czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 21

Naruto uderzył Seiki, który wylądował na drugiej ścianie pokoju.
-Coś ty jej zrobił? - Zapytał, dysząc ze złości.
-Naruto. - Zaczęłam, spojrzał na mnie w złości, jego oczy zaczęły zmieniać barwę. Nie tylko się nie zmieniaj. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Jego oddech stawał się coraz spokojniejszy, kiedy poczułam, że jest już spokojny puściłam uścisk. Spojrzałam mu w oczy, patrzył tak nijako. - On mi nic nie zrobił, rozmawialiśmy i tak jakoś wyszło, że się popłakałam. - Uśmiechnęłam się. Zerknęłam Seiki, masował sobie tylną część głowy. Powoli podeszłam i kucnęłam przed nim. - Nic ci nie jest? - Wyciągnęłam pomocną dłoń.
-Nie. - Wstał o własnych siłach, nawet nie patrząc na mnie. Ustał tylko przed drzwiami. - Przyjdę, jeśli będą cię potrzebować. - I wyszedł.
Znowu zerknęłam na Naruto. Stał niepewnie, nie wiedząc, co robić. Wstałam i usiadłam na łóżku.
-Więc, co cię do mnie sprowadza?
Chłopak zaczął od razu rozglądać się po pokoju, jakby szukając wymówki.
-Gdzie jest Amai? - Padło pytanie.
-W wiosce kotów, na razie go nie potrzebuje, więc go odesłałam. Coś jeszcze?
-Nie. Znaczy. Tak przyszedłem pogadać. - Podrapał się z tyłu głowy i uśmiechnął.
-No to usiać. - Zaśmiałam się po poklepałam miejsce koło siebie. Zrobił to, co nakazałam.
-Jak ci poszło? - Zaczął.
-A dobrze. Tylko trochę chakry straciłam i Seiki musiał mnie przynieść do pokoju. - Na głos imienia mojego pomocnika chłopak zacisnął pięści. - Coś się stało? - Zapytałam.
-Nie. Wszystko jest okej.
-Amsa! - Wrzasnął w drzwiach Gaara, po chwili zrobił zdziwioną minę. Nie mam maski. Szlak. Szybko ruszyłam z miejsca. Przygwoździłam go do ściany, a nogą zamknęłam drzwi. 
-Nikomu ani słowa. - Wysyczałam przez zęby, ale jak to czerwonowłosy nic sobie nie zrobił. - Jeśli się wygadasz to zabije cię i gówno mnie to interesuje, że jesteś Kazekage! Co się stało? - Zapytałam już spokojnie. 
-Kankuro, został zaatakowany, moi medycy nie dają sobie rady. 
-Gdzie on jest?
-W twoim gabinecie.
Szybko zabrałam maskę i płaszcza. Z Gaarą zaczęliśmy biec. Wypytałam go o wszystko przez drogę. Przebiegłam przez drzwi do hali i usłyszałam wielkie wrzaski. Koło mojego pomieszczenia był wielki tłum. Oczywiście ludzie zrobili sobie z rannego show. Ustałam na końcu zbiorowiska.
-Ej! To nie przedstawienie! Rozejść się, ale już! - Wrzasnęłam. Ludzie zaczęli się rozchodzić. Weszłam do środka i moje bębenki w uszach prawie pękły. Chłopak wył z bólu, a medycy tylko parzyli na niego. Seiki zerknął na mnie. - Co z nim? 
-Ma truciznę, nie wiemy, jaką, nie możemy zdiagnozować. - Oznajmił jeden z lekarzy.
Pochyliłam się nad nim i posłuchałam jego krążenia oraz serca. Potem podniosłam nad klatką piersiową dłonie i zamknęłam oczy. Sama wynalazłam tą technikę. Sprawdzam czy trucizna jest ciężka, czy lekka i gdzie się znajduje.
-Jest zrobiona z metali ciężkich i rozchodzi się w naczyniach krwionośnych. Dochodzi do serca, co może uszkodzić jego zdrowie. Trzeba część wyciągnąć z ciała. - Oznajmiłam nie przerywając czynności.
-Ale jak? - Zapytał Seiki.
-Przynieście dużo wody, zwykłej. - Spojrzałam na nich. - Zostaje tylko Seiki. - Wszyscy wyszli. - Pukacie, kiedy coś chcecie! - Krzyknęłam za nimi. - Co obrażony? - Zapytałam zdejmując maskę i płaszcze. Nie odpowiedział. - Halo, ziemia do Seiki. - Kankuro zawył z bólu. - Dobra bądź sobie zły, ale daliście mu coś na znieczulenie?
-Nie. - Powiedział cicho.
-Noto już. - Nakazałam.
-Panno Amso, przynieśliśmy wody. - Wyciągnęłam rękę z za parawanu i poczułam ciężar wiadra. Wciągnęłam je do środka. Czyjeś ręce oplotły uchwyt koło moich. Zerknęłam na Seiki, który zabrał je ode mnie.
-Macie jakieś pasy, żeby go przywiązać? To nie będzie delikatna operacja. 
-Nie. Przykro mi. - Zachowywał się totalnie, jak osoba, która pomaga, w sumie nią jest, ale on był inny. Czy to przez Naruto?
-Cóż. Dasz radę go przytrzymać? - Zapytałam. 
-My pomożemy. - Usłyszałam głos Gaary. Wszedł razem z Naruto.
-Dobrze. Więc zaczynamy. - Zabrałam z wiadra trochę wody...

       Była cała spocona. Trwało to chyba kilka godzin. Kankuro padł ze zmęczenia i właśnie spał, ale jednak w jego ciele nadal jest trucizna.
-Macie jakieś zioła lecznicze? - Zapytałam nie zwracając uwagi na to, że chłopcy ledwo siedzą na podłodze.
-Tak. - Oznajmił na ciężkim wdechu Seiki.
-On ma jeszcze w sobie truciznę. Trzeba zrobić antidotum. 
-Już cię zaprowadzę. - Wstał Seiki.
-Idę z wam! - Wrzasnął Naruto.
-Ty idź się połóż. - Nakazałam.
-Nie. Mam cię bronić, a to pewnie jest w innym budynku.
-Jest w innym budynku, ale nic się jej nie stanie. - Odgryzł się Seiki.
-To ja mam jej bronić, nie ty!
-To nie bądź tak dziecinny.
-Gaara. - Podeszłam do niego. - Zaprowadzisz mnie? - Zapytałam.
Nic nie mówiąc wstał. Machnął twierdząco głową przy parawanie. Szybko zgarnęłam rzeczy i je ubrałam. Zabrałam miskę z wodą i trucizną. Przeszliśmy przez cały budynek, aż do podziemi. 
-Tajne przejście. - Zaczął Gaara. - Seiki bardzo zainteresował się twoja osobą.
-Tak. Jestem jego inspiracją. Tak powiedział.
-Nie będzie za ciekawie, tam u góry. - Wskazał palcem na sufit. - Zostawiliśmy ich samych.
-Inni medycy coś zaradzą. 
-Proszę. Wyśle potem kogoś po ciebie. Sprawdź  czy ma moja pieczęć. Nie chce, żeby coś stało się naszym gościom.
-Jasne. - Weszłam do pomieszczenia, od razu rzucił się na mnie zapach wszystkich roślin. Na środku wielki stół z przyrządami, a  na około zioła. Nie było ich za dużo, ale coś może  da się zrobić. 

