sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 10

Dodarliśmy do biura bez żadnych sprzeczek. Kakashi zapukał do drzwi. Nie usłyszeliśmy odpowiedzi, ale drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich pomocnicę raikage.
-W, czym mogę pomóc?
-Przybyliśmy z listem dla Raikage z Konohy.
-Raikage ma teraz trening ze swoim uczniem. Mogę tam pana zaprowadzić.
-Dziękujemy.
Całą drogę przyglądałam się biurowi. Teraz wyszliśmy na pole treningowe. Był tam Raikage razem z Bee. Lubiłam go.
-Panie Raikage. Przybyli wysłannicy z Konochy.
Od razu spojrzeli w naszą stronę. Wzrok oczywiście zatrzymali na mnie.
-Sakura? – Zapytał Bee.
Uśmiechnęłam się. Teraz już wszyscy będący na tym polu patrzyli się na mnie. Nawet członkowie mojej drużyny. Raikage podszedł do mnie. Ukucnął. Był dość wysoki. Spojrzał mi w oczy.
-No pewnie, że to ona. – Powiedział radośnie. – Widzę po jej pięknych zielonych oczach.
Wstał i wziął mnie na ręce.
-Musimy pokazać cię reszcie.
-Co to to nie? – Odpowiedział Kakashi-sensei.
Teraz wszystkich wzrok spoczął na nim.
-Hokage powiedział, że nie mamy nikomu mówić o jej wyjeździe tutaj.
-Hokage, Hokage ja jego nigdy nie słuchałem.
-Ale to był mój rozkaz i nie mogę go tak po prostu nie posłuchać.
Spokojnie zabrał mnie z rąk Raikage.
-To zwój przyniesiony z wioski. Kazano nam go panu oddać.
Zabrał zwój. Otworzył i szybko przeczytał. Jego twarz zmieniła się z radości na złość.
-I, co zadowoleni jesteście zabierając ją? – Powiedział stanowczym tonem i pokazał na mnie. – Mam nadzieje, że chociaż zostaniecie na kilka nocy. – Zmienił ton na milszy.
-Tak. Dzieciaki są wykończone. – Odpowiedział sensei.
-Rei zaprowadź ich do jakiegoś mieszkanka. A czy Hokage mówił coś o tym żeby nie spędzała ze mną czasu?
-Nie.
-To chce ją zabrać w jedno lub kilka miejsc.
-Proszę.
Przeszedł koło mnie, a ja zaczęłam iść za nim. Szliśmy powoli. To był wspaniały widok, te same sklepy, co rok temu, te same uliczki i nawet ci sami ludzie chodzący po miasteczku. Wiedziałam gdzie idziemy. Zmierzamy do miejsca, w którym mieszkałam. Mój dom, raczej teraz gruzy, znajdował się na uboczu. Był ogromny. Wielkie pomieszczenia, po których biegałam, kiedy się nudziłam. Przytulna kuchnia, w której cały wolny czas spędzała mama. Mój pokój znajdujący się na piętrze. Cały w pięknym, artystycznym bałaganie. Nigdy nie sprzątałam zabawek jedynie ubrania i ważne rzeczy układałam na miejsce. W salonie spędziłam dużo czasu, czekając z opiekunami na powrót rodziców. 
-Jesteśmy. Wiem, że inaczej to sobie wyobrażałaś.
Spojrzałam przed siebie. Wszędzie drewno, cegły, proch. Oczy mi się zaszkliły. Gdy pomyślę, że kiedyś tu mieszkałam. Dlaczego to tak musiało wyglądać? Dlaczego moi rodzice byli takimi zdolnymi jouninami? Czemu mieszkaliśmy w wiosce, w której nie lubili takich ludzi? Dlaczego ja musiałam zostać, czemu nie mogłam umrzeć razem z nimi? Dlaczego musieli po mnie przyjść jacyś ludzie z Konohy? Pytam się, dlaczego? Po tym główkowaniu z moich oczu wyłoniły się już pierwsze łzy, które narastały. Było ich coraz więcej i więcej. Nie umiałam zrozumieć, dlaczego to właśnie mnie musiało spotkać. Ale ciągle dręczyło mnie jeszcze jedno pytanie. Dlaczego moi rodzice kazali zabrać mnie do Konohy?
-Nie płacz. - Ukucnął koło mnie i objął ramieniem. – Minął rok, na pewno już ci jest dobrze w nowej wiosce. – Pokręciłam przecząco głową. – Chciałbym ci coś dać. I opowiedzieć. Chcesz? – Przytaknęłam.
Podał mi pudełko. Otworzyłam je. Znajdowały się tam dwa czarne płaszcze. Na jednym był wyszyty napis „waleczna”, a na drugim „mocarz”. Spojrzałam pytająco na Raikage.
-Już ci tłumaczę. Twoi rodzice byli najlepsi z naszej wioski. Dostawali najważniejsze misje. Czasem nawet ledwo wychodzili z nich cało. Pewnego razu jedna z krawcowa uszyła te dwa płaszcze i nadała przezwiska twoim rodzicom. Od tamtej pory tak ich nazywali i chodzili w tych płaszczach.
-I, dlaczego je dostałam?
-Słuchaj.
//Wspomnienie Raikage// (teraz będę pisać w trzeciej osobie)
-Mistrzu! – Po całym budynku rozległ się radosny głos Manabu (jeśli ktoś nie pamięta to ojciec Sakury)
Wbiegł bez pukania do biura Raikage.
-Coś się stało? – Zapytał zdziwiony.
-Coś bardzo radosnego. – Wymachiwał radośnie rękami robiąc nimi okrąg.
Szedł coraz bliżej biurka, za którym siedział Raikage.
-Bez ceregieli. – Westchnął.
-Chika jest w ciąży. – Raikage spojrzał pytająco. – Będę tatą. Zawsze o tym marzyłem.
-A nie marzyłeś, żeby zostać najzdolniejszym schinobi?
-To już się spełniło. Teraz chce być jak najlepszym ojcem.
-Kończysz z misjami? – Zapytał, a w myślach bał się najgorszego.
-Nie.
-To jak chcesz te oby dwie rzeczy pogodzić?
-Będę wyruszał na misje z Chiką, jeżeli ktoś będzie opiekował się dzieckiem.
-Będę robił, co w mojej mocy żeby zawsze ktoś przy nim był.
-Jeszcze jedno.
-Tak?
-Chce żeby to została u pana. – Podał pudełko. – Nie będziemy już tego używać. Ale jeśli by się coś nam stało proszę dać to naszemu dziecku. I proszę powiedzieć, że zawsze będziemy z niej dumni. A teraz muszę wracać. Chika siedzi sama w domu. Jeśli będę potrzebny, wyruszę na misje.
//Wspomnienie Raikage//
-Rodzice teraz byliby z ciebie dumni.
Uśmiechnęłam się.
Zaprowadził mnie do mieszkania, w którym siedziała już reszta drużyny. Pożegnałam się i weszłam do środka. Pierwszy zaatakował mnie Naruto, od razu zobaczył, że mam w reku pudełko.
-Co tam masz Sakura-chan?
Wszyscy od razu spojrzeli w moją stronę. A najbardziej tym zainteresowany był sensei. Nie ufał Raikage wiem to.
-Dostałam coś od Raikage. Ale to nie twój interes,.
Zrobił zawiedzioną minę i wrócił do senseia, który chyba właśnie coś im tłumaczył. Dosiadłam się i posłuchałam wykładu.  
---------------------------------------------------------
Dodałabym już wczoraj, ale u mojego taty net się zepsuł. :)

sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 9

-Sakura wszyscy idą na kolacje. Idziesz? – zapytał mnie sensei.
-Tak.
Naruto nadal nie rozmawiał z Sasuke. Gdy wróciliśmy do pokoju położyłam się i o dziwo szybko zasnęłam.
Otworzyłam szeroko oczy i w szybkim tempie zmieniłam pozycje z leżącej na siedzącą. Nie równo oddychałam. Już któryś raz z kolei śni mi się ta sama przygoda. Moi rodzice umierają. Nasz dom wybucha. A ja prawie siłą jestem zabierana z wioski. Bez rozmowy z raikage, bez pożegnania się z wszystkimi. Spojrzałam na materac senseia. Nie spał siedział i miał podniesiony wzrok na mnie. Prawdopodobnie czytał książkę, bo miał ją w ręku.
-Co jest? – zapytał dość troskliwie.
-Nic. Już dobrze.
Przeniósł wzrok ze mnie na książkę.
//wspomnienie//
-Jestem Kurenai Yuhi. A ty? – przy tym podała mi rękę.
-Sakura Haruno. – odwzajemniłam to i podałam jej rękę.
-Pójdziesz z nami do Konohy.

