikomu nie powiem! Ja zaczynam dogadywać się z Kuramą. Nawet nieźle nam to wychodzi. Ale to jeszcze nie to, tracę nad sobą kontrolę. – Zaczął nie pewnie, ale skończył swoją wypowiedz.
-Kurama? – Zapytałam nie wiedząc, o kim mówi.
-Dziewięcoogonniasty.
-Świetnie, że w końcu coś się ruszyło. – Powiedziałam zadowolona, to już był jakiś postem.
Chłopak zarumienił się i podrapał.
-A ten kot i ta wioska kotów. Co to? – Zapytał niepewnie.
-Amai to kot mojej rodziny. Zachowuje się jak dziecko, ale pomaga mi. To jak Akamaru dla Kiby.
-Fajnie! Od kiedy go masz? – Jego mina to było połączenie zdziwienia i szczęścia.
-Od bardzo dawna. Nawet był raz na naszej misji, kiedy byliśmy jeszcze zgraną drużyną. – Wspomnienie o tamtych czasach, wywołało smutek w moim sercu.
-I dlaczego nikt go nie widział? Jak? – Naruto coraz bardziej był tym wszystkim zdziwiony.
-Zmniejszył się i schował do kieszeni. Proste.  – Powiedziałam spokojnie.
-Pewna dziewczyna Amsa, się nazywa. Powiedziała mi, że chcesz uciec z wioski. To prawda? – Zaczął smutno.
-Nie mam zamiaru nigdzie odchodzić. – Po części skłamałam, nie wiem, co jeszcze zrobię.
-Senpai! – Amai wbiegł do namiotu. – Zdejmij to ze mnie! I niech ktoś obejmie wartę, to jest nudne!
Naruto zrobił zdziwioną minę. Zaśmiałam się pod nosem i wstałam. Ukucnęłam przed kotem i zdjęłam z niego płaszcz.
-Przedstaw się ładnie. – Nakazałam mu.
-Jestem Amai Haruno. Kot rodu Haruno.  Pomagam im i zawsze jestem przy nich. Więcej nie mogę ci nic powiedzieć, bo musiałbym cię zabić.
-Takie małe coś, jak ty! Zabić mnie?! – Naruto zaczął się śmiać.
Zwierzę szybko przeniosło się koło niego. Ugryzło go i zadrapało rękę.
-Ał! To boli! – Krzyknął.
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz! – Zdenerwował się Amai.
-Przepraszam no! – Szybko powiedział.
-To ja idę na wartę! – Wrzasnęłam, zabrałam maskę i płaszcz. Wyszłam z namiotu i z gracją wskoczyłam na jedną z wyższych gałęzi drzewa. Usiadłam z nogą na nodze oraz wyciszyłam chakre.