        Usłyszałam czyjeś kroki. Do pomieszczenia wszedł jakiś ochroniarz Kazekage. 
-Kage mnie tu wysłał. - Wyciągnął przed siebie pieczęć. 
-Dobrze, a mówił, że mamy juz wracać? 
-Nie.
-To, jeśli mógłby być pan tak miły i usiąść? Chce sprawdzić jeszcze jedną kombinację. - Wrzuciłam do cieczy żeńszeń. Dałam kroplę na płótno z trucizną. Nic. Jeny, nie wymyślę już niczego. Wstałam i zaczęłam sprzątać. Powylewałam po kolei ciecze.  Już chciałam wylać tą ostatnią.
-Czekaj. Nie wylewaj. - Spojrzałam na miejsce przy płótnie. Seiki stał tam. - Patrz. - Pokazał gestem, bym podeszła. Powolnym krokiem zbliżyłam się do niego. Płótno było puste. Nie było podrapane i nie miało czarnych, smolistych kropek. Przelałam antidotum do czajnika i wzięłam szybko.
-Gdzie Gaara? - Zapytałam szybko.
-Przy Kankuro.
-Dobrze. Idziemy. - Zwróciłam się do ochroniarza. Szybkim krokiem szłam do holu. Znalazłam się tam błyskawicznie. Weszłam bez pukania, krzyczenia, bez czegokolwiek. Wszyscy spojrzeli na mnie. Medycy przerwali sprawdzanie stanu obudzonego Kankuro. Gaara, Temari i Naruto siedzieli obok.
-Mam antidotum. - Zaczęłam. Medycy odsunęli się, a ja biorąc kubek, podeszłam do rannego. - Nie myśl, że to smaczne. - Podałam mu lek. Wziął łyka, którego zaraz wypluł i wszystko wylądowało na jego klatce piersiowej. - Pij to. Nie ma tylu roślin na następną dawkę. - Nakazałam, przechylając kubek do jego buzi. - Przełykaj. - Zrobił to, a po chwili jego wyraz twarzy wskazywał na gorzkość substancji. Nalałam wody  i podałam mu. Wypił jednym duszkiem. - Jeszcze nigdzie nie chodź, wolno działa to lekarstwo. A teraz połóż się, muszę cię zbadać. - Niepewnie zrobił to, a ja zaczęłam sprawdzać jego stan. Wszystko było dobrze. Nawet zauważyłam, że trucizna szybko znika. - Dobrze się czujesz? - Zapytałam. Pomachał twierdząco głową. - Zabierzcie do pokoju. Jeden medyk ma być ciągle przy nim. Nie ma mowy o wstawaniu z łóżka. - Spojrzałam na Kankuro. - Jasne? - Zapytałam medyków. 
-Dobrze. - Oznajmił mi jeden i wyszedł z chłopakiem.
-Amsa dziękuję ci. - Powiedział Gaara podchodząc do mnie.
-Po to tu jest te... - Nie dokańczając zdania zrobiło mi się czarno przed oczami i zleciałam na podłogę. Chcąc czegoś się złapać, ale nie dałam rady. Złapałam się za głowę. 
-Amsa! - Podszedł do mnie Naruto. - Nic ci nie jest? Słyszysz mnie? - Nie mając siły na odpowiedź machnęłam głową. - Wezmę cię do pokoju. Gaara na razie nie wołajcie jej do niczego. Dajcie jej, chociaż dwie godziny snu. Pracowała bez spania dwa dni. Dopilnuje, żeby trochę odpoczęła.
-Dobrze Naruto. - Usłyszałam Gaare.
-Idziemy Amsa. - Oznajmił blondyn i wziął mnie na ręce. Nie sprzeciwiałam się, nie miałam nawet na to siły. Był taki ciepły i tak spokojnie mnie niósł. Dlaczego nie możemy być razem? Ty pewnie tego nie chcesz. Z tą myślą zasnęłam w jego ramionach. 
      
        Obudziłam się z krzykiem. Oddychałam dość głęboko. Znowu ten sam sen. Pożar, śmierć rodziców. Czyjaś ręka objęła mnie. Przerażona odepchnęłam tą osobę. Dopiero potem spojrzałam, kto to. 
-Naruto! Przepraszam! - Podbiegłam do niego. - Miałam zły sen i się przestraszyłam. - Podałam mu pomocną dłoń. Skorzystał z niej. Wstając rozmasowywał tył głowy i kark. 
-Nic się nie stało. Za godzinę wracamy do domu. Wszyscy z wioski są już bezpieczni. A żołnierze pobrali twoje antidotum. Więc Gaara kazał nam wracać. - Uśmiechnął się.
-Dobrze, ale przed wyjazdem chcę jeszcze wstąpić do hali. 
-Nie ma sprawy, będę w biurze Gaary. - Zaśmiał się i wyszedł. 
Jestem idiotką, jedyna szansa na jego przytulenie, a ja oczywiście muszę go uderzyć. Dlaczego?

     Weszłam do Hali. Dzieci biegały w tą i z powrotem. Dorośli siedzieli w grupkach i dyskutowali. Medycy sprawdzali stany już dobrze wyglądających ludzi. Nie wiedziałam jakiś ciężkich przypadków. Odwróciłam się z myślą wyjścia.
-Amsa! - Usłyszałam. Odwróciłam się, Seiki stał niedaleko mnie. - Słyszałem, że wracasz. - Podszedł do mnie. 
-Tak. - Uśmiechnęłam się do niego. 
-Szkoda. Miło się z tobą pracowało. 
-Z tobą o dziwo też. - Zaśmiałam się. - Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy. 
-Jeżeli będziesz potrzebowała mojej pomocy to jestem do usług. 
-Nie ma sprawy. I oczywiście ja także. A teraz muszę już iść. - Zbliżyłam się do niego odchyliłam maskę i dałam buziaka w policzek. - Pa. - Krzyknęłam i odeszłam.

      -Dzień dobry Babciu! - Wrzasnął Naruto, a ja spokojnie weszłam za nim.
-Jak poszła wam misja?
-Dobrze. Sakura zajęła się rannymi. - Właśnie w tym momencie dostał ode mnie w łeb. 
-Dlaczego myślisz, że to Sakura? - Zapytała podejrzliwie, Tsunade.
-No, bo to ona. Gadałem z nią. 
-Naruto! - Wrzasnęłam i walnęłam go  w ten głupi łeb. Czy on chce się mnie pozbyć, czy co?
-Tsunade. Chyba wiesz, co robić? - Usłyszałam głos tej  starej jędzy. Zamknął mnie. To już będzie koniec. -Wezwijcie straże. Złapią u zamknął w ANBU. 
-Nie. - Szepnęłam. - Nie macie prawa! - Wrzasnęłam. Drzwi otworzyły się z hukiem. ANBU. Już jeden prawie mnie złapał, ale znikłam w płatkach wiśni. Teleportowałam się do domu. Szybko przywołałam Amaia. 
-Co się stało? - Zapytał leniwie.
-Wezwij Deidare. Błagam jakoś go wezwij. Zamkną mnie! - Mówiłam szybko, pakując najważniejsze rzeczy do plecaka.
-Ale...
-Szybko! - Łomot do drzwi był coraz silniejszy. - Mam tą róże przy sobie. Będę biegła w stronę lasu. Błagam zrób to! - Płakałam. Nie wiedziałam, że tak się wszystko potoczy. Kot zniknął, a drzwi wylądowały na ziemi. Jest ich pełno, nie dam rady walczyć. Wyskoczyłam przez okno i biegłam ile sil w nogach. Wywaliłam w bok zbędną mi maskę. Tłum ludzi był  wielką przeszkodą, ale będę mogła ich zgubić. Zerknęłam na bok. Biegli na dachach. Szlak. Zauważyłam wielkiego ptaka w powietrzu. W nadziei, że to Deidara, straciłam czujność. Zwierze podleciało do mnie, ale to nie był blondyn. To Sai! Nie nawet on przeciwko mnie? Narysował jakieś zwierze i puścił je na mnie. Ominęłam malowidło i biegłam dalej. Po chwili zerknęłam za siebie. Kilka centymetrów za mną był Sai. Bez namysłu rzuciłam kilka wybuchowych notek. Szybko Sakura, biegnij. Nadal miałam na sobie ich płaszcz, ale jednak nie są tak głupi i mnie rozpoznają. Brama coraz bliżej. Widzę ją. Kilka kroków. Poczułam ucisk na nadgarstkach. Upadłam.
-No Sakura. Tak łatwo przed ANBU nie uciekniesz. - Spojrzałam na niego z pogardą. - Byłaś lepiej traktowana, bo Tsunade-sama cię pilnowała, a teraz juz jesteś na równi. Idziemy. - Krzyknął do reszty. Pociągnęli mnie z ziemi. Jeden z nich to był Sai.
-Przepraszam. Nic ci nie jest? - Zapytałam go.
-Nie.
Zerknęłam za siebie z nadzieją. Nie ma go. Dlaczego? Amai mam nadzieje, że po niego poszedł. Schyliłam głowę i szłam z nimi. Poczułam coś na rękach. Zerknęłam, pajączki, z gliny. Zeszły ze mnie na ANBU.
-Ej, co to? - Zaczęli strzepywać to z rąk. - Sakura, co ty wymyśliłaś?
-Nic. - Uśmiechnęłam się.
-Przepraszam, ale porywam ją. - Złapał mnie w pasie. Zaczęłam wzlatywać w powietrze. Apotem jednym precyzyjnym obrotem zrobionym przez Deidare, siedziałam na ptaku.
-------------------------------------------------------
No i jest 21 rozdział. Uwierzcie mi ja pierwszy raz poczułam, że wy chcecie tego rozdziału. Dzięki oczywiście waszym komentarzom pod życzeniami. Dziękuję wam!!! :)
A i mam takie pytanko. Mam chęć na zrobienie takiej galerii ze zdjęciami. W każdym rozdziale pojawi się jeden do trzech jakiś Artów, oczywiście nie moich, tylko znalezionych w internecie. :)
Dam ankietę i czas na odpowiedzenie na nią macie do 7 stycznia. :)
No i tyle, czekam na komentarze, bo nie wiecie, jak te ostatnie dały mi kopa.
Bardzo dziękuję: Naruto Uzumaki, Wredna Zołza i Sophia Smith!!! :D