Po usłyszeniu tego słowa zabrałam rękę. Pewnie ze strachu. Spojrzałam na twarz kobiety, była lekko zawiedziona i zdziwiona. Spojrzałam na Kakashiego, patrzył na kobietę. A ich tworzysz biegał w tą i powrotem.
-Co tu taka cisza? – zapytał podchodzący do nas Jiraya-san.
Spojrzał na wszystkich i ukucnął przede mną.
-Co jest śliczna? – nie odpowiedziałam nie miałam zamiaru. – Nie możesz z nami nie rozmawiać.
Kiedy usłyszałam wcześniejsze słowa kobiety: „Pójdziesz z nami do Konochy.” Nie mogłam z siebie nic wydusić. Kakashi-sensei chciał wstać i mnie zostawić. Złapałam go za nadgarstek. Spojrzał na mnie.
-Widzę, że cię polubiła. Będziesz się nią opiekował przez całą drogę. – Jiraya-san zwrócił się do Kakashiego. –Idziemy.
Mężczyzna pociągnął mnie za rękę tym samym ustałam. Nie chciałam się ruszyć, ale sensei był silniejszy i zaczął mnie ciągnąć. Kiedy zobaczyłam, że nikogo to nie interesuje. Zaczęłam krzyczeć.
-Nigdzie z wami nie idę! Tu jest mój dom nie jakaś Konoha!
Poczułam łzę lecącą po moim policzku. Wszyscy jak na komendę odwrócili się w moją stronę.
-Twoi rodzice tego chcieli. – odpowiedział mi łagodnie senin.
-Nie wierze wam.
Wolną ręką ocierałam łzy lecące z moich oczu.
-Proszę.
Pokazał mi jakiś papier podpisany przez moich rodziców. Widniał na nim napis:
Chcemy żebyście zabrali ją do Konohy.
-Już nam wierzysz?
Pokiwałam głową.
Wszyscy szli dosyć szybko. Ja dreptałam za nimi. Ciągle się potykałam o swoją sukienkę i widziałam zamazany obraz przez ciągłe łzy spływające z oczu. Mama ubrała mi sukienkę, bo było jakieś święto wioski, a potem musiałam iść do mojego nauczyciela. W pewnym momencie przewróciłam się na drogę. Nikogo to nie zainteresował, więc tylko wstałam i poszłam dalej. Byłam już całkowicie zmęczona łzy napływały do moich oczu, które same się zamykały. Stwierdziłam, że nie idę dalej. Poszłam na bok drogi, usidłam i próbowałam nie zasnąć. Kakashi-sensei wymienił kilka zdań z Jirayom-senei i zaczął iść w moją stronę. Ukucnął.
-Co się stało?
-Jestem zmęczona. Nie dam rady dalej iść. A wy nawet nie zwracacie na mnie uwagi.
Nadal mówiłam w płaczu i wycierałam oczy. Nie każdego dnia człowiek widzi jak jego rodzice umierają.
-Nie możemy się teraz zatrzymać. Jedynie mogę cię ponieść.
Spojrzałam na jego twarz albo pół twarzy przecież połowę miał zasłoniętą. Uśmiechał się. Kiwnęłam głową i wziął mnie na barana. Dogonił resztę. Głowę miałam odwróconą w przeciwną stronę drużyny. Obiecałam sobie, że nie zasnę. Jednak za chwile pogrążyłam się we śnie.
Obudziłam się leżałam przykryta kocem, znajdowałam się w namiocie. Przetarłam oczy i wyszłam z niego. Koło namiotu siedział czytający Kakashi-sensei. Spuścił wzrok z książki na mnie.
-Jest noc możesz spać. –oznajmił mi.
Pokręciłam przecząco głową. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Dlaczego ktoś zabił moich rodziców? – zapytałam cicho, lecz tak żeby usłyszał.
-Wiesz w życiu są ludzie dobrzy i źli. Jedni chcą zabijać inni od tego odbiegają.
Wyszłam z kocem z namiotu i usiałam koło senseia.
-Niektórzy zabijają bez powodu inni mają ku temu cel. Twoich rodziców zabito ku jednemu celowi.
-Jakiemu?
-Byli zbyt zdolni, a w twojej wiosce nie lubili takich ludzi. Tylko raikage uwielbiał, ale nie inni Jounini.
-Jeśli moi rodzice o tym wiedzieli to, dlaczego nie uciekali?
-Ponieważ są oddani swojej wiosce. Ale chcieli ciebie chronić wysłali list do nas i także umarli.
-Dlaczego umarli dla mnie?
-Dlatego, że jeśli by nadal żyli ciągnęliby za sobą kres nieszczęść. Czego nie chcieli.
-Jakich nieszczęść?
-Mogli by zacząć cię porywać i prosić o okup. Mogliby próbować ciebie zabić.
-Dlaczego? – dopytywałam się.
-Kochali cię nad życie i nie chcielibyś miała takie kłopoty. A inni chcieliby ci coś zrobić żeby twoi rodzice sami prosili o śmierć.
-I, dlatego zabili moich rodziców?
-Jestem pewny, że oni dali by sobie radę z nimi, ale woleli umrzeć.
-I mnie zostawili.
-Nie myśl, że zrobili to po to byś została sama. Chcieli cię chronić.
-Znał pan moich rodziców?
-Mój kolega znał. Opowiadał mi o nich.
-Dziękuje. – spojrzał na mnie pytająco. – Że pan mnie uratował.
//Wspomnienie//
Spojrzałam jeszcze raz na senseia. Siedział czytając książkę. Położyłam się i dalej spałam. Obudziłam się wczesnym rankiem. Przetarłam zaspane oczy i rozejrzałam się po pokoju. Sensei nadal siedział i nadal czytał tą książkę. Czy on w ogóle śpi? Zauważył, że wstałam. Stwierdziłam to po tym, że zaczął się na mnie patrzeć. Miło się przywitał i kazał powoli się ubierać i spakować. Po zrobieniu tego poszłam do pokoju kolegów z drużyny. Już przed drzwiami słyszałam wrzask Naruto. Bez pukania weszłam do pokoju. Po przekroczeniu progu, zaatakowała mnie poduszka. Spojrzałam na osobę, która to rzuciła, oczywiście był to Naruto.
-Naruto! – wrzasnęłam.
-Sakura-chan. – spojrzał ze zdenerwowaniem, a po chwili piszczal z bólu. Sasuke zaczął pakować wszystko do swojego plecaka.
Resztę drogi spędziliśmy nie rozmawiając ze sobą. Byliśmy już tak zmęczeni, że nawet po Sasuke było to widać. Ale sensei mówił, że już niedługo będziemy na miejscu i mamy wytrzymać.  Spojrzałam na słońce, potem przed siebie i… I zobaczyłam bramy mojej wioski. Ja ich pamiętałam, a czy oni mnie? Weszliśmy przez bramę. Wszyscy przywitaliśmy się ze strażnikami. Sensei powiedział w jakiej sprawie przybyliśmy. Co jakiś czas, któryś z ochroniarzy patrzył się na mnie.
-Imiona poprosimy. – powiedział jeden z ochroniarzy.
Zawsze wypytują się wszystkiego jak ktoś przychodzi.
-Kakashi Hakate. A moi podopieczni Sasuke Uchiha, Naruto Uzumaki i Sakura Haruno.
Jeden z ochroniarzy wzdrygnął się na moje imię i od razu spojrzał. Ja tylko serdecznie się uśmiechnęłam. Zaprosili nas do wioski. Zaproponowali nam zaprowadzenie do biura Raikage. Sensei odmówił. Dodarliśmy do biura bez żadnych sprzeczek. Kakashi zapukał do drzwi. Nie usłyszeliśmy odpowiedzi, ale drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich pomocnicę raikage.
-W, czym mogę pomóc?
-Przybyliśmy z listem dla Raikage z Konohy.
-Raikage ma teraz trening ze swoim uczniem. Mogę tam pana zaprowadzić.
-Dziękujemy.
-----------------------------------------------------------------------------
Oto nowa notka. A że za kilka dni święta życzę wam Wesołych Świąt, spełnienia marzeń, dużo prezentów pod choinkę. I żebyście spędzili je z rodziną. :)

czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział 8

Nasze pierwsze misje były nudne na przykład szukanie kota, który strasznie denerwował. Malowanie płotu i robienie zakupów. Przy tych misjach nawet nie używaliśmy w nim żadnych technik. Kiedy wróciliśmy z ostatniej misji Naruto już nie wytrzymał. Zaczął wrzeszczeć na Hokage.
-Te misje są nudne! Nie możemy w nich pokazać naszych umiejętności!
-Żebyś jeszcze jakieś miał. - usłyszałam szept stojącego koło mnie Sasuke.
-Chcemy jakąś lepszą misje! - ciągnął Naruto. - A nie uganianie się za kotem, malowanie płotu lub robienie zakupów.
-Uspokój się Naruto. - powiedział dość ostro sensei.
-Chcecie innej misji? - zapytał po chwili Hokage.
-Tak. - opowiedzieliśmy równocześnie.
-Przeniesiecie jeden zwój do wioski błyskawicy. Ponieważ Sakurę tam znają nie powinniście mieć kłopotów, ale musicie pilnować tego zwoju jak oka w głowie. Wyruszacie jutro rano. Wyśpijcie się czeka was długa droga.
-Dobrze. - znowu odpowiedzieliśmy razem. - Do widzenia.
Oczywiście mój wieczór wyglądał codziennie tak samo. Nauka u Tsunade-sensei. Powrót do domu zjedzenie kolacji, przeczytanie jakiejś książki oraz umycie się i spanie. Usłyszałam szelest za oknem. Spojrzałam na zegarek 3:25. Nikt o takiej godzinie nie wychodzi na spacer. Patrzyłam uważnie na okno. Podeszłam do niego. Z dachu zwisała noga. Otworzyła okno i wyjrzałam. Osoba siedząca na dachu spojrzała na mnie i zeskoczyła.
-Coś się stało? - zapytał ze stresowany.
-Przestraszył mnie pan.
-Przykro mi. - wyczułam jego głosie odrazę, chciał się mnie jak najszybciej pozbyć.
-Może już pan tego nie robić?
-Dobrze. A teraz już wracaj do środka na dworze jest zimno.
Zamknęłam okno i wróciłam do łóżka. Spojrzałam na jounina jeszcze raz. Chodził w tą i z powrotem. Żaden z moich "ochroniarzy" mi nie ufa. Jedynie, którzy zachowywali się przy mnie normalnie to Kakashi-sensei i Asuma-sensei. Inni mieli do mnie odrazę i myśleli, że to ja kazałam siebie pilnować, a to nie prawda. Jounin usiadł na parapecie z zewnętrznej strony, a ja pogrążyłam się we śnie. Usłyszałam denerwujący pisak. Spojrzałam na zegarek. Wyłączyłam budzik i chwiejnym krokiem ocierając oczy ustałam przed szafą. Wyjęłam czarne legginsy za kolano i różową tunikę, która miała dwa białe paski na ramionach. Rozczesałam włosy i zawiązałam na czubku głowy swój ochroniacz. Wzięłam plecak włożyłam do niego potrzebne rzeczy. Zeszłam na dół, zjadłam śniadanie. Po skończonym posiłku weszłam na górę i zabrałam plecak. Kiedy schodziłam na dół usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je, a przede mną stał Kakashi-sensei. 
-Dzień dobry. - powiedziałam zaskoczona. 
-Witaj. Muszę z tobą porozmawiać zanim wyruszymy. 
-Dobrze. 
Zaprosiłam go do środka. Usiadł na sofie w pokoju, a ja na fotelu naprzeciwko. 
-Na czas misji ja się tobą opiekuję. Wyruszamy do twojej wioski i nie wiem jak oni cię przyjmą, Na postojach śpisz w jednym pokoju lub namiocie z chłopakami. Uprzedzę twoje pytanie. Jeśli coś się stanie będzie szansa, że mnie o tym powiadomią. Słuchasz się moich rozkazów. Na przykład tego, że nie możesz spotykać się z nikim z twojej wioski bez mojej wiedzy. To na razie wszystko. Jesteśmy już spóźnieni. 
Ruszyliśmy w stronę bramy. Chciałam tam dojść jak najszybciej, ale sensei szedł powoli i oglądał niebo. Szlam przy nim. Dotarliśmy do bramy, przy której już stali Hokage, Sasuke i Naruto. Hokage wyjaśnił nam, ze musimy oddać zwój, nie musimy się śpieszyć i mamy na siebie uważać. Powolnym krokiem wyruszyliśmy z wioski. Mojej wioski nie widziałam od prawie roku, cieszyłam się, że do niej wyruszyliśmy. 
Zaczęło się ściemniać. 
-Odpocznijmy. - oznajmił nam mistrz i pokazał dość spory dom. - Miejmy nadzieje, że ktoś nas przyjmie. 
Kobieta z uśmiechem na twarzy przyjęła nas do swojego domu. Kakashi-sensei poszedł razem z gospodynią     w głąb domu. Za kilka minut wrócił i zaczął mówić:
-Muszę zacząć od jednej sprawy. Mamy dwa dwu osobowe pokoje. Musicie się rozdzielić dwie osoby do jednego, a druga do drugiego. Będę czekać na górze. 
Wyszedł z pokoju, a my zostaliśmy sami. 
-Sakura-chan, może chcesz mieć ze mną pokój? - zapytał Naruto. 
Denerwował mnie już przez całą podróż. Ciągle był koło mnie i nie dawał mi spokoju. Miałam go już dosyć, moje nerwy puściły. Naruto wylądował z bólem na podłodze. Zrobił mu się guz na środku głowy. 
Wyszło na to, że nie podzieliliśmy się. Jedynie, co zrobiliśmy. To, że na twarzy Naruto pojawiły się jeszcze dwa siniaki i pokłócił się z Sasuke. Weszliśmy na górę. Zastaliśmy senseia opierającego się o ścianę, pomiędzy drzwiami do jednego, a drugiego pokoju. Spojrzał na nas. Ja zdenerwowana szłam, jako pierwsza, za mną szedł z grymasem na twarzy Sasuke, a na końcu poturbowany Naruto. 
-Co uzgodniliście? - zapytał patrząc na każdego z osobna. 
-Niech pan wybierze. - powiedział Sasuke. 
-Po patrzeniu na was stwierdzam, że każdy jest wściekły na Naruto. Sakura już nie wytrzymuje i zaczyna go bić. Sasuke będziesz nocował z Naruto. Mam nadzieje, że ty nie zaczniesz go bić. Sakura. - otworzył drzwi jednego z pokoi. - Zapraszam. 
Weszłam bez żadnego ale. Położyłam swoje rzeczy przy jednym z materacy.  Kakashi-sensei po dłuższej chwili także wszedł do pokoju.  Zamknął drzwi i podszedł do drugiego materaca. Zdjął kamizelkę jounina i położył ją na bok. Usiadł na materacu i zaczął czytać swoją książkę. Zaczęłam grzebać w plecaku. Nie znalazłam niczego, co mogłoby mi umilić czas. Gdybym była, chociaż z chłopakami mogłabym z nimi porozmawiać, a tak to muszę patrzeć na sufit i nudzić się. 
//Wspomnienie//
Leżałam na sofie, patrzyłam w sufit i zastanawiałam się, co mam robić. Mama wyjechała na misje, a tata nie wiem, kiedy wróci od raikage. Byłam z, Takeo-senseiem, ale on za mną nie przepadał i siedział na fotelu obok czytając coś. Usłyszałam otwieranie się drzwi. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam w ich stronę. Mój tata zdejmował buty. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. On nawet nie drgnął. Tylko skończył zdejmować buty i wstał. Skierował się do salonu, z którego wychodził Takeo. Pożegnał się i wyszedł. Tata odstawił mnie na sofę. Wypytał czy nie jestem głodna lub zmęczone. Usiadł koło mnie i tak siedział. 
-Nudzi mi się. - powiedziałam po chwili. Nie mogłam już wytrzymać.
-A, na co moja księżniczka ma ochotę? - wzruszyłam ramionami.- Może zagramy w shogi?
-To jest nudne i w dodatku ty zawsze wygrywasz. Nie znasz czegoś lepszego? 
-Pouczyć cię jakiś nowych technik?
Pokręciłam przecząco głową. Z tego uczenia prawie nigdy nic nie wychodziło. Może nauczyłam się tylko dwóch prostych technik. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Mam coś. Chodź pokażę ci. 
Wziął mnie na barana i wyszedł z domu do ogródka. Ustał pod drzewem wiśni. Rozglądał się uważnie i podniósł kilka małych patyków, które mi podał. Wrócił do domu ubrał buty sobie i mi, a potem wyszedł. Jak zawsze, co chwila słyszałam "dzień dobry panie Haruno". Weszliśmy za bramkę prowadzącą do parku. Całą drogę towarzyszyły nam drzewa wiśni. Rosły przy drużce, jedno koło drugiego. Doszliśmy do mostka, który był wybudowany nad małym strumykiem. Tata postawił mnie na trawi i razem podeszliśmy bliżej strumyka. 
-Teraz patrz. Strumyk ma prąd, więc z łatwością coś przeniesie. Podaj mi jeden patyk. - posłusznie go podałam. 
Tata wrzucił patyk do wody, a on zaczął płynąć z prądem. 
-A tam będzie meta. - pokazał palcem w stronę patyka, który minął największy kamień w tym odcinku strugi. - Na słowo "już" wrzucamy razem patyki i ten który będzie pierwszy wygrywa. 
Całe popołudnie spędziliśmy na tej zabawie.
-------------------------------------------------------------------
Proszę nie bijcie wiem że to jest tragiczne. Nie wiedziałam o czym napisać. Spróbuje się poprawić obiecuje. 

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 7

Dotarliśmy na dach. Nikogo tam nie było więc usiedliśmy i czekaliśmy na senseia. Co chwila słyszałam jak Naruto ma dość czekania. W sumie to też miałam już dosyć. Miał tu na nas czekać, a nie my na niego. Sasuke jak zawsze nic nic nie mówił i miał taki sam wyraz twarzy jak zawsze. Przed nami pojawił się siwowłosy mężczyzna. To był Kakashi-sensei. On ma być naszym nowym seneiem?
-Witajcie. Przepraszam za spóźnienie. Napotkałem starszą panią i poprosiła mnie o pomoc. Nie mogłem odmówić. Nazywam się Kakashi Hatake. Możecie się przedstawić. Możesz zacząć. - Wskazał na Naruto.
-Jestem Naruto Uzumaki! I chce zostać hokage! - wrzasnął.
-Dobrze. Proszę następny. - pokazał Sasuke.
-Nazywam się Sasuke Uchiha. Mam marzenie kogoś zabić.
-Yhy... Teraz ty. - pokazał na mnie.
-Jestem Sakura Haruno. Nie mam marzeń ani hobby.
-Jasne. To nie jest jeszcze koniec waszego egzaminu na genina. Muszę sprawdzić czy na pewno możecie być w mojej drużynie. Jutro rano przejdziecie test.
-CO?! Jak to to jeszcze nie koniec?! - Naruto jak zawsze nie wytrzymał.
-Tak po prostu. Spotkamy się jutro. A jeszcze coś nie jedzcie rano śniadania.
-Ale.. - Naruto chciał jeszcze coś powiedzieć, ale mistrz zniknął w dymie. - Nic o nim nie wiemy.
-I nic się nie dowiesz. Jutro na pewno nie zdasz. - oznajmił Sasuke swoim spokojnym głosem.
-Ja.. Zobaczymy.
Sasuke wstał i poszedł w stronę domu.
-Sakura-chan może pójdziemy gdzieś razem. Jutro czeka nas trening więc możemy dzisiaj odpocząć. - Naruto ciągle drapał się w tył głowy.
-Czemu nie.
Poszliśmy się przejść.