sobota, 19 października 2013

Rozdział 20

Weszliśmy razem do zasłoniętego „pokoju”.  Kozetka lekarska na środku, od razu koło niej stołek, chyba dla mnie. Biały stolik zabiegowy, a pod ścianą trzy szafki medyczne z asortymentem. Seiki podał mi biały kitel. Spojrzałam na niego niepewnie.
-Jesteś najbardziej zaufaną osobą? – Zapytałam bardzo podejrzliwie.
-Tak.
-Jeśli dowiesz się, kim naprawdę jestem, nie powiesz nikomu?
-Jeśli nie jesteś żadnym złoczyńcą, to nie.
-Pamiętaj, że bez żadnych zastrzeżeń mogę Cię zabić. – Uśmiechnęłam się w myślach na jego chwilową przestraszoną minę.
-Jasne. – Odpowiedział bardzo poważnie.
Zdjęłam swój płaszcz, odkrywając przy tym charakterystyczne włosy. Od razu zwrócił na nie uwagę i już go zatkało.
-Ty… Ty jesteś Sakura Haruno. – Zaczął dosyć cicho.
-Tak.
-Ale ty… Jesteś najlepszym medykiem… Ale jednak zrezygnowałaś z działań ninja…
-Czy ty o mnie za dużo nie wiesz? – Poczułam się trochę niezręcznie, skąd on o mnie tyle wie.
-Za dużo?  Ty jesteś… Znaczy bardzo inspirowałem się twoją osobą. Byłaś najgorsza w swojej grupie wiekowej. – Spojrzałam na niego dość groźnie, nie musi mi tego przypominać.  – Potem stałaś się lepszym medykiem niż sama Tsunede-sama. A potem… Wszyscy plotkowali, że już nie chcesz być ninją i odchodzisz. Nawet nie wiesz jak się wtedy rozczarowałem! Jak to było ćwiczyć u boku piątej Hokage?
-Wiesz, co? – Spojrzał pytająco. – Spotkamy się kiedyś po pracy… I wtedy Ci o tym opowiem. Teraz ranni czekają. – Mówiąc to zawiązałam chustę na włosach. – Przyprować mi pacjentów. – Nakazałam.
-Tak jest. – Zasalutował, pokręciłam głową z zażalenia.
                Z trzydziesty ranny. Wszyscy są tak pokaleczeni, że trzeba dawać im śpiączki. Jak można ranić bezbronnych ludzi! Przecież to nawet shinobi nie byli. Aż brak mi słów. Poczułam jak pacjent się poruszył, z zmęczeniem stwierdziłam, że jest już wyleczony. Odeszłam od niego i chciałam sięgnąć tasiemkę do odznaczenia pac jęta, ale zrobiło mi się ciemno przed oczami. Gdyby nie Seiki wylądowałabym na ziemi. Za dużo chakry zużyłam. Usadził mnie na stołku. Sam odznaczył pacjenta i wyszedł za parawan.
-Czy są jeszcze bardzo ranni? – Zwrócił się do jakiegoś innego lekarza.  – To na dzisiaj koniec! - Po chwili znowu zawołał. Zasłonił parawan i spojrzał na mnie. – Zaprowadzić Cię do pokoju?
-Nie trzeba. – Zdjęłam chustę i kitel. Ubrałam maskę i płaszcz. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. – Nakaż reszcie, żeby w bardzo złych przypadkach przyszli po mnie. Godzinka snu mi wystarczy na jednego pacjenta. Dołożyć asortyment i zetrzeć podłogę oraz krew z brudnych narzędzi, pamiętajcie o dezynfekcji. – Ruszyłam do zlewu. Znowu mi się zakręciło w głowie, ale szybko złapałam umywalki. Błagam niech tego nie zauważy.
-Chyba jednak nie dojdziesz, co? – Jednak muszę zdać się na jego rękę.
-Głupio mi prosić… Ale… Czy mógłbyś zaprowadzić mnie do pokoju? – Odetchnęłam.
-Do usług Sakura. – Szepnął mi do ucha.
-Ale bez takich. – Zakazałam ręką. Umyłam dłonie i odwróciłam się do niego. Ten wziął mnie na ręce i wyszedł. Inni lekarze patrzyli na nas z zdziwioną miną.
-Czy coś się stało? – Podbiegł jeden. Starszy, widać, że to jakiś większy przywódca.
-Nie. Wszystko dobrze. Tylko wyczerpałam za dużo chakry. – Oznajmiłam spokojnie. – Seiki zaprowadzi mnie do pokoju i zaraz wróci. – Uśmiechnęłam się.
-Nie. Seiki ty też odpocznij. Dużo pomagałeś naszej Amsie.
-Dziękuję. – Odpowiedział chłopak.
Wyszedł z tego całego chaosu i zaczął kierować się wąskim korytarzem. Mało oświetlone, bez okien. Ten cały budynek, jakby był przygotowany na wojnę. Przez drogę nie odzywał się. Co było dziwne. Spojrzałam na niego. Patrzył przed siebie z zastanowieniem. Chyba poczuł na sobie mój wzrok, bo spojrzał na mnie i od razu uśmiechnął się.
-W ogóle wiesz gdzie jest mój pokój? – Zapytałam rozbawiona.
-W sumie to nie. Zapomniałem, że niosę Cię do niego. – Zaczął się śmiać.
-To gdzie mnie prowadziłeś? – Zadałam dość spokojnie pytanie.
-Do mnie.
-To proszę wróć się i skręć w tamte lewe skrzydło. Jednak nadal chcę wrócić do mojego pokoju. – Oznajmiłam bardzo miło.
Z niezadowoloną miną zawrócił i poszedł drogą, którą nakazałam.  
-To tu. – Pokazałam na drzwi. Spojrzał niepewnie. – No właź tam i mnie zostaw. – Powiedziałam wyższym tonem.
Czarnowłosy lekko speszony odwszył drzwi wszedł. Usadził mnie na łóżku. I już chciał wyjść…
-U Tsunade-sama było bardzo trudno. – Zaczęłam. Odwrócił się zszokowany, ja tylko uśmiechnęłam się, zdejmując maskę.
-Ty pamiętasz o tym. Myślałem, że już mi nie opowiesz. – Uśmiechnął się jak pięcioletni dziecko.
-Pamiętam, pamiętam. Nie wiem czy dałbyś radę u niej ćwiczyć. – Wybuchłam śmiechem na jego minę. Wyrażała niesmak, ale jednak i trochę uśmiechu na twarzy. – Usiądź. Nie bój się, ja nie gryzę. – Poklepałam miejsce koło siebie. Po chwili zajął je.
-Ile godzin dziennie ćwiczyłaś? – Zadał pytanie.
-Trzy, cztery? Zależy, kiedy szłam na misję. Tylko, że po tym treningu miałam jeszcze jeden trening.
-Jaki?! – Zapytał bardzo zaciekawiony.
-Z moim senseiem. Uczył mnie obrony i te sprawy.
-A Hokage-sama wrzeszczała na ciebie?
-I to ile razy. Inaczej się nie da nauczyć. Musi ktoś na ciebie krzyczeć. –Uśmiechnęłam się.
-Na… naprawdę? – Zapytał lekko przerażony.
-A czy wyglądam jakbym kłamała? – Odwróciłam się, by nie zobaczył jak się śmieje.
-Śmiejesz się. To znaczy, że kłamiesz! – Wrzeszczał jak dziecko.
-Ile ty masz lat? Pięć? – Zapytałam znowu spoglądając na niego, ale nasze twarze bardzo się do siebie zbliżyły.
-Nie. Jestem o dwa lata od ciebie starszy. – Zalotnie wykrzywił usta.
-Więc powinieneś być mądrzejszy ode mnie. Ale tego nie pokazujesz.
-Nie pokazuje? Chcesz się zmierzyć?
-Nie. Nie chce powykrzywiać twojej pięknej buźki.
-Pięknej? Sugerujesz coś?
-Nic. – Zaśmiałam mu się w twarz.
-No ja myślę!
Obydwoje wybuchliśmy śmiechem. Dość miło mi się z nim rozmawiało. Spojrzałam na niego przez załzawione oczy, oczywiście od śmiechu.
-Chciałbym wiedzieć o tobie wszystko. – Oznajmił mi wycierając łzy z oczu.
-Musiałbyś rozmawiać ze mną przez całe kilka dni. – Uśmiechnęłam się.
-Dla mnie to nie problem. Masz jakiegoś wroga? Kogoś, kogo chciałabyś zabić? – Naprawdę. Chce wiedzieć takie rzeczy? Oj nie znamy się na tyle, bym mu mówiła o tym.
-Tak. Nie ważne, kto to. A ty? – A to mnie dość ciekawiło. Czy taki chłopak jak on? Czyli miły, dziecinny, chce kogoś zabić.
-Mam. Dediara Douhito. – Zamurowało mnie. Wiem, że on odszedł z wioski, ale on chyba nikogo tu nie zrobił. A może… - Zabił kilka bliskich mi osób. Był moim przyjacielem. Taki mi przyjaciel… - prychnął. - Zabił wszystkich z naszej paczki.
-A ty? Obroniłeś się? – Przerwałam mu.
-Nie. Powiedział, że mam udawać martwego do czasu, aż zabiorą mnie do szpitala. I tak zrobiłem. Nie wiem, czemu mnie zostawił. Mówił coś, że jesteśmy przyjaciółmi od dziecka i nie ma aż tyle nienawiści, żeby mnie skrzywdzić. Ty go znałaś, prawda? Kilka razy nie mógł wyjść z domu, bo opiekował się tobą. Nawet nie wiesz ile historii od niego o tobie słyszałem.
-W, jakim sensie? Dobrym czy złym? – Zapytałam z lekką ironią.
-On Cię ubóstwiał! Potrafił mówić o tobie przez całe 24 godziny. Wszyscy już mieli tego dosyć. „A Sakura powiedziała, że mnie lubi.” „A Sakura zasnęła mi na rękach.” „A Sakura zrobiła specjalnie dla mnie zamek z piasku.” Zawsze śmieliśmy się z niego i nie wierzyliśmy mu. Ponieważ nigdy go z tobą nie widzieliśmy. Myśleliśmy, że udaje, by zaimponować innym. Ludziom z innych, lepszych klanów. Jak zaczynał coś o tobie mówić zawsze wszyscy zaczynali się rozchodzić. Tylko ja zostałem. Ludzie zostawili go i mówili, że jest kłamcą. Byłaś dzieckiem bardzo wielkich ninja i dlatego, jak ktoś się z tobą pokazał był wielbiony przez resztę. Ale Deidary nikt, nigdy z tobą nie widział. Ale ja jednak mu wierzyłem. I teraz chce cię zapytać. To prawda, że cię znał? – Miał smutną minę. Widziałam jak jego oczy się błyszczą od łez, ale te jednak były ze smutku po danej osobie. On nie chciał go zabić. Prawda? Dlaczego niby Deidara miałby zabić swoich przyjaciół. A może jednak nikt nie był jego przyjacielem? Może udawali, albo trzymali się z Seiki, a on był dodatkiem? – To była nieprawda?? – Zapytał cicho. Zapomniałam. Zamyśliłam się.
-To była prawda. Znałam go. – Odpowiedziałam. – On nie zabił swoich przyjaciół. On zabił ludzi, którzy trzymali się z tobą, a nie z nim. On był tylko dodatkiem, z którego nikt nie korzystał. Był odpychany. Mówię, co myślę, ale przypomnij sobie, jak wyglądały wasze wspólne wyprawy. Całą paczką. On pewnie był na boku i nikt z nim nie rozmawiał. Nawet ty. Przypomnij sobie! Ja wiem, co on czuł! Rozumiesz! – Zaczęłam płakać, ale dlaczego? – On nie wiedział, co to prawdziwa przyjaźń. Może i mu wierzyłeś i byłeś najbliższą osobą. Ty go nie olałeś. Dlatego ciebie nie zabił. Zapamiętaj to sobie. Tylko, dlatego! – Pociągnęłam nosem i wytarłam łzy.
-Masz rację. Przepraszam. Nie płacz, proszę. – Zbliżył się do mnie. Zaczął ścierać łzy i usłyszałam jak drzwi się otworzyły.

-Amsa! – Zawołał Naruto. Zrobił bardzo zdziwioną minę. Po chwili widziałam już złość w jego oczach. – Co ty jej zrobiłeś?! – Wrzasnął w stronę Seiki i zbliżył się do niego. Czarnowłosy oberwał w twarz.
--------------------------------------------------------------------------------
Wróciłam i przepraszam, ze opóźniło się to o tydzień. Na prawdę gomen!!!!!! :)
Ale jestem i już nie odchodzę. :)
Mam nadzieje, że moi czytelnicy mnie nie zostawili i nadal będą mnie czytać. Więc piszcie swoją opinię! Nawet nie wiecie, jak wasze komentarze podnoszą na duchu. :D
Pozdrawiam i życzę udanej szkoły w tym roku szkolny. (Tak wiem... Nie wiedziałam co wam życzyć.)
A tu macie Seikiego, tak wiem, że to chłopak z jakiejś mangi, ale bardzo przypomina mi Seiki. :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 19

Siedziałam na gałęzi, rozmyślając.
-Co cię zamartwia? – Usłyszałam za sobą ten silny, ale za razem troskliwy głos.
-Nic. Tylko będę musiała powiedzieć Hokage, że wiesz o…
-Spokojnie babcia na pewno zrozumie. – Przerwał mi z uśmiechem na twarzy.
-Idź spać. Za kilka godzin ty obejmiesz wartę. – Uśmiechnęłam się do niego przez maskę, co na pewno nie zobaczył.
-Posiedzę z tobą. Nie jestem zmęczony. A ty? – Spojrzał z troską.
-Nie. – Oznajmiłam. – Naruto czy jako twoja przyjaciółka mogę ci coś powiedzieć? – Zapytałam pierwszy raz nie pewnie.
-Tak.
-Dziewczyna, która będzie z tobą w przyszłości, będzie najszczęśliwszą osobą na świecie. – Oznajmiłam i odwróciłam głowę.
-Co?! Dla…Dlaczego tak uważasz?- Zapytał tak bardzo nie pewnie.
-Jesteś silny, zabawny, troskliwy, czego chcieć więcej? – Wymieniłam, nadal nie patrząc na niego.
-Żeby nie mieć w sobie potwora. – Szepnął.
-Ale przecież zaczynacie się dogadywać! To idzie w dobrym kierunku…
-Wolałbym, aby wybrał sobie kogoś innego.
-Przestań. – Przybliżyłam się i przytuliłam go. Wzdrygnął się, nie patrzyłam na niego. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Czemu? Nie wiem. Nie miałam siły, odwagi…
-Mówiąc dziewczynę, jaką masz na myśli? – Usłyszałam jego pytanie i wróciłam do poprzedniej pozycji. Swój wzrok zatrzymałam na przeciwnej gałęzi.
-Nie wiem. Kogokolwiek…
-Ja czekam na tą jedyną. – Po tym stwierdzeniu poczułam ukucie w sercu… Spojrzałam na niego zszokowana.
-Kogo? – Zapytałam spokojnie tak, by nie myślał, że naprawdę mnie to interesuje, a interesowało bardzo.
-Dziewczyna z dobrego klanu, mieszka w naszej wiosce. Ale nie wiem czy mnie chce. Gania za innym chłopakiem.
-Dobry klan? – Szepnęłam sama do siebie.
-Tak, najlepszy! – Wykrzyknął.
Z naszego rocznika…. Najlepszy klan… Hinata! Nie, ale… Ona go kocha… Mówiła nam. Może Naruto się nie skapnął.
-Trzeba walczyć, a to zdobędziesz! – Krzyknęłam.
Spojrzał na mnie zniesmaczony.
                Po kilku godzinach drogi dotarliśmy na teren wioski. Tak jak się spodziewałam z południa nic się nie działo. Nie wyczułam żadnej chakry. Naruto szedł koło mnie rozglądając się. Amai, który bardzo go polubił, właśnie siedział mu na ramieniu. Przeszliśmy bramę wioski i właśnie w tej chwili, ktoś się zbliżał. Odwróciłam się i unieruchomiłam mężczyznę, łapiąc go za ręce.
-Jestem strażnikiem. – Oznajmił.
Puściłam go i wyciągnęłam list od Hokage. Przeczytał go i zwrócił się do kolegi.
-Zaprowadź do głównej siedziby Kazekage.
Przytaknął głową i zaczął iść. My zaraz za nim. W wiosce był czysty chaos. Ludzie pochowani w schronach. Wyburzone domy, dym unoszący się wszędzie. W niektórych chwilach słychać krzyk, dobiegający z zakątków wioski. Strażnik zatrzymał się przed chyba jedynym ocalałym budynkiem, czyli główna siedziba Gaary. Była całkowicie okrążona przez strażników. Przez chwilę wartownicy rozmawiali, a po chwili ten spod drzwi zapytał:
-Plakietkę ANBU można? - Wyjęłam z kabury etykietkę z moimi danymi. Oczywiście danymi ANBU nie moimi. Pooglądał ją i po chwili zwrócił. – A ty to?
-Naruto Uzumaki! – Krzyknął blondyn.
-Zapraszam. – Uchylił lekko drzwi, przez które weszliśmy.
-Zaprowadzę was do pana Kazekage. – Usłyszałam nie pewny głos dziewczyny, stojącej w kącie. Miała wielkie, brązowe oczy i białe, długie włosy.  Na sobie długą czarną sukienkę z dużym dekoltem. Nie powiem za dużym, bo jej piersi to się z niego wylewały. Naruto oczywiście patrzył jak oniemiały. Skierowaliśmy się za nią. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Kobieta uchyliła drzwi.
-Kazekage-sama ludzie z Konohy.
-Niech wejdą.
Naruto wbiegł jak nieopętany.
-Cześć Gaara! – Zawołał.
-Witaj Naruto. Kogo przysłała mi Hokage? – Jak zawsze spokojny.
-Mnie Kazekage.  Moje imię z ANBU to Amsa. – Ukłoniłam się.
-Myślałem, że przyprowadzi Sakurę. Słyszałem, że jest już lepsza od Tsunade.
-Ale to właśnie! – Naruto pojawił się koło mnie i ściągnął mi maskę. Szybko schyliłam głowę. Już chciał zdjąć kaptur, kiedy poczułam coś ciężkiego na głowie. Amai za syczał. -Au! Znowu mnie gryziesz?! – Wrzasnął.
Podniosłam maskę i przystawiałam ją do twarzy.
-Kazekage czy mogę iść już do pacjentów? – Zapytałam spokojnie.
-Tak. Temari! – Do biura wbiegła jego siostra. – Zaprowadź Amse do hali.
-Jasne braciszku. – Uśmiechnęła się. – Chodź.
Szłyśmy przez korytarz. Nikt nas nie mijał. Po prostu był pusty.
-Czy mogłabyś się odwrócić? Naruto rozwalił mi maskę musze ją tylko związać. – Zapytałam spokojnie.
-Naruto zawsze coś popsuje. – Zaśmiała się, zrobiła krok do przodu i patrzyła przed siebie.
Zdjęłam maskę i schyliłam głową tak by na pewno mnie nie zobaczyła. Związałam sznureczek z drugiej strony i już normalnie założyłam ją. Podeszłam do Temari i dalej szłyśmy razem. Doszłyśmy do wielkich drzwi, które były otwarte. Przeszłyśmy przez nie. Pomieszczenie było wielkie, ale wypełnione po brzegi ludźmi. Pełno Joaninów biegało w białych fartuchach, dzieci płakały, ludzie jęczeli z bólu i siedzieli przy swoich rodzinach. Pod ścianą spostrzegłam małą dziewczynkę. Była sama płakał i kurczowo trzymała się za rękę. Nie wytrzymałam odeszłam od blondynki i podeszłam do dziecka. Kiedy się zbliżałam, spojrzała na mnie przerażona. Ukucnęłam przed nią.
-Witaj Kochanie. – Zaczęłam spokojnie. Czy coś cię boli? – Spojrzała z lekko jeszcze przestraszonymi oczami i pomachała twierdząco głową. -Ręka prawda? Podasz mi ją? Spróbuje ją wyleczyć. Jeśli się zgodzisz, oczywiście.  - Powoli wyciągnęła kończynę. Złapałam ja delikatnie i zaczęłam sprawdzać stan. Tak jak się spodziewałam miała połamane kości. – Teraz może cię trochę zaboleć. – Otworzyła szeroko oczy. – Spokojnie wszystko będzie dobrze. – Zawiesiłam rękę nad jej i zaczęłam leczyć. Dziewczynka zrobiła kwaśną minę, ale po całym zabiegu uśmiechnęła się. Poruszyła rąsią w górę i w dół.
-Dziękuję! – Krzyknęła i rzuciła m się na szyję.
-Nie ma, za co. Od tego jestem. Tylko nie nadwyrężaj jej jeszcze za mocno. Lepiej, jeśli ją usztywnię. – Wstałam i zaczęłam szukać wzrokiem jakiejś apteczki lub miejsca z narzędziami. Nie daleko była otwarta apteczka. Podeszłam i wyjęłam z niej chustę. Znowu wróciłam do dziecka i usztywniłam rękę.  – Uważaj na siebie. I jeśli coś ci się jeszcze stanie przyjdź do mnie. Powinnam tu jeszcze przez jakiś czas być.
-Dobrze. – Oznajmiła uradowana.
-Amsa! – Usłyszałam za sobą krzyk. Temari podbiegła do mnie. – Wszędzie cię szukałam! Nie uciekaj tak! Nie masz prawa!
-Już, uspokój się. Przestraszysz ją. – Spojrzała za mnie.
-Panno Amso czy mogę w czymś pomóc? – Zapytał mnie jakiś czarnowłosy chłopak. Mógł być w moim wieku, może rok starszy. Brązowe oczy patrzyły na mnie wyczekująco.
-Po pierwsze, dlaczego nie pomogliście jej. To jest dziecko, ono bardziej cierpi. Po drugie proszę o swój własny kont, który jest zasłonięty i przyprowadźcie mi najbardziej rannych wraz z dziećmi. Chce wszystkie narzędzia nie zapomnijcie o tych najprostszych, czyli bandaże i plastry. Jedną bardzo zaufaną i szybką osobę do pomocy. Znieczulenia i śpiączki. Wszystko na teraz. – Wygłosiłam mu. Patrzył jeszcze przez chwilę jakby analizował wszystkie słowa.
-Jasne! – Pobiegł przed siebie. Nie zwracając uwagi na Temari odwróciłam się jeszcze do dziecka.
-Czy są tu twoi rodzice?
-Nie wiem. Przybiegłam z senseiem z Akademii.
-Dlaczego się tobą nie opiekuje?
-Bo byłam wolna i słaba. Spadłam z dachu, ale na szczęście tylko złamałam rękę. Zdążyłam do nich dobiec jak czekali na pozwolenie na wejście.
-Temari czy możesz jej pomóc? Czy mam znaleźć kogoś innego? – Wstałam i zwróciłam się do blondynki.
-Zaraz poszukamy twojej rodziny. – Uśmiechnęła się i wzięła dziecko. Odeszły.
-Panno Amso wszystko już jest.  – Podbiegł do mnie tamten chłopak.
-Kto jest moim pomocnikiem? – Rzuciłam żeby móc już kogoś wykorzystywać.
-Ja. – Odpowiedział krótko. – Jestem Anzai Seiki. Do usług.