Rano przeciągnęłam się na łóżku. Spojrzałam na zegarek. Była czwarta, mieliśmy się spotkać o szóstej. Powoli ześlizgnęłam się na podłogę. Podeszłam do szafki i wyjęłam ubrania od Tsunade-sensei. Skierowałam się do łazienki. Wzięłam nie za zimny prysznic, ubrałam się i zeszłam na dół. Otwierając lodówkę przypomniało mi się co mówił mistrz. Od razu ją zamknęłam. Weszłam na górę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Spojrzałam na leżący kunai z różową wstążeczką. Rodzice pewnie byli by ze mnę dumni. Zostawiłam go tam gdzie powinien leżeć czyli na półce. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 5:30. Poszłam powolnym krokiem do drzwi. Zamknęłam je i przypadkiem na kogoś trafiłam. Oczywiście to był mój "ochroniarz" jak to nazwał hokage.
-Gdzie się wybierasz? - zapytał jak zawsze srogo. On nigdy mi nie ufał. 
-Na trening, będę z Kakashim-sensei. Jest moim nowym mistrzem.
-Dobrze. Ale i tak muszę być z tobą za nim on przybędzie. 
Spojrzałam na niego niezadowolona. Przez te porwanie nie mogłam sama przejść nawet do drzwi wejściowych do Naruto. Na moją minę tylko odpowiedział. 
-Takie mam rozkazy. 
Szedł koło mnie, co jakiś czas spoglądał na mnie. Patrzyłam ciągle przed siebie.
-*Nienawidzę jak za mną chodzą.*
Doszliśmy do dużej polany w lesie. Tam byli już Sasuke i Naruto. Podeszłam do nich i położyłam rzeczy koło ich plecaków. Od wejścia do lasu nie było już przy mnie jounina. Wiedziałam że jest nie daleko mnie. Nie odszedłby tak od razy bez zobaczenia innego z wyznaczonych osób do mojej ochrony. 
-On zawsze się spóźnia?
Zapytał nas z niesmakiem Naruto. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam przed siebie. Czekaliśmy jeszcze długo. Usłyszeliśmy szelest liści. Pewnie jounin zszedł z warty. 
-Nie uwierzycie spotkałem po...
-Spóźniłeś się! - wrzasnął Naruto. 
-Dobra zacznijmy od początku. To są dzwoneczki. - wyjął przedmioty z kieszeni.
-Czemu są tylko dwa? - zapytałam przerażona. 
-Ponieważ tylko dwoje z was będzie geninami lub jedna albo żadne z was. Ten kto nie zdobędzie dzwoneczka wraca do akademii. Kto zdobędzie dzwoneczek. Zje w spokoju śniadanie. A kto nie da rady będzie siedział i patrzył na resztę. Nastawie zegar na trzy godziny. Więc zaczynamy na słowo "start". - cały monolog  mówił bez emocji. - Start.
Wszyscy się schowali. No prawie wszyscy. Naruto stał za senseiem. Zaczął się wydzierać. Sensei tylko się obrócił i ustał na przeciwko niego. Powiedział coś o jakiś zasadach, że po skończeniu egzaminu na geninia nie można tak odstawać od grupy. włożył rękę do swojego plecaka leżącego koło niego. Po twarzy Naruto wy wnioskowałam, że się denerwuje tak jak i ja. Szaro włosy nie zdejmował wzroku z Naruto. Powoli coś wyjmował. Mocnym ruchem ręki otworzył książkę i zaczął ją... Czytać? Tego się nie spodziewałam po takim zdolnym jouninie. Naruto znowu zaczął wrzeszczeć, że jest jego przeciwnikiem. Sensei tylko powiedział, że chce doczytać. Blond włosy zaczął biec w jego stronie. Kaksahi w ostatniej chwili, nawet nie zdziwiony, wyciągnął rękę i zatrzymał atak. Naruto chciał kopnąć go nogą. Ale jedynie zrobił fikołka i wylądował na plecach. Kakashi-sensei zniknął. Naruto zrobił zdziwioną minę i usiadł na ziemi i na coś czekał. Zauważyłam jak krzaki ruszają się w moją stronę. Chciałam już uciec, ale złapał mnie za nadgarstek. Druga ręką zakrył usta. Spojrzałam na czarno włosego.
-Naruto jest głupi. Ale my możemy zacząć działać razem. Chyba że też się tak wygłupi i nic nie robiłaś przez rok. - szepnął mi do ucha.
Potrząsnęłam przecząco głową.
-Obmyśliłem plan...
Po opisaniu mi całego planu spojrzałam na siedzącego Naruto.
-A nie uważasz, że w jednej części Naruto jest nam potrzebny?
Pierwszy raz wyczytałam z jego twarzy pytające spojrzenie.
-Przynęta? - zapytał.
-Tak.
-Dobra.
Spojrzałam na blond włosego. Rozglądał się po całym polu pewnie nas szukał. Po długim przyglądaniu się, zobaczył mnie. Wskazałam żeby do nas dołączył. Powoli wślizgnął się pod krzaki.
-On też tu jest? - zapytał zdziwiony.
-Przestań będziemy współpracować.
Sasuke przedstawił plan. Naruto przytaknął, ze rozumie.
-Więc zaczynamy.
Naruto wyszedł na pole i zaczął wydzierać się że Kakashi-sensei ma walczyć, a nie chować się. Tak jak przy puszczaliśmy po paru chwilach wyszedł z kryjówki. Zaczął znowu walkę z Naruto. Sasuke wybiegł i zrobił Gokyakyo no Jutsu. Wielka kula ognia poleciała na Naruto i mistrza. Blond włosy ledwo uniknął ataku przyjaciela. Mistrz zrobił to bez problemu. Kiedy zaczął uciekać zaczęłam rzucać kunai i shurikeny. Tak jak i z atakiem Sasuke poradził sobie bez problemu. Po strzałach Naruto wykonał Kage Bunshin no Jutsu. Kolny leciały w stronę mistrza. Sasuke pokazał mi, że mam nadal rzucać, a sam znowu wykonał Gokyakyo no Jutsu. Teraz szaro włosy miał już dość większy problem, ale jednak udało mu się uciec. Zeskoczył na ziemie i wszyscy usłyszeliśmy dzwonek.
-Nikomu nie udało się zdobyć dzwonka, ale dam wam jeszcze jedną szansę jutro. Naruto poradził sobie najgorzej, dlatego nie będzie jadł śniadania. - podał mi i Sasuke pudełka. - Żebym nie widział jak dokarmiacie kolegę, bo wtedy nie będzie drugiej szansy.
Spojrzeliśmy na siebie ze strachem. Sensei zniknął, a my usiedliśmy koło siebie na ziemi. Zaczęłam jeść, tak jak i Sasuke. Spojrzałam na Naruto, któremu leciała ślina z buzi i burczało w brzuchu.
-Czujecie gdzieś chakre mistrza?
Zaprzeczyli. Wyjęłam przed siebie pałeczki z jedzeniem .
-Sakura, jak się sen...
-Jesteś moim przyjacielem nie mogę patrzeć jak jesteś głodny, a my jemy.
Jedliśmy całe śniadanie wspólnie. Sasuke także się podzielił jedzeniem z Naruto. Kiedy byliśmy już przy końcówce i blondyn chciał wziąć ostatni kęs, przed nami pojawił się sensei.
-Co to ma być? - zapytał srogo.
Wszyscy razem drygnęliśmy się na jego głos.
-Mówiłem nie częstować Naruto.
Blond włosy wyrzucił do pudełka jedzenie.
-Ja nie jem tylko na to patrzyłem.
-Jadł, bo jest w naszej drużynie. - od powiedział jak zawsze lodowatym głosem.
-Przeszyliście test genina. - Pokazaliśmy nasze zaskoczenie na twarzy. - Pokazaliście ze jesteście drużyną, działaliście razem i dzieliliście się posiłkiem. Od jutra zaczynamy  wspólne treningi i misje. Idę do Hokage. Żegnajcie.
Zniknął w dymie. Spojrzeliśmy na siebie.
-Czyli od dzisiaj jesteśmy drużyną! Jej! - Naruto wrzasnął do mojego ucha.
-----------------------------------------------------------------------------------
Zauważyłam że więcej osób ogląda mojego bloga. Ale mało kto komentuje. Ludzie nie bójcie się ja będę się cieszyła jeśli ktoś da mi komentarz. Jeśli komuś się coś nie podoba to proszę to napisać. Spróbuje to zmienić. I dziękuje jeśli ktoś zaczął to czytać.

Jeśli macie jakieś pomysły co do pierwszej misji. Jaką mogli by mieć. Ja nie mam zielonego pojęcia o czym napisać. Jeśli mi pomożecie będę wdzięczna. Jeśli nie postaram się coś sama wymyślić. 

piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 6

-Co się stało?
Usłyszałam głos Tsunade-sensei. Spojrzałam na nią miała lekko przeprażoną minę. 
-Mogę już ustać?-zapytałam cicho. Kakashi-sensei postawił mnie na podłogę. Potem stało się to wszystko nagle. Poczułam jak nogi mi się ugięły, zakręciło mi się w głowie i czarno przed oczami. Usłyszałam jeszcze czyjś głos krzyczący do mnie po imieniu. Nastała pustka. Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w białej sali. Koło mojego łóżka stały dwa krzesła i drugie łóżko. Było puste. Zmieniłam pozycje na siedzącą. Spojrzałam w okno, był słoneczny dzień. Po kilku minutach usłyszałam otwierane drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę. Weszła do mnie Tsunade-sensei.
-Ohayo. Dobrze się czujesz? - przytaknęłam w odpowiedzi. - Nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy. Na szczęści zemdlałaś z przemęczenia. Od kiedy nie jadłaś? 
-Od poniedziałku. Spojrzała na mnie srogo. 
-Dziś jest środa. Nie jadłaś dwa dni. Czy nie masz nic do jedzenia czy chcesz nam robić na złość? 
-Ja..Ja nie mam pieniędzy, żeby coś kupić. 
-Mogłaś zgłosić się do Hokage nawet do mnie. 
-Czy mogę zmienić temat? Chce się o coś zapytać. 
-Proszę. 
-Czego chcieli ode mnie ci ludzie? 
-Nawet my nie wiemy. Nie udało się z nich nic wydobyć. Ale od teraz jesteś bezpieczna. Nie pozwolimy ci nic zrobić. Możesz się ubrać i iść do domu. 
-Hai. - Wzięłam moje ubrania leżące koło łóżka. Ubrałam się, kiedy chciałam już iść Tsunade-sensei mnie zatrzymała. 
-To na ten tydzień. Potem dam ci następne. Podała mi pieniądze. 
-Ja nie mogę tego przyjąć. 
-Musimy cię chronić i o ciebie dbać. Obiecaliśmy to twoim rodzicom. Traktuj to jak kieszonkowe od nich. 
-Hai. Dziękuję. Do widzenia. 
-Do wiedzenia.

Kilka miesięcy później: 
Przez ten okres czasu nic się nie zdarzyło. Trenowałam, uczyłam się, czytałam różne książki. I prawie nigdy nie byłam sama. Zawsze ktoś koło mnie był nawet w nocy. Widziałam jak ktoś chodzi pod moim domem. Ino strasznie się ode mnie oddaliła, od kiedy zaczęłam rozmawiać z Sasuke i Naruto. Dzisiejszy dzień był dla mnie wyjątkowy. Dziś jeśli zdam test zostanę geninem. Może kiedyś dam rade być tak zdolna jak moi rodzice. O tym wszystkim rozmyślałam dochodząc do akademii. Zobaczyłam stojącego Naruto z jednej strony budynku, a Sasuke z drugiej. Podeszłam do Sasuke. Na jego twarzy jak zawsze nie było widać uczuć. Miałam nadzieje, że w głębi serca jest inny. Iruka-sensei wyszedł z akademii i zaprosił nas do środka. W klasie znajdowali się jeszcze dwaj jounini. 
-Zajmijcie miejsca. - usłyszałam głos senseia. Na jego prośbę wszyscy zajęli miejsca. - Najpierw sprawdzimy waszą wiedzę. Przed sobą macie kartkę, na której znajduje się kilka zadań. Czasu na zrobienie je macie godzinę. Wszelkie próby ściągania zabronione, jeśli ktoś zacznie ściągać praca będzie zabrana. Gdy ktoś skończy szybciej może oddać pracę i pójść do drugiego pokoju obok. Tam są inni jounini, czekający na takie osoby. Życzę powodzenia. Zaczynajcie. - Wszyscy zaczęli pisać. Test nie zajął mi dużo czasu. Po piętnastu minutach oddałam kartkę i wyszłam z sali. Skierowałam się do sali obok. Siedziało tam trzech jouninów i prowadziło konwersację. Kiedy weszłam do klasy spojrzeli na mnie. 
-Już skończyłaś? - zapytał mężczyzna w czarnych włosach. 
-Hai.
-Sprawdzimy twoje dalsze umiejętności. - przytaknęłam. - Pokaż swojego klona. Ustałam przed nimi i skupiłam się na pieczęci. Po chwili obok mnie pojawił się mój klon. Przez te całe pół roku próbowałam to zrobić. Tak jak i inne pieczęci. Ten sam mężczyzna zapisywał coś na kartce. Do sali wszedł Iruka-sensei i podał mój test. Mężczyzna przestał pisać i popatrzył na test. Kontynuował pisanie. Kiedy skończył spojrzał na swojego swojego kolegę.
-Idz z nią na dwór. Trochę porzucasz do celu. - zwrócił się do mnie. 
-Hai. - Wyznaczona osoba wstała i szła w kierunku drzwi, ja za nim. Wyszliśmy na małe pole treningowe. Na którym ćwiczyliśmy na lekcjach. Podał mi kilka shuriken. Pokazał cel, który miałam trafić. Powiedział że ma zacząć po usłyszeniu "Start"
-Start. - Rzuciłam po kolei shuriken. Kilka trafiło w cel. Reszta była niedaleko. 
-Dobrze. Trzymaj. - podał mi kunai. To się stało szybko, mężczyzna chciał mnie uderzyć kunaiem, którego miał w drugiej ręce. W ostatniej chwili uchroniłam się przed tym. -Wracamy do sali. - Kiedy tam szliśmy mała grupa osób już szla z innymi jouninami na pole treningowe. Weszłam do sali, w której siedziało już kilka osób. 
-Usiądź i czekaj. - powiedział do mnie i wrócił na miejsce koło kolegi. Usiadłam w ławce na końcu. Spojrzałam na zegarek minęła godzina. Wszyscy skończyli już pisać test. Siedzieliśmy tak w klasie jeszcze jedną godzinę. Potem na środku ustał Iruka-sensei i zaczął wymieniać gruby. Kidy doszedł do siódmej. 
-Drużyna siódma to Uchiha Sasuke, Haruno Sakura i Uzumaki Naruto. - Naruto po usłyszeniu swojego nazwiska zaczął cieszyć się jak dziecko. Podeszliśmy po swoje ochraniacze. -Idźcie na dach budynku Hokage tam powinen czekać na was wasz nowy sensei. 
-Hai. - odpowiedzieliśmy równo.


niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 5

Obudziłam się rano. Była 6:30 to dobrze, że szybko wstałam. Musiałam iść do akademii. Zrobiłam poranne czynności. Nadal nie kupiłam nic do jedzenia. Burczało mi w brzuchu, ale nie zwracałam na to uwagi. Wyszłam z domu. Weszłam do klasy. Większość uczniów było już w klasie. Usiadłam koło chłopaka o czarnych włosach. Nadal nie znałam jego imienia. Spojrzał się na mnie. Lekko się uśmiechnęłam i usiadłam na miejsce.
-Cześć Sakura. - zawołała do mnie Ino. - Cześć Sauske-kun. - na twarzy pojawił się jej rumieniec.
Chłopak tylko na nią spojrzał. Ino cala już czerwona na twarzy odeszła. Spojrzałam na niego.
-Jestem Sakura.*Czemu ja to powiedziałam.*
Spojrzał się na mnie.
-Sasuke. Po co przyjechałaś do Konohy?
-*Co odpowiedzieć? Nie powiem że rodzice nie żyją.* Yy... Moi rodzice mieli misje.
-Kłamiesz.
-Co?
-Słyszałem rozmowę Hokage.
-Wszystko wiesz?
-Tylko to że cię uratowali i mieszkasz teraz w Konosze. (nie wiem jak to się odmienia.)
-Tak moich rodziców zabił....*Nie mogę mu się zwierzyć, nie powiem tego*
-Wiesz kto zabił twoich rodziców?
-Wiem tylko że człowiek. - uśmiechnęłam się.
Rozmawialiśmy razem. Nie jest taki zły jak go nie wkurzysz. Mamy ten sam problem jego cały klan został zabity. Więc mieliśmy o czym rozmawiać. Koło mnie pojawił się Naruto. Dziwnie na nas patrzył. Potem w klasie znalazł się Sensei i nudne lekcje się zaczęły. Oczywiście wszystko słuchałam i próbowałam zapamiętać. Na jednej z lekcji poszliśmy na dwór i próbowaliśmy rzucać kunaiami. Sasuke udało się to za pierwszym razem. Mi za około 10. Trochę mi pomógł zrozumieć jak mam rzucać żeby skierowały się tam gdzie ja chce. Naruto nie udało się w ogóle. Ciągle tylko się wygłupiał. Raz ustal za mną, kiedy właśnie miałam rzucić kunaia i mnie przestraszył. Gdyby nie Iruka-sensei dostał by w rękę. Po akademii od razu wyszyłam w stronę domu Tsunade-sensei. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi je w szybkim tempie. Nie wpuściła mnie do domu tylko zaprowadziła do lasu.
-Tutaj będziemy ćwiczyć. Pierw sprawdzę jaką masz siłę. Przenieś całą swoją chakre do swojej jednej ręki. Może zapytam czy umiesz ją kontrolować?
-Tata mnie trochę uczył.
-Próbuj aż ci się uda.
Zaczęłam kontrolować chakre. Doskonale mi to nie wychodziło. Uczyłam się tego cały wieczór. Ale nadal tego nie potrafiłam.
-Będziemy się tego uczyły aż ci wyjdzie. Dzisiaj możesz iść już do domu.
Skierowałam się w stronę domu. Byłam zmęczona jak jeszcze nigdy. Doszłam już do drzwi domu i usłyszałam jakiś szelest. Spojrzałam za siebie. Nikogo nie było.
-*Może to jakiś kot.*
Chciałam już otworzyć drzwi, kiedy ktoś mocno mnie złapał. Nie mogłam się poruszać. Szarpałam się ale to na nic. Osoba była dorosła i strasznie silna.
-Nie szarp się to nic ci się nie stanie. - usłyszałam kogoś głos i zamaskowana osoba ustała przede mną.
-Puszczajcie mnie.
-Nie krzycz. - powiedział spokojnie.
Osoba która mnie trzymała zatkała mi usta ręką.
-Idziemy.
Zaczęli kierować się w stronę lasu. Ciągle próbowałam się uwolnić. Ale jak i przedtem nic to nie dało. W końcu się uspokoiłam.
-*Czego oni ode mnie chcą?*
Nie biegli najszybciej, ale się nie męczyli. Biegli już z pięć godzin i nie byli zmęczeni. Już zaczynało wschodzić słońce. Nie byliśmy daleko od wioski. Miałam nadzieje że ktoś zacznie mnie szukać. Był już ranek słońce mocno oświetlało drogę. Porywacze zrobili sobie postój. Związali mnie i usadzili koło nich. Zjedli jakieś zapasy z plecaków i znowu zaczęli biec. Biegli i biegli. Osoba która mnie trzymała ciągle mocno zaciskała na mnie ręce. Byłam coraz bardziej zmęczona. Oczy same mi się zamykały. Porywacze nadal skakali z gałęzi na gałęzie. W pewnej chwili poczułam jak uścisk łagodnieje i zaczynam spadać na ziemię. Ktoś w ostatniej chwili mnie złapał. Spojrzałam na osobę, która mnie złapała. To był Asuma-san. Posadził mnie na ziemi i wskoczył na górę, gdzie walczył już Kakshi-san. Byłam tak przemęczona że mój organizm nie chciał mnie słuchać. Co jakiś czas słyszałam tylko nazwy różnych technik. Po jakimś czasie Przede mną pojawili się Asuma-san i Kakashi-san.
-Dobrze się czujesz? - zapytał mnie szaro włosy.
-Hai. - Byłam wyczerpana. Ale reszta była okej.
Kakashi-san wziął mnie na ręce i ruszyliśmy w stronę wioski. Ale zamiast skierować się do domu ruszyli w stronę szpitala.
-Asuma ty idź do Hokage i powiedz, że ją znaleźliśmy.
Kakashi sam ze  mną podążał do szpitala. Wszedł do niego.
-Co się stało?
Usłyszałam głos Tsunade-sensei.
------------------------------------------------------------------------------

Wiem krótka, postaram następną napisać dłuższą następna będzie w piątek tak około. :) I komentujcie.

wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział 4

-Twoi rodzice też tu przyjechali?Mina mi zmętniała.
-Oni... oni nie żyją. - nawet nie poczułam jak łza leci mi po policzku. Asuma spojrzał na mnie ze zdziwioną miną.
-Gdzie są pochowani.
-Nie ma ich ciał, wybuchli razem z domem. - odpowiedział za mnie Kakashi.
-Co! I nikt z tym nic nie zrobił? Ich ciała tak jak Sakura musiały być wyniesione. - Nikt nie zdążył w ostatniej chwili Jiraya wyczuł, że dom zaraz wybuchnie.
-Ja już może lepiej pójdę. Dziękuje za jedzenie. - odłożyłam talerz i wstałam. - Do widzenia. - Wyszłam. Zanim się zorientowałam byłam już przy domu. Zobaczyłam że jest już godzina dwudziesta druga. Poszłam się umyć i przeprać. Położyłam się spać. Dzisiaj zasnęłam bardzo szybko.
Obudziły mnie promienie słońca. Myślałam że jest 8, kiedy spojrzałam na zegarek była już 13. Miałam jeszcze dużo czasu zanim pójdę do Ino więc powoli poszłam się ubrać i umyć. Zeszłam na dół i zajrzałam do lodówki. Przypomniało mi się, że jeszcze nie byłam na zakupach. Pobiegła do góry przeszukałam cały pokój i nic nie znalazłam. Muszę gdzieś zarobić. A może jeszcze zostało mi coś ze śniadania od Kakashiego. Pobiegłam na dół do kuchni, przeszukałam wszystkie szafki w końcu znalazłam pudełko. Znalazłam w nim resztkę jedzenia. Kiedy zjadłam usłyszałam pukanie do drzwi. Była w nich Ino.
-Cześć Ino.
-Witaj. Idziemy?
-Hai. - Zamknęłam za sobą drzwi. Zaczęłyśmy iść w stronę jej domu. Kiedy już doszły do jej domu. Ino chciała otworzyć drzwi, ale jej tata był szybszy.
-O witajcie. Ja już idę wrócę, około 10 jeśli nic się nie przedłuży. Mama zostawiła wam coś do jedzenia na stole.
-A gdzie jest mama?
-Pojechała do twoich dziadków wróci po jutrze.
-Idziesz Inoichi? - zapytał Kakashi, który właśnie podszedł.
-Tak. Nie rozwalcie domu. Pa.
-Cześć tato. Dzień dobry panie Kakashi.
-Witaj Ino. - uśmiechnął się i pomachał jej Kakashi. -Idziemy Asuma już jest na spotkaniu.
-Chodź. - powiedziała Ino i pociągnęła mnie do siebie do domu. -Dziewczyny jednak nie przyjdą ale same też będziemy się dobrze bawić.
-A czemu nie przyjdą?
-Rodzice im nie pozwolili bo wiedzą, że będziemy same. Spotkanie przedłuży się jak zawsze.
-Wiem coś o tym.
-Właśnie jak się nazywają twoi rodzice może ich znam?
-Raczej nie. Jestem z kraju błyskawic, a przyjechałam tu bo moi rodzice umarli. Kakashi-sensei, Jiraya-sensei mnie uratowali. Ino zrobiła zdziwioną minę.
-Ja nie chciałam żeby tak wyszło. Przepraszam.
-Nie martw się.
-Dobra nie zamartwiajmy się. Zawsze ci pomogę jeśli coś się stanie. Jesteś głodna? - machnęłam przecząco głową. - Chodź do dużego, opowiem ci kogo jutro poznasz.Weszłyśmy do dużego salonu. Usiadłyśmy na sofie przodem do siebie.-Więc tak. Hinata którą już poznałaś. Jest nie śmiała i nie mów nic przy niej o Naruto. Tenten też ją poznałaś, prawie nikt o niej nic nie wie. Nie mówi dużo o sobie. Lee on ciągle by mógł ćwiczyć, nic innego. Shikamaru dla niego wszystko jest upierdliwe. Choji nigdy nie mów że jest gruby. Te słowo przy nim jest zakazane. Neji kuzyn Hinaty. Shino uważaj on ma wszędzie ze sobą robaki. Lepiej nie siadaj przy nim. Kiba ma psa, który zawsze jest z nim. Wabi się Akamaru. To chyba wszyscy.
-A Naruto? Nie należy do waszej paczki?
-Naruto co ty. Nikt nie może się z nim spotykać. Moi rodzice dostali by chyba szału jak by się o tym dowiedzieli.
-Dlaczego?
-On ma w sobie potwora. Nie pytaj o nic więcej. Może powiesz coś o sobie?
-Co takiego?
-Kim byli twoi rodzice?
-Zdolnymi jouninami. Często wyruszali na misje. Ale nie byłam sama zawsze od rana do wieczora ktoś był wyznaczany nad moją opieką. Zazwyczaj był to Atshushi. Dobry kolega mojego taty.
-A znasz kogoś lub twoi rodzice znali z naszej wioski?
-Asume-sensei. Mój tata i Sensei byli dobrymi przyjaciółmi. Poznałam go na radzie shinobi.
-Chodziłaś na rady! Przecież to jest zabronione.
-Ja byłam jedynym dzieckiem, które mogło tam przebywać. Wież mi to nie jest fajne. Ale musiałam.
-Dlaczego?
-Tata i Raikage-sama mi kazał. Ale musiałam być tam cicho i nic nie mówić. - Ino się uśmiechnęła.
-Zjemy coś?
Zjadłyśmy kolacje. Posiedziałyśmy na sofie i ciągle o czymś rozmawialiśmy. O dwudziestej pierwszej poszłam do domu. Położyłam się do łóżka i poszłam spać. Rano wstała i nie miałam nic do roboty. Popołudniu przyszła po mnie Ino i razem z nią poszłam na spotkanie z jej grupą. Szłyśmy razem, kiedy zobaczyłam grupę stojącą przy barze.
-Hej!- pomachała im Ino.
-Cześć Ino. - odpowiedzieli chórem.
-To jest Sakura. Poznaliście ją w szkole. Po co ja wam ją przedstawiam.
-I co ona tu robi? - zapytał czarno włosy chłopak
.-Chce żeby nie była sama.
-Ty? Od kiedy?
-Dajcie spokój. Coś się wam nie podoba w tym, że mamy nową osobę w paczce?
-Dobra niech ci będzie. Jestem Neji.
-Choji. - powiedział pulchny chłopak.
-Lee. - zarumienił się chłopak w zielonym ubraniu.
-Jakie to upierdliwe że muszę się przedstawiać.
-Przestań Shikamaru.
Weszliśmy do baru zjedliśmy obiad. Całe popołudnie spędziłam z grupą Ino. Nie za bardzo mnie akceptowali, dlatego nie wtrącałam się w ich rozmowy. Popołudniu wraciłam do domu.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Piszcie komentarze :)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział 3