-Mów mi po prostu Amsa. Seiki zaprowadź mnie do mojego pomieszczenia. – Zaśmiałam się w duchu.
-----------------------------------------------------------------
Nie jestem zadowolona ani trochę z tego rozdziału. Jest nudny i 3/4 to dialogi. Nie wiem czemu tak wyszło. Ale muszę się za siebie wziąć. Dajcie swoją opinię w komentarzach. :)
Pozdrawiam i życzę udanych, ostatnich dni wakacji. :) 

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 18

Tak jak obiecałam jest nowa notka! Udało się! Jest szybciej niż zawsze! 
Zapraszam do czytania! Nie jest za bardzo ciekawa. Myślę, że następna będzie lepsza. :)
I dawajcie komentarze, jest tyle wyświetleń a komentarzy zaledwie 3 lub 4 nie licząc moich. Większość z was pisze i wiecie, jakie to motywujące! 
Dobra koniec mojego gadania, bo i tak pewnie nikt tego nie przeczyta. 
-------------------------------------------------------------------------------------------
Zatrzymałam się na drugim polu treningowym. Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówi?
-Senpai...
-Chce wstąpić do Akatsuki. - Powiedziałam przerywając mu.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Czyś ty zgłupiała???????!!- Wrzasnął na mnie. 
-Nie! Tam jest Dei. On powiedział...
-Ale to nie jest miejsce dla ciebie! Oni szybciej Cię tam zabiją! Wzajemnie chcą się zabijać, niektórzy, a co dopiero nową! Musisz to zrozumieć! Wracamy do domu, idziesz spać, a jutro wstaniesz na misję! Jasne?! - Krzyczał na mnie.
-Tak. - Oznajmiłam spokojnie i złapałam jego łapkę. 
Przenieśliśmy się do mojego pokoju. Bez mycia i przebierania rzuciłam się na łóżko. Nie chciałam go słuchać. Poczułam jak materac ugina się przy moich nogach, a po chwili czułam jego sierść. Nie mogę tego wszystkiego zrozumieć. W Konosze nie mogę się z nikim przyjaźnić. W Błyskawicy chcą mnie zabić. A do Akatsuki zabrania mi iść KOT. Naruto mam nadzieje, że nadal będziemy przyjaciółmi. Nie poddam się. 

Wstałam zrobiłam swoją codzienną rutynę. Wyszłam przez okno i usiadłam na dachu, nad oknem Naruto. Usłyszałam jak się otwiera. Blondyn wychylił się.
-To ty? - Powiedział nie za szczęśliwie. 
-Tak. Idziesz? Już pewnie na nas czekają. - Powiedziałam zeskakując z dachu na przeciwko niego. Amai szedł za mną. 
-Jasne.... – Oznajmił mi niezadowolony.
Szliśmy w ciszy, przez prawie cala wioskę. Ciągle miałam w myślach to, dlaczego ja nie mogę się z nikim przyjaźnić. Czemu nikt mi wszystkiego nie mówi.  Naruto wyciągnął mnie z moich myśli.
-Znasz Sakure-chan?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Trochę zmieszana odpowiedziałam.
-Jestem z ANBU nie znam innych ludzi. Nikt mnie nie może znać. 
-Aaaa.... Myślałem, że jeśli jesteś dobrym medykiem to się znacie. – Powiedział załamany.
-Ale raz miałam z nią misję. Mówiła o tobie. – Oznajmiłam szybko, chciałam mu trochę o mnie powiedzieć.
-Naprawdę? Co?? -  Zainteresował się.
-Że jesteś dziecinny.
-A....
-I że za tobą tęskni i ma nadzieje, że tak jak obiecałeś wrócisz. 
Naruto od razu się uśmiechnął. 
-Chciałbym się z nią spotkać, ale babunia...
-Nie możesz. Ona ciągle siedzi w szpitalu i coś robi. Zawsze coś jej znajdą. Raczej już w ogóle jej nie zobaczysz. Możliwe, że wyjedzie do swojej wioski. 
-Nie może! Jeśli jest jej ciężko pomogę jej. Nawet, jeśli miał bym siedzieć i opatrywać rany. 
-W końcu jesteście! Co tak długo?! - Krzyknęła Hokage.
-Zagadaliśmy się! - Wrzasnął Naruto.
Tsunade-sama spojrzała na mnie surowo. Pokręciłam przecząco głową, że nic nie mówiłam. 
-To macie zanieść. Sak...Słuchaj się Amsy, Naruto. Ona tu rządzi. - Podała nam pudełko, które zabrał Naruto. - Macie trzy dni.  Jeśli nie dojdziecie, dostaniecie karę. - Powiedziała stanowczo. - Udanej misji. -Uśmiechnęła się i odeszła. 
-Idziemy! - Krzyknęłam. 
-Ale...
-Idziemy głąbie. 
-Ej tylko Sakura-cha tak na mnie mówiła!
-I teraz też ja. Chodź! – Wrzasnęłam i pociągnęłam go za sobą.
Większość drogi nie odzywaliśmy się. Nie dziwiłam mu się. Nie wie, kim jestem. Co chwila zerkałam na niego. Nie wiedziałam, co mówić. Chciałam z nim porozmawiać, ale nie mogę się do niego odzywać.


Gabinet Hokage (w trzeciej osobie)
Jiraya patrzył wyczekująco na Tsunade.
-To dowiem się, czemu nie mogą się spotykać? – Zapytał dość poważnie.
-Starszyzna zabroniła. – Powiedziała cicho.
-Od, kiedy ty się jej słuchasz?
-Zagrozili mi.
-Jak?!
-Powiedzieli, że jeśli ona będzie się z nim przyjaźnić. To powiadomią, Raikage, że ma ją stąd zabrać. Ona nie może tam wrócić! Musimy jej chronić! Trzeci tak chciał i ja dotrzymam jego prośbę! Inaczej może zginąć.
-I ty od razu tak zabraniasz się jej z nim spotykać? A jeśli zorientuje się, że to ona? To, co wtedy? Nie wykręci się! Mają razem misję!
-Nie dowie się!!
-Skąd wiesz. Żeby ci nie przyszła i powiedziała, że on już wie.
-Martwię się o nią. Nie wiem, co mam robić, żeby było jej jak najlepiej.
-Niech odejdzie od ANBU, będzie mogła przyjaźnić się, z kim chce i dalej uczy się medycznego ninjutsu.
-Ale starszyzna…
-Olać ją! Jeśli będzie trzeba wstawie się za nią i nie oddam jej Raikage. A teraz idziemy na sake.


Las Sakura i Naruto. (W pierwszej osobie Sakury)
-Robimy przerwę! – Krzyknęłam do niego.
-A, co zmęczona?
-Nie, tylko został nam z jakieś pół dnia drogi, a tam jest wojna, więc trzeba zebrać siły. Chodź na tą polanę. – Pokazałam na jakąś trawę.
Przytaknął mi skinieniem głowy i zeskoczyliśmy.
-Senpai ja idę sprawdzić teren. – Oznajmił mi Amai.
-Jasne.
-Pójdę pozbierać drewno na opał. – Powiedział Naruto i zniknął.
On pobiegł czy użył techniki? Zastanowiłam się chwilę nad nim. Z wyglądu stał się bardziej męski, ale z charakteru to ciągle dawny Naruto, który się wygłupia. Rozłożyłam swój namiot i przygotowałam miejsce na ognisko.
-Jestem! – Usłyszałam za sobą głos blondyna. – Rozpalę to. – Powiedział i podszedł do ogniska.
-Pójdę sprawdzić mapę, żeby wiedzieć, z której strony najlepiej wejść do wioski.
-Jasne! Potem przyjdę i ustalimy wszystko. Tylko rozpalę ognisko. – Zaczął się śmiać.
Uśmiechnęłam się pod maską i poszłam do namiotu. Otworzyłam mapę od Tsunade, która pokazywała, gdzie na pewno jest wielka bitwa. Ze wschodu toczy się średnia, z północy nie ma nic, ale w sumie to jest dobre miejsce na skrytkę. Pamiętam chowałam się tam z moimi ludźmi, jak miałam jakąś misję. Z południa też jest pusto, a z zachodu toczy się duża bójka. Więc najbezpieczniej będzie z południa. Usłyszałam pukanie.
-Wejdź! – Krzyknęłam.
-Wiec, którędy idziemy? – Uradowany Naruto usiadł naprzeciwko mnie.
-Z południa, tam nic nie ma. A wszędzie indziej są bitwy. Nie jest powiedziane, że tam się nie toczy, ale lepiej iść tędy.  – Spojrzałam na niego, przyglądał mi się z ciekawością.
-Jasne. Jesteś medykiem, więc ja biorę się za największą walkę, jeśli coś. Pamiętaj. – Oznajmił mi spokojnie.
-Jestem w ANBU, jestem wyszkolona…. – Zaczęłam nerwowo, ale mi przerwał.
-Ale medyk jest zawsze potrzebny. – Powiedział bardziej stanowczo.
-Senpai! – Usłyszałam krzyk kociaka.
Po chwili poczułam jak coś usiadło mi wokół szyi i zdjęło kaptur razem z gumką z włosów. Moje kudły, które miałam już do połowy pleców, opadły
-Amai!!! – Krzyknęłam, zrzuciłam kota i założyłam kaptur.
-Masz różowe włosy?! – Zapytał zdziwiony Naruto. – Sakura?! To ty?! – Przybliżył się do mnie i zdjął maskę. – Sakura-chan!! Dlaczego?!
-Naruto. – Zaczęłam się tłumaczyć.
-O co tu chodzi?! – Krzyknął wkurzony.
-Posłuchaj. – Znowu przerwał.
-Czemu mnie wszyscy kłamiecie?!
-Zamknij się i słuchaj!!!- Wrzasnęłam i walnęłam go mocno w głowę. – To nie mój wymysł, tylko Hokage. Ja chce cię znać. Tęskniłam za tobą. Myślałam, że już nie wrócisz. Muszę się jej słuchać. Musisz zrozumieć, że nikt nie może wiedzieć, o tym, że jestem w ANBU.
-I co wolisz się słuchać babci niż się ze mną spotykać! – Wrzasnął na mnie.
-Naruto… - nie wytrzymałam łzy szczęścia poleciały mi z oczu.
-Przepraszam, powiedziałem to za stanowczo? Sakura-chan nie płacz i nie bij.
-Naruto! – Rzuciłam się mu na szyję. –Jak ja tęskniłam! Myślałam, że zostanę tam sama!
-Senpai… idę pilnować. A wy sobie porozmawiajcie. – Powiedział cichutko i wyszedł.
-Na… naprawdę tęskniłaś? – Powiedział cicho.
-Tak! – Spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Przepraszam! Naprawdę! Hokage kazała mi sie nie pokazywać tobie. Nie wiem, dlaczego. Ja... Ja chce cie znać. Nawet nie wiesz jak sie cieszę, że mogę z Toba porozmawiać. - Naruto był taki ciepły i miał mocne mięśnie, które pod moim uściskiem naprężyły się. Przez kilka chwil nie odzywał sie, a dla mnie stało sie trochę nie komfortowo przytulanie go bez wzajemności. - Naruto... - Zaczęłam cicho. Odsunęłam sie od niego załamana. Jednak za chwile pociągnął mnie za rękę i mocno objął.  -Na...
-Po prostu przywitajmy się jakby to wszystko sie nie zdarzyło. - Powiedział.
Kilku minutach odsunęliśmy się od siebie. Zdjęłam płaszcz i odłożyłam go na bok. Naruto zaczął mnie obserwować. Od góry do dołu i na odwrót, w końcu zatrzymał wzrok... Na moi dekolcie! W sumie mój strój ANBU nie był taki sobie. Strój ANBU, co ja mówię, nie noszę go. Ubieram tylko maskę i płaszcz, reszta to tylko moje wymysły. Buty ninja, krótkie, czarne spodenki z pasem, na których były trzy kabury i katana. Bluzka tego samego koloru z bardziej obszernym dekoltem i na niej bezrękawnik taki jak noszą ANBU, bo jednak chroni przed uderzeniami. To nie było dobre uczucie, kiedy chłopak patrzył cały czas na to bez żadnych skrupułów.
-Naruto. - Powiedziałam spokojnie.
-Tak? - Zapytał nie odrywając wzroku.
-Przestań gapić się mi sie na dekokt!!! - Wrzasnęłam i walnęłam go w głowę.
-Przepraszam. - Powiedział i podrapał sie stylu głowy.
-Jiraya-sama chyba cie pogorszył.
-Zboczeniec? To on podglądywał wszystkie dziewczyny w łaźniach. Ja byłem grzeczny. Co robiłaś w wiosce, kiedy mnie nie było?
-Ćwiczyłam z Tsunade-sama, Kakashim-sensei i Amaiem. Dołączyłam do ANBU, pomagam w szpitalu i wymyśliłam kilka nowych technik medycznych.
-Wymyśliłaś???!! - Powiedział taki zafascynowany.
-Znaczy dopracowałam kilka trucizn by były jeszcze lepsze, ale Hokage i tak o ty nie wie. Robiłam to w wiosce kotów. I wymyśliłam, ale jeszcze nie dopracowałam dwie techniki.
-Czemu o tym nie wie?
-Ponieważ nie chce o nich nikomu mówić. Wykorzystaliby je, a tego nie chcę.
-Nie ma sprawy, nikomu nie powiem! Ja zaczynam dogadywać się z Kuramą. Nawet nieźle nam to wychodzi. Ale to jeszcze nie to, tracę nad sobą kontrolę. – Zaczął nie pewnie, ale skończył swoją wypowiedz.
-Kurama? – Zapytałam nie wiedząc, o kim mówi.
-Dziewięcoogonniasty.
-Świetnie, że w końcu coś się ruszyło. – Powiedziałam zadowolona, to już był jakiś postem.
Chłopak zarumienił się i podrapał.
-A ten kot i ta wioska kotów. Co to? – Zapytał niepewnie.
-Amai to kot mojej rodziny. Zachowuje się jak dziecko, ale pomaga mi. To jak Akamaru dla Kiby.
-Fajnie! Od kiedy go masz? – Jego mina to było połączenie zdziwienia i szczęścia.
-Od bardzo dawna. Nawet był raz na naszej misji, kiedy byliśmy jeszcze zgraną drużyną. – Wspomnienie o tamtych czasach, wywołało smutek w moim sercu.
-I dlaczego nikt go nie widział? Jak? – Naruto coraz bardziej był tym wszystkim zdziwiony.
-Zmniejszył się i schował do kieszeni. Proste.  – Powiedziałam spokojnie.
-Pewna dziewczyna Amsa, się nazywa. Powiedziała mi, że chcesz uciec z wioski. To prawda? – Zaczął smutno.
-Nie mam zamiaru nigdzie odchodzić. – Po części skłamałam, nie wiem, co jeszcze zrobię.
-Senpai! – Amai wbiegł do namiotu. – Zdejmij to ze mnie! I niech ktoś obejmie wartę, to jest nudne!
Naruto zrobił zdziwioną minę. Zaśmiałam się pod nosem i wstałam. Ukucnęłam przed kotem i zdjęłam z niego płaszcz.
-Przedstaw się ładnie. – Nakazałam mu.
-Jestem Amai Haruno. Kot rodu Haruno.  Pomagam im i zawsze jestem przy nich. Więcej nie mogę ci nic powiedzieć, bo musiałbym cię zabić.
-Takie małe coś, jak ty! Zabić mnie?! – Naruto zaczął się śmiać.
Zwierzę szybko przeniosło się koło niego. Ugryzło go i zadrapało rękę.
-Ał! To boli! – Krzyknął.
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz! – Zdenerwował się Amai.
-Przepraszam no! – Szybko powiedział.
-To ja idę na wartę! – Wrzasnęłam, zabrałam maskę i płaszcz. Wyszłam z namiotu i z gracją wskoczyłam na jedną z wyższych gałęzi drzewa. Usiadłam z nogą na nodze oraz wyciszyłam chakre.