Wracałam do domu z pełnym kartonem ubrań. Kiedy wróciłam chciałam otworzyć drzwi. Nie udało się chciałam odłożyć karton na bok kiedy poczułam że drzwi się otwierają. To był Naruto, uśmiechał się jak zawsze.
-Dziękuje. - uśmiechnęłam się lekko.
-Nie ma sprawy. - drapał się z tyłu głowy.
-Chcesz wejść? Zapraszam. Ale ostrzegam nie mam nic do jedzenia ani picia.
Naruto nadal się uśmiech i zabrał ode mnie karto. Wszedł do środka i zostawił go na stole w przedpokoju. Zaprosiłam go do salonu.
-Więc ten... Chciała Cię zapytać.... Bo mnie poprosiła... I nie wiedziała czy się zgodzisz...
-Dokończysz któreś z tych zdań?
Naruto jeszcze szerzej się uśmiechnął i podrapał z tyłu głowy.
-Ino poprosiła mnie żeby cię zapytał czy nie chcesz iść jutro do niej na noc. Miałem ci to przekazać,  bo nie zastała Cię w domu.
-Wiesz gdzie ona mieszka? - przytaknął. - A zaprowadzisz mnie chcę z nią porozmawiać.
Chłopak od razu wstał. Poszłam za nim. Doszliśmy w końcu do dużego budynku.
-To tutaj zostawię Cię już.
Naruto poszedł ja zostałam sama. Zapukałam do drzwi. Otworzył mi mężczyzna. Miał ubranie jounina i długą blond kitkę.
-Witam. - powiedział do mnie.
-Dzień dobry. Czy jest Ino?
-Tak wejdź.
Weszłam do domu.
-Wejdź do środka. Tylko zdejmij buty moja żona myła dziś podłogę.
Zdjęłam buty i poszłam za mężczyzną.
-Poczekaj. - powiedział do mnie spokojnie. - Ino chodź tu natychmiast ktoś do Ciebie. - wrzasnął.
-Nie wydzieraj się tak już idę.
Ino weszła do salonu.
-O cześć Sakura. Naruto jednak ci przekazał. Myślałam, że zapomni. Chodź.
-Naruto? Miałaś do niego się nie zbliżać co dopiero rozmawiać.
-Oj przestań tato.
Weszłyśmy na górę. Ino wprowadziła mnie do swojego pokoju. Był dość duży i pięknie przyozdobiony.
-*Też kiedyś miałam taki pokój.*
-Siadaj. To co przyjdziesz jutro?
-Wiesz Ino miło z twojej strony. Ale ja was nie znam i nie chce się wam wtrącać w wasze spotkania.
-No co ty przestań. Będzie świetnie. Poznasz lepiej dziewczyny i mnie. A na następny dzień idziemy z całą paczką na obiad.
-Ale w poniedziałek jest akademia.
-Nie ma. Jest zebranie Jouninów. Więc jak? Mi nie można odmawiać bez dobrych argumentów.
-To w takim razie muszę iść. Do jutra wieczorem.
-Do jutra.
Pożegnałam się z Ino i zeszłam na dół ubrałam buty, kiedy chciałam już wyjść zatrzymał mnie jej ojciec.
-Sakura tak? - przytaknęła. - Jeśli będziesz miała jakieś problemy ja i moja żona z chęcią ci pomożemy. - zrobiłam zdziwioną minę. - wiem że twoi rodzice zginęli. Ale zrobili to na pewno po części dla ciebie. - uśmiechnął się.
-Dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia.
Resztę dnia spędziłam w domu. Leżałam na łóżku była 16. Ktoś zapukał do mojego okna. Spojrzałam na nie był tam Kakashi. Podeszłam do okna i je otworzyłam.
-Ohayo. Tsunade mówi że nie spotkacie się w poniedziałek, bo nie ma czasu. Masz przyjść we wtorek po akademii. - powiedział spokojnie.
-Ohayo. Dziękuje za wiadomość.
-Jeśli czegoś potrzebujesz to mów śmiało.
W tej właśnie chwili zaczęło burczeć mi w brzuchu.
-Słysze że jesteś głodna. Chyba zostało mi jeszcze coś z obiadu. Zapraszam. - pokazał ręką w stronę głównej Konohy. - Nie martw się nie zrobię Ci nic złego. Tylko nakarmię. Wiesz mieliśmy się tobą dobrze opiekować, więc nie mogę cię tu zostawić głodnej.
Spojrzałam na niego. Jeszcze raz zaburczało mi w brzuchu. W pewnym momencie Kakashi złapał mnie w tali i wyciągnął przed dom. Zamknął okno i wziął mnie na barana. Zaczął skakać po dachach w końcu ustał przed drzwiami domu. Odstawił mnie na bok i otworzył drzwi. Zaprosił mnie. Nie pewnie weszłam do środka. Zamknął za nami drzwi i zapalił światło.
-Idź do przodu i drugie drzwi w prawo wejdziesz do salonu. Ja zaraz przyniosę Ci coś do jedzenia.
Weszłam do salonu. Był obszerny i ładny. Usiadłam na kanapie. Zobaczyłam stojące zdjęcie na półce. Wydaje mi się że to jego dawna drużyna. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Kakashi szedł trzymając w jednej ręce talerz, a w drugiej szklankę z wodą. Postawił to na stoliku koło mnie.
-Smacznego. - uśmiechnął się.
-Dziękuję.
Kakashi usiadł koło mnie na sofie. Wzięłam talerzyk i zaczęłam jeść.
-Możesz mi opowiedzieć co się wydarzyło zanim ja i reszta do ciebie dotarliśmy?
-Mówi pan o tym jak zginęli moi rodzice? - machnął twierdząco głową. - w sumie to nie wiem jak zginęli. Mogę opowiedzieć tylko co widziałam. Więc....
Wracałam z zajęć u mojej nauczycielki. Weszłam spokojnie do domu. W pewnym momencie usłyszałam krzyk mojej mamy. Wbiegłam do kuchni. Moja mama już ledwo oddychała. Ale dała rade jeszcze coś powiedzieć.
-Kochanie pamiętaj gdyby nie wiem co się stało zawsze będziemy Cię kochać. - patrzyłam na nią- Ludzie z Konohy Ci pomogą. Kochamy Cię. - powiedziała to ostatnim wdechem i upadła na ziemie.
Zaczęłam płakać ale zastanawiałam się gdzie jest mój tata. Zaczęłam biegać po domu i go szukać. W końcu weszłam do jego gabinetu. Nie miałam tam wstępu chodzić ale to było ostatnie miejsce gdzie mogłam go znaleźć. Lekko uchyliłam drzwi. Zamknęłam oczy i weszłam do środka. Usłyszałam krzyk ojca.
-Uciekaj Sakura. Nie zostawaj tu. Ja sobie poradzę.
W ostatniej chwili ugiął się przed kunaiem, który leciał w jego stronę.
-Kocham Cię, ale teraz musisz uciekać.
Spojrzałam na niego z łzami w oczach. Wyszłam i pobiegłam na dół. Zobaczyłam jeszcze raz leżącą mamę. Potem usłyszałam jak tato wrzasnął. Chciałam tam wejść, w pewnym momencie zobaczyłam jak ktoś przebiega przez salon. Przestraszyłam się.
-Potem wszedł pan i już pan wie co się dalej działo.

Kakashi przy mnie siedział i tylko patrzył. Nie wiem o co mu chodziło, więc spojrzałam się na zdjęcie jego drużyny.
-Więc widziałaś jak twoi rodzice umierają?
-Mamę, a jestem zła na siebie, że zostawiłam tatę samego na górze.
-I tak byś mu nic nie pomogła, jeśli on nie dał sobie rady to ty też byś nie dała. Chciał Cię chronić.
Nastała cisza. Przerwało ją pukanie do drzwi. Ktoś bez pozwolenia wszedł do domu.
-Kakashi. Wchodzę.
-W salonie.
Mężczyzna z papierosem w ustach wszedł do salonu. Od razu przykułam jego uwagę. Przypominał mi kogoś jakbym już go kiedyś widziała.
-Witaj Asuma.
-Ohayo.
Nadal miał wzrok skierowany na mnie. Zaczęłam patrzeć w talerz.
-Może wytłumaczysz mi co ona tu robi? I kto to jest? Wracam z misji a ty dziecko w domu przechowujesz?
-To jest Sakura Haruno. Dobrze znałeś jej rodziców.
-Sakura. Wiesz ostatni raz ją widziałem jak miała dwa lata i pamiętam jak chowała się za swoim tatą, bo się wszystkich ludzi na spotkaniu bała.
-Przecież nie można mieć dzieci na zebraniu.
-Ona była jedynym dzieckiem, któremu wolno.
-Żegnajcie. Tylko jej pilnuj wiesz, że tam jest dużo ludzi, którzy mogą jej coś zrobić jeśli nie będą wiedzieć, że jest z tobą. - powiedziała moja mama do taty srogim tonem.
-Kochanie wiem. - odpowiedział nonszalancko.
-A ty nie odchodź za daleko od taty. - dygnęłam przytakująco.
Szliśmy z tatą przez wioskę. Niósł mnie na baranach. Odpowiadał na każde moje pytania, które co chwila zadawałam.
-To tutaj. - pokazał na ogromny budynek. - Masz być jak zawsze grzeczna. Pierwszy raz idziesz ze mną na takie spotkanie.
Weszliśmy do budynku.
-Dzień dobry panie Haruno. - co chwila ktoś mówił do ojca.
Tata podszedł do gróbki mężczyzn.
-Dzień dobry panie Haruno. - powiedziała prawie cała gróbka.
Tylko stojący do nas tyłem mężczyzna nic nie powiedział. Wszyscy się rozeszli i tylko on został.
-Co Asuma nie łaska już się przywitać?
-Manabu! Witaj. Dawno się nie widzieliśmy. - mężczyzna spojrzał do góry i zobaczył mnie nadal siedzącą na barana.
-A to moja córka. Sakura.
-Dzień dobry. - powiedziałam zawstydzona.
-Dzień dobry. Przecież nie można przyprowadzać dzieci na spotkania. Sam dobrze o tym wiesz znasz regulamin na pamięć.
-Ona jest wyjątkiem. Sam Raikage to zarządził.
-Zebranie zaczyna się za pół minuty. - wykrzyknęła kobieta stojąca koło wielkich drzwi.
Tata i Asuma ruszyli w kierunku drzwi. Nie tylko oni to zrobili reszta także zaczęła tam wchodzić. Kiedy byliśmy już koło jego miejsca ojciec zdjął mnie i postawił na ziemię, usiadł na krześle i wziął mnie na kolana.
-Teraz nie odzywaj się jak zawsze ani słowem. Jak spotkanie się skończy wtedy będziesz mogła rozmawiać. - kiwnęłam głową.
Asuma usiadł koło nas.
-Będzie Cię słuchać?
-Musi.
-Zebranie zaczynamy. - rozległ się głos kobiety.
-Sakura wszystko dobrze?
-A tak, tak. Tylko się zamyśliłam.

niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 2

-To twój nowy dom. Koło ciebie mieszka chłopak w twoim wieku także sam mieszka. Może już go poznałaś?
-Kto to?
-Uzumaki Naruto.
Przypomniałam sobie jak dzisiaj się przedstawiał. Jego uśmiech chyba nigdy go nie zapomnę.
-Sakura?
-Tak.
-Ja już pójdę a ty się rozgość. Rzeczy, które ocalały z pożaru są już w domu. Do zobaczenia.
-Dziękuje. Do widzenia.
Weszłam do pokoju,  było w nim strasznie ponuro. Wszystko miało ciemny kolor. Przeszłam się po domu. Najpierw była mały przedpokój, potem było wejście do salonu. Na końcu przedpokoju była średniej wielkości kuchnia. Weszła po schodach, które od razu prowadziły do sypialni, z sypialni przechodziło się jeszcze do łazienki. Przejrzałam karton, bo tylko tyle zostało po spłonięciu domu. Znalazłam tam zdjęcie. Zdziwiłam się, że przetrwało. Była na nim moja mama, która trzymała mnie na rękach ja machałam do taty, który w ostatnie chwili doszedł do zdjęcia. Był tyłem szedł do nas i zdążył odwrócić tylko głowę. Ja i mama śmiałyśmy się z niego. Zdjęcie postawiłam na półce koło łóżka. Znalazłam kilka moich ubrań. Przetrwały tylko dlatego że były w ogrodzie i się suszyły. Znalazłam kilka kunai, jeden z nich należał do mojego taty. Zawsze zaznaczał swoje kunaie różową wstążeczką, mówił że to na moją cześć.
-Sakura!
-Tak tato?
-Pomożesz mi? - pokazał karton kunai, a na stole leżały różowe wstążeczki.
-Jasne. - podbiegłam do niego, on wziął mnie na kolana i razem wiązaliśmy wstążeczki.
W pewnym momencie źle złapałam kunai i się skaleczyłam. Tata od razu wziął mnie na barana i zaniósł do kuchni gdzie była mama.
-Kochanie. Nasza córka ma poważną ranę. - posadził mnie przy mamie i pokazał palec.
-Trzeba szybko leczyć, potem będą z tym same problemy. - wzięła mój palec i medycznym ninjutsu zaczęła leczyć moją ranę. - Pacjent zdrowy. Może wrócić do pracy. - powiedziała i pogłaskała mnie po głowie.
-*Do takich chwil mogę wracać.*
Znalazłam jeszcze opaskę należącą do mamy nigdy nie chciała mi jej dać mówiła, że jest dla niej bardzo ważna. Tamtej nocy zostawiła ją w ogrodzie. Pamiętam to. Kiedy wyjęłam już wszystkie rzeczy. Postanowiłam się przejść. Wychodziłam i kierowałam się w stronę schodów. Ale ktoś na mnie wpadł.
-Ej uważaj. - powiedziała pewna osoba i się przewróciła. Dopiero po chwili zobaczyła, że to Naruto.
-Cześć Naruto. Przepraszam ale nie zwracałam na nic uwagi.
-Yyymm.. To ja przepraszam. Powinienem uważać jak chodzę. A ty co tu robisz?
-Mieszkam.
-Gdzie?
-Tu. - pokazałam na drzwi wejściowe do mojego mieszkania.
-To jesteśmy sąsiadami. - uśmiechnął się ty swoim szerokim uśmiechem. - Gdzie się wybierasz?
-Przejść. Przy tym kupię coś do jedzenia i zwiedzę okolicę.
-Mogę cię oprowadzić jeśli ci to nie przeszkadza i tak nie mam nic do roboty.
-Jeśli ci to nie przeszkadza to z chęcią.
Szliśmy razem ulicami Konohy. Nie rozmawialiśmy za sobą.W końcu zaczął Naruto.
-Może pójdziemy na ramen? Na pewno jesteś głodna. Ja stawiam.
-Ale ja....
-No chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął do budki.
-*nie lubię ramen*
- Ohayo, staruszku.
-Ohayo Naruto. Widzę że dziś kogoś przyprowadziłeś.
-Tak to jest Sakura Haruno. Przyjechała z kraju Błyskawicy.
-To długa drogę pokonałaś. Dzisiaj na koszt firmy.

Zjadłam tylko dlatego żeby nie zrobić mu przykrości. Kiedy już zjedliśmy poszli dalej ulicami Konohy. Naruto opowiadał jej o uczniach akademii i nauczycielach. Było już dość ciemno. Wszyscy wracali do domu.
-Sakura może już pójdziemy. Twoi rodzice pewnie się będą martwić.
Na dźwięk słowa "rodzice" mina od razu mi posmutniała.
-Coś się stało Sakura-chan?
-Nie nic. - dałam udawany uśmiech.
-Idziemy? - przytaknęłam.
Doszliśmy do budynku, w którym mieszkaliśmy.
-To do zobaczenia w poniedziałek w szkole. - uśmiechnął się i wszedł do swojego domu.
Weszłam do siebie. Poszłam do góry wzięłam prysznic  i ubrałam najwygodniejsze ubranie, z tych które mi zostały. Położyłam się do łóżka. Nie mogłam zasnąć.
Leżałam w łóżku i nie mogłam zasnąć. Ktoś otworzył drzwi od mojego pokoju. To była mama. Spojrzała w moją stronę i się uśmiechnęła. Zobaczyła że nie śpię.
-Co się stało? - zapytała z troską.
-Nie mogę zasnąć nie wiem dlaczego.
-Pewnie coś Cię dręczy. Pomyśl co to może być?
-Nic tak po prostu nie mogę zasnąć.
Mama podeszła i położyła się koło mnie na łóżku. Objęła mnie ramieniem.
-Spróbuj zasnąć będę tu leżała, aż zaśniesz.
Spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie rodziny. Uwielbiałam ich i kochałam. W końcu udało pogrążyć mi się we śnie.
Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam że jest dopiero 8. Wyszłam z łóżka i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam w nich siwo włosego mężczyznę. To był Kakashi to on mnie uratował.
-Witaj Sakura. - uśmiechnął się. - Pomyślałem że nie będziesz nic miała do jedzenia dzisiaj, więc przyniosłem Ci śniadanie.
Wyciągnął paczkę w moją stronę. Odebrałam ja i położyłam na stole koło wejścia.
-Dziękuję.
-Jeszcze jedno. Tsunade prosi żebyś o 10 była pod biurem Hokage chce ci coś dać. A teraz muszę już iść. Smacznego.
-Dziękuję. Do widzenia.
Poszłam do góry umyłam się, ubrałam i uczesałam. Zeszłam na dół i zjadłam przyniesione przez Kakashiego śniadanie. Spojrzałam na zegarek i była już 9:40. Szybko wyszłam z domu i skierowałam się do głównego budynku. Przyszłam w ostatniej chwili. Tsunade już na mnie czekała.
-W końcu jesteś. Ohayo.
-Ohayo. Późno wstałam. Przepraszam.
-Dobrze już chodźmy.
Wyszłyśmy z głównego budynku i skierowałyśmy się w stronę lasu. Przed lasem zobaczyłam dość spory dom. Tsunade zatrzymała się przed nim i otworzyła drzwi. Gestem zaprosiła mnie do środka.
-Witaj w moich skromnych progach. Przyprowadziłam Cię tu, bo chce żebyś przymierzyła kilka rzeczy z moich młodych lat. Bo pewnie z twoich dużo nie zostało.
-Dziękuję nie trzeba.
-Przestań. Chodź na górę.
Weszłyśmy do jej sypialni była wielka. Na łóżku zobaczyłam wielką gromadę ubrań.
-Przejrzyj sobie jeśli coś ci się podoba to przymierzysz. Nie krępuj się podejdź do nich.
Podeszłam i do ubrań i zaczęłam je przeglądać. Było mi głupi, że będę brała od Tsunade ubrania. Wybrałam trochę ubrań i poszłam je przymierzyć leżały jak by były specjalnie dla mnie szyte.
-To co dobrze leżą?  -przytaknęłam gestem głowy. - To są dla ciebie.
-Bardzo dziękuję.
-Napijesz się czegoś? Herbaty?
-Z chęcią.
Kobieta zaparzyła mi i sobie herbatę i usiadłyśmy przy stole.
-Uczyłaś się jakiś pieczęci?
-Mama uczyła mnie trochę medycznego ninjutsu. Spodobało mi się to i zawsze wieczorami coś mi pokazywała.
-Chciałabyś się dalej uczyć?
-Tak.
-To mogę cię uczyć.
-Naprawdę? Mama mi opowiadała że pani jest najlepszym medycznym ninja.
-Oj już przestań. Zaczniemy lekcje od poniedziałku. Po akademii przychodź tu do mnie do domu.
-Hai.
-A teraz już zmykaj, bo mam masę roboty.
-Dziękuję. Do widzenia.
-----------------------------------------------------------------------