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 17

Więc tak....Opóźnił się ten rozdział, (jak z resztą zawsze) ale dziękuję, że jesteście ze mną. Krótki jest ten rozdział tylko dla tego, że za dużo bym wam przekazała, jak bym zrobiła dłuższy. Saba20 przepraszam, ale nie udało mi się pisać w osobie Naruto. Nie potrafię tak ciągle pisać w tej osobie. (płacze w kącie) Ale mogą się zdarzyć w jakiś rozdziałach, że przez chwilę będzie z jego perspektywy. :)Zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii w komentarzach. (bo coraz ich mniej ;( )
--------------------------------------------------------------
Już minęły trzy lata od kąt Naruto wyruszył na trening, a Sasuke odszedł z wioski. Nie obijałam się przez ten czas. Uczyłam się nowych technik i ćwiczyłam z Tsunade-sama oraz Kakashim-sensei. Bardzo dużo mnie nauczyli, z nalegań senseia jestem w ANBU. Mam swoją drużynę, którą kieruje i często także wyruszam na misje sama. Każdy myśli, że się obijam, ponieważ nikt nie może widzieć o tym, że jestem w ich oddziale, ale kiedy nie mam żadnych misji pomagam w szpitalu. Moje przezwisko w ANBU to, Amsa, mam maskę kota, a Amai chodzi razem ze mną na każdą misje. Nawet dostał swój własny płacz, by nikt go nie rozpoznał. 


Wstałam dosyć wcześnie rano, oczywiście taką samą pobudką, co zawsze. Kot został przeze mnie wyrzucony z pokoju, pod drzwiami było słychać tylko miałczenie. Ubrałam się, umyłam i już otworzyłam drzwi żeby wyjść z  pokoju, kiedy wskoczył na mnie Amai. Zawiesił się na mojej bluzce i spojrzał na mnie. Już lekko, mocno zdenerwowana, spokojnie ściągnęłam go. 


-Amai!! Uspokój się! Nie jesteś dzieckiem, a zachowujesz się tak!! - Wrzasnęłam na niego.
-Ale senpai... - Usłyszeliśmy pukanie. - Ktoś puka! - Powiedział głośniej i wbiegł do szafy. Zeszłam spokojnie na dół i otworzyłam drzwi, stał w nich Kakashi.
-Witaj. Masz się za 10 minut pojawić u Hokage. - Powiedział. - Jako ANBU. - Szepnął.
-Jasne. - Uśmiechnęłam się i sensei zniknął.
Szybko pobiegłam na górę i wyciągnęłam swój płaszcz i maskę. Amai ustał koło mnie. Kucnęłam i zapięłam mu jego płaszczyk oraz nałożyłam kaptur. Złapała go za łapkę i razem przenieśliśmy się do biura Hokage. Blondynka spojrzała na nas.
-Och Sakura, dobrze, że już jesteś! Będziesz miała misję ze swoim dawnym kolegą.
-Kolegą? - Zapytałam i zdjęłam kaptur i przekręciłam maskę, tak by widziała moją twarz.
-Tak! - Mówiła takim uradowanym głosem, jakby była moją matką i oddawała mnie za mąż z jakimś bogatym typem. - Mam nadzieje, że go rozpoznasz, na pewno się ucieszysz jak go zobaczysz. - Uśmiechnęła się jeszcze bardziej. - Ale pamiętaj, że nie możesz się wydać. -Oznajmiła stanowczo.
-Jasne. A dowiem się, kto to? - Zapytałam bez żadnego entuzjazmu.
-Naruto wrócił! - Krzyknęła.
Moje ciało przez chwilę było nieruchome, jakby nie chciało przyjąć tego do wiadomości. Naruto... Przecież obiecał...
-Wyruszam na trening z moim ojcem chrzestnym. Wrócę po nim. Nie martw się! – Uśmiechnął się do mnie.
-Na pewno?!
-Tak. Do zobaczenia! – Krzyknął i pobiegł.
-Naruto! Wrócił?! Na prawdę?! - Wydarłam się.
-Tak. - Powiedziała to z triumfalną miną. - I masz z nim misje. Załóż maskę, zaraz tu będzie z Jirayom.
Uśmiechnęłam się pod maską. Wiedziałam, że bardzo za  nim tęskniła, nawet kilka razy mi o tym mówiła. Po kilku minutach do pokoju bez pukania wparował siwowłosy, a za nim blondyn. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Teraz jest bardzo wysoki i ma trochę dłuższe włosy, niż zawsze. Uśmiechałam się sama do siebie, stojąc po prawej stronie Tsunade. Amai siedział na biurku.
-Witaj Kochana Tsunade. Stęskniłaś się?! - Krzyknął swoim donośnym głosem siwowłosy.
-Przestań Jiraya. Naruto jak obiecałam masz misję.
-JJJJeeeeeeeeeeeaaaaaaaa!!!! Dzięki Babciu! - Wrzasnął i podskoczył. - Mam pytanie. - Powiedział już spokojniej.
-Słucham Cię.
-Gdzie jest Sakura? Ty na pewno wiesz, a muszę jej powiedzieć, że wróciłem. I tak pewnie dostanę za to, że tak późno. - Uśmiechnął się i podrapał z tyłu głowy.
Co teraz powie? Że jestem w Anbu? A może, że wyjechałam do wioski? Zerknęłam na nią. Na jej twarzy było widać zmieszanie.
-Sakura pracuje w szpitalu, nie ma teraz czasu. Bardzo nam pomaga. - Zrobiła sztuczny uśmiech, ale chłopak chyba to wziął na poważnie.
-Szkoda. Przekaż jej, że jak będzie wolna to moje drzwi są dla niej otwarte.
-Na pewno się ucieszy.
-Tsunade? Po co ci członek ANBU? Nigdy za nimi nie przepadałaś. -Wtrącił się sensei.
-Ponieważ Naruto ma z nim misję. Mów na niego Amsa. Jutro rano wyruszacie do wioski piasku, Gaara potrzebuje dobrego medyka. Ta osoba nadaje się na to, a ty robisz, jako eskorta. Macie na siebie uważać, bo w tamtej wiosce jest wojna. Ma...
-Czemu nie dasz Sakury?! - Wrzasnął. - Ona jest na pewno lepsza od tego dupka.
-Nie dam jej, bo ma za dużo roboty!!! Może i jest już nawet lepsza ode mnie!!! Ale nie mogę!!! My jej potrzebujemy!!!! - Krzyknęła, a żyłka na czole zaczęła się jej ruszać.
-Sakura-chan jest lepsza od ciebie! - Zawołał zadowolony.
-Zamknij się i słuchaj!! Macie się od siebie nie oddalać. Najpóźniej macie być za trzy dni. Jutro jest liczony, jako pierwszy. Jasne?
-Tak! - Wydarł się.
-Tak. - Stwierdziłam, tak by mnie usłyszała.
-Wiec jutro o 6 pod bramą. Możecie odejść. - Powiedziała. - Amsa zostań. Amai zeskoczył z biurka i usiadł koło mnie. Jiraya-sama też nie miał zamiaru wychodzić.
-Jiraya, przepraszam, ale to jest tylko sprawa po między nami.
Sensei zrobił dziwną minę i wyszedł.
-Nie pokazuj mu się. Masz dużo roboty i tyle. Jeśli gdzieś Cię spotka powiedz, że masz za dużo rzeczy do zrobienie i odejdź. Wy nie macie się już spotkać. – Oznajmiła bardzo stanowczo.
-Ale... – Nie dała mi dokończyć.
-Masz się zachowywać do niego obojętnie. – Powiedziała o to wyżej.
-Dlaczego?! – Wydarłam się.
-Tak każę i tak ma być!!!! Wyjdź i pokaż się jutro pod bramą!!! W stroju ANBY!!!
Wyszłam z biura. Prawie weszłam na Jiraye-sama.
-Przepraszam.
-Nie ma sprawy złotko.
-Co?
-Coś mi się wydaje, że jesteś kimś bliskim dla Naruto? Zgadłem?
-Nie znam go. Przykro mi. - Powiedziałam szybko i odeszłam.
-Nie jestem idiotą, Sakura! - Odwróciłam się. -Młody może cię nie poznał. Ale ja wyczułem twoją chakre. Jest inna niż wszystkie. Dlaczego nie chcesz znać Naruto?Stałam zszokowana. Nie wiem, co powiedzieć, przecież chcę
.-To nie twoja sprawa Jiraya! - Usłyszałam stanowczy głos Tsunade.
-Ale... - Zaczął.
-Chodź i nie zawracaj dziewczynie głowy.
Zniknęli za drzwiami. Amai przybliżył się do mnie i wyciągnął łapkę. Przeniósł nas do domu. Zrzuciłam z siebie ten głupi płaszcz i maskę. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się. Dlaczego ona nie pozwala mi rozmawiać z Naruto? Co to takiego? Czy ja teraz jestem jakąś ich rzeczą??
-Senpai. Spakuj się i nie zamartwiaj. Potem przeniesiemy się do wioski kotów. Poćwiczysz trochę swoje umiejętności. - Kot usiadł mi na kolanach i wypuścił z pyska chusteczkę. Wzięłam ją i poszłam się spakować.
Cały trening myślałam o Naruto. Jak mam się przy nim zachowywać?
-Senpai koniec! I tak się nic nie nauczysz! - Upadłam na ziemię.
-Amai... - Kot usiadł koło mnie.
- Czy gdybym była w naszej wiosce też by mnie tak wykorzystywali?
-W sensie?
-Nie mogłabym z nikim rozmawiać i byłabym w jakiejś tajnej organizacji?
-Nie. Byłabyś szanowana. Jesteś z rodu Haruno! Jeden z najważniejszych rodów w Błyskawicy!
-Ale jednak wszyscy mówią, że nie mogę tam wrócić.
-Tylko z jednego powodu. - Zatrzymał swoją mowę.
-Jakiego??
-Klan Yotsuki mógłby cię zabić. Tak po prostu, bo jesteś z rodu Haruno. Twój ojciec chronił Cię, jak najdłużej mógł. Aż w końcu sami go zabili.
-To... To oni.... Zabili moich rodziców?! - Krzyknęłam wstając.
-Tak. Ale nie możesz...
Zaczęłam biec przed siebie.
-Senpai!!!!! - Krzyknął za mną Amai.
Zatrzymałam się na drugim polu treningowym. Dlaczego dopiero teraz mi o to mówi?
-Senpai...
-Chce wstąpić do Akatsuki. - Powiedziałam, przerywając mu.