Za każde błędy przepraszam i proszę o komentarze.


czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 1

Szłam koło kobiety o długich blond włosach spiętych w dwie kitki. Trzeci Hokage, u którego byłam powiedział mi, że to jego córka. Szłyśmy razem przez hol w Akademii. Tsunade-sama miała mnie zaprowadzić do nowej klasy. Kobieta bez pukania weszła do niej, zrobiłam to samo. Wszyscy uczniowie patrzyli na mnie. Może to przez to, że mam różowe włosy, są po mamie oraz kolor oczu, są zielone. Mężczyzna stojący za biurkiem miał zdziwioną minę. Od razu się przywitał:
-Ohayo, Tsunade-sama. Kto to? - pokazał na mnie.
-Ohayo Iruka. To jest Sakura Haruno. - odezwała się do klasy. - Przyjechała do nas z kraju Błyskawicy i razem z wami będzie się uczyła stać geniniem. Zostawiam ją pod twoją opieką Iruka.
-Hai. - odpowiedział i kobieta wyszła z sali.
Stałam cały czas na środku sali.
-Sakura. - usłyszałam swoje imię. - Usiądź tam. - pokazał puste miejsce pomiędzy blond-włosym chłopakiem i czarno-włosym chłopakiem. Nie wiedziałam, z której strony usiąść do ławki, w tym samym momencie chłopak z czarnymi włosami wstał. Usiadłam po między nimi w ławce. Chciałam już słuchać Senseia, ale chłopak po lewej stronie lekko mnie szturchnął.
-Ohayo, jestem Uzumaki Naruto. - po przedstawieniu się na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
Ja także lekko się uśmiechnęłam i odpowiedziałam:
-Ohayo, ja jestem Sakura Haruno. Miło mi Cię poznać Naruto.
Spojrzałam na czarno-włosego chłopaka po mojej prawej stronie. Nawet mną się nie zainteresował. Nie chciałam się narzucać, więc zaczęłam słuchać Senseia.Po jakiś 15 minutach lekcji zadzwonił dzwonek. Wszyscy uczniowie wyszli na dwór. Ja jednak została w klasie.
-*Dlaczego musiało im się to przytrafić.*
-Kochanie pamiętaj gdyby nie wiem co się stało zawsze będziemy Cię kochać. - patrzyłam na nią- Ludzie z Konochy Ci pomogą. Kochamy Cię. - powiedziała to ostatnim wdechem i upadła na ziemie.
Co mogłam zrobić jedyne co zrobiłam to się rozpłakałam. W pewnym momencie ktoś wszedł do mojego domu. Był to siwo-włosy mężczyzna. Spojrzał na mnie i na leżących koło mnie mamę. Patrzyłam na niego z przestraszoną miną. On podszedł do mnie i ukucnął.
-Jestem Kakashi Hatake, przyszedłem z Konochy. - pokazał mi opaskę która zakrywała jego lewe oko, miał zakrytą połowę twarzy. Lekko się uśmiechał.
-Witam Cię mała piękności. - powiedział do mnie starszy mężczyzna z siwą, długą kitką. - Nazywam się Jiraya. A ty jesteś Sakura, tak? - kiwnęłam głową twierdząco. - mężczyzna kucną i dotknął ziemi. - Kakashi bierz Sakurę! Ten dom zaraz wybuchnie! Wiej! - krzyknął mężczyzna.
Kakashi-sam objął mnie i wyskoczył z domu roztrzaskując ścianę. Po chwili dom w którym mieszkałam wybuchł. Podszedł do mnie jakiś mężczyzna w zielonym stroju i czarnymi włosami.
-Mała widzę że nie jesteś w formie, na ziemie i 100 pompek. Jestem Gai.
Przestraszona chciałam się odwrócić, ale zapomniałam że Kakashi-sam ciągle mnie trzyma i tylko uderzyłam głową w jego tors.
-Gai, przestań tylko ją wystraszyłeś. - powiedziała kobieta, która przede mną ukucnęła. - Jestem Kurenai Yūhi. A ty? - przy tym podała mi rękę.
-Sakura Haruno. -odwzajemniłam to i podałam jej rękę. - Pójdziesz z nami do Konochy.
Ktoś obudził mnie z moich myśleń. To było trzy dziewczyny, jedna z nim ma długie blond włosy, które upinała w długą kitkę, drugiej włosy są granatowe, a trzecia ma brunatne włosy,które upina w chińskie koczki. Blondynka spojrzała w moją stronę. Od razu wzięłam swoją torbę i zaczęłam w niej grzebać. Nie chciałam żeby myślały że się im narzucam. Poczułam coś na ramieniu. Odwróciłam się.
-Ohayo, jestem Ino Yamanaka, to jest Tenten. - pokazała na brunatną dziewczynę. - A to Hinata Hyūga. - pokazała na swoją drugą koleżankę przy tym się uśmiechając.
Także się uśmiechnęłam.
-Ohayo, jestem Sakura Haruno.
-Dzisiaj po lekcjach idziemy na spacer może chciałabyś do nas dołączyć?
-Po lekcjach?
-Tak, przecież nie będziemy się z nich uciekać.
-Z chęcią bym z wami poszła ale nie mogę.
-Jak chcesz. - powiedziała do mnie Ino, odrzuciła swoje włosy do tyłu i odeszła.
Lekcje w końcu się skończyły wyszłam z budynku. Za sobą usłyszałam kogoś słowa.
-Ona chyba nie kłamała zobacz kto tam stoi.
Spojrzałam przed siebie zobaczyłam Tsunate-sama. Podeszłam do niej i bez słowa zaczęła iść. Szłam razem z nią. W końcu doszłyśmy do głównego budynku Hokage. Kiedy weszłam za nią do pokoju zobaczyłam dwie osoby stojące tyłem do drzwi. Hokage przemówił:
-O w końcu jesteście. Sakura..
Jeden z mężczyzn się odwrócił. To przecież Atshushi. Chciałam do nie go podbiec ale Tsunade zatorowała mi drogę ręką.
-Tsunade możesz ją puścić oni są z jej wioski.
Kobieta opuściła rękę. Podbiegłam do Atshushi. Przytuliłam jego nogę, ponieważ tylko tam dosięgałam. On objął mnie ramieniem.
-Jak Hokage może z nami wrócić? - zapytał poważnie drugi mężczyzna.
-To jest ostatni raport wysłany z waszej wioski od jej rodziców. - pokazał zwinięty zwój. - Napisane jest w nim że mamy się nią zaopiekować, a jeśli jest to dla nas problem mamy wam ją w ostatecznej decyzji oddać.
-I co chcesz zrobić?
-Posłucham się jej rodziców i zostanie u nas.
Atshushi spojrzał na mnie ze smutną miną. Ja miałam już łzy w oczach.
-Nie martw się będę cię odwiedzał. - pogłaskał mnie po głowie.
-Ale ja chce wrócić do wioski. - już płakałam nie mogłam się od tego powstrzymać.
Kucną przede mną i wytarł mi łzy palcami.
-Nie płacz nie zostawiamy cię tu na zawsze. Może w końcu jednak będą chcieli Cię oddać i wtedy będziesz mieszkała w swojej wiosce.
Tylko przytaknęłam. Hokage ciągle był przy tej rozmowie. Patrzył się na Atshushi srogim spojrzeniem. Atshushi wstał i spojrzał na przywódcę wioski.
-Dziękujemy za powiadomienie. Dobrze opiekujcie się Sakurą. Do widzenia.
Powiedział i wyszedł z pokoju. Ja stałam na środku i nie mogłam w to uwierzyć, że tak po prostu mnie tu zostawił. Wybiegłam na hol i zaczęłam za nim krzyczeć. On nawet nie miał zamiaru się odwrócić. Moje policzki były całe mokre od łez. Oparłam się o ścianę i usiadłam. W końcu z gabinetu wyszedł Hokage. Ukucną przede mną.
-Nie martw się nie mamy zamiaru zrobić Ci nic złego. Twoi rodzice bardzo prosili o to żebyś tu zamieszkała. Zaprowadzić cię do twojego mieszkania?
-*On chce żebym sama zamieszkała? W mojej wiosce nie pozwolili by na to. Od razu byłabym przydzielona do jakiejś rodziny zastępczej.*
-Idziesz? - Wyciągnął do mnie rękę. Podałam mu swoją i pomógł mi wstać.
Szłam razem z nim przez Konohe. Wszyscy ludzie patrzyli się w naszą stronę. W końcu dotarliśmy do nie dużego budynku. Hokage ustał przed jednymi drzwiami i dał mi kluczę.
-To twój nowy dom. Koło ciebie mieszka chłopak w twoim wieku. Może już go poznałaś?
Kakashi ratuje Sakure