Spojrzał na mnie zdziwiony. 

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 16

Przepraszam, przepraszam. Wszystko przez to, że nie mam kompa, a z Iri Akuma. Co chwila coś oglądamy. No dobra notka jest i następna pojawi się około. nie wiem za tydzień? Tak za tydzień. Proszę  bardzo. :D
Miłego czytania. Mam nadzieje, że mnie nie opuściliście. :)
---------------------------------------------------------------
Jak zawsze rano poczułam mocne uderzenie w brzuch. Oczywiście to był Amai, który, jak co rano budził mnie, skacząc na mnie.  Przekręciłam się i przykryłam głowę kołdrą.  Kot nie dawał za wygraną.
-Idziemy na misję! Idziemy na misję! – Krzyczał mi do ucha.
Odkryłam się i spojrzałam na niego.
-Nie idziemy, tylko ja idę. Ty zostajesz w domu tak, jak nakazał ci sensei. – Powoli ześlizgnęłam się z łóżka i podeszłam do szafy.
Amai ustał na półce, która była na wysokości mojej głowy.
-No proszę nie pokaże się. – Zrobił wielkie oczy.
-Nie! – Zrzuciłam go z półki i wyjęłam ubrania.
-Mogę się zmniejszyć i schować. Nikt mnie nie zobaczy.- W tej chwili zmniejszył się to rozmiaru porcelanowego słonika.
-Nigdzie nie idziesz.
Poszłam do łazienki umyłam się. Potem zjadłam śniadanie i poszłam po rzeczy na górę. Zeszłam na dół, chciałam już wyjść, ale ktoś złapał mnie za buta. Spojrzałam na dół i tak to był Amai.
-Proszę! – Powiedział szybko.
-Ale jak mi się pokażesz.  – Ostrzegłam.
Amai podskoczył i się zmniejszył. Wszedł do kieszonki mojej tuniki. Zamknęłam ją i wyszłam. Usłyszałam czyjś krzyk. Spojrzałam na Naruto, który rozmasowywał sobie nos.
-Ała. – Oznajmił.
-Przepraszam. – Wydukałam i poszłam przed siebie.
-Coś nie tak Sakura-chan? – Zapytał troskliwie.
-Nie. – Odparłam. – Chodź, bo się spóźnimy.
Naruto dogonił mnie i szedł w ciszy, co było do niego nie podobne.
-Coś się stało? – Zapytałam ze zdziwieniem.
Odwrócił szybko głowę w moją stronę i zaczął się uśmiechać.
-Nieee… - przedłużył słowo i zaczął się śmiać. Złapał mnie za rękę i zaczął biec. – Ale zaraz się spóźnimy! – Dopowiedział.
Biegłam równo z nim. W około pięć minut trafiliśmy do bramy. Stali już tam Sasuke i Kakashi-sensei. Mistrz spojrzał na nasze dłonie i zrobił dziwną minę. Szybko oderwałam od jego ręki, swoją i walnęłam go w głowę.
-Idziemy? – Zapytałam szybko.
-Tak.
Szaro włosy zaczął iść. Mieliśmy dojść do Iwagakure no sato. Mieliśmy zanieść tam zioła lecznicze i zwoje. Byłam na szarym końcu, jestem za wolna. Ciągle mówię sobie, żeby trochę poćwiczyć bieg, ale nigdy nie mam czasu. W pewnym Momocie wszyscy ustali, dobiegłam do nich. Spojrzałam pytającą miną.
Szłam, jak przedtem na końcu. Po chwili poczułam czyjąś obecność. Zerknęłam za siebie i zobaczyłam, jakiegoś białego pająka. Szybko odskoczyłam i uderzyłam go. Zaczęłam spadać z wysokości. Gałąź, gdzie jest gałąź! Zauważyłam, złapałam i przeskoczyłam na sąsiednią. Spojrzałam do góry. Drużyna walczyła, chciałam do nich pobiec.
-Nie tak szybko złotko. – Usłyszałam za sobą głos i zaraz zobaczyłam przed sobą postać.
Wyglądała jak baba, ale głos miał męski. Stał na wielkim ptaku.
-Zabawimy się? Nie wyglądasz na jakaś mocną. Szybko mi pójdzie i pójdę rozwalić tamtych. – Pokazał na górę.
Włożył ręce do kieszeni i po chwili wyszły z nich małe pajączki. Te ręce, nigdy ich nie zapomnę. Ja go znam! Deidara! Białe istoty szły w moją stronę. Trzeba uciec, zaraz wybuchną. Zaczęłam biec, na tyle, ile potrafiłam. Potknęłam się. Szlak! Byłam na najniższych gałęziach. Najniższych, które rosły, a ziemia była za jakieś pięć metrów.  Nie dam rady się przekręcić. Zabije się.
-Sakura-chan! – Usłyszałam krzyk Naruto.
Potem spadłam na coś miękkiego i spokojnie na ziemie. Usiadłam żeby zobaczyć, kto mnie uratował. Ptak, Deidara. Ale…. Czemu? Spojrzałam na niego pytająco, on zerknął.
-Uważaj na siebie. – Oznajmił spokojnie.
-Czemu ty mi pomagasz?! – Krzyknęłam na niego.
-Przysięgi się nie łamie. Wyrosłaś, dlatego cię nie poznałem. Czułem twoją obecność, wiedziałem, że żyjesz i to mi wystarczyło. Wszystko dzięki róże, pamiętasz ją?
Zaczęłam szukać jej w głowie. To ta z gliny. Zrobiłam minę jakbym odkryła nową wioskę.
-Jednak pamiętasz. – Zatrzymał się. – Nie ufaj wiosce Błysku. Twoi rodzice nie zdążyli ci tego powiedzieć.
-Dlaczego jesteś w Akatsuki? – Zapytałam niepewnie.
-Bo życie nie jest warte posłudze tym Kage.
-Ale ty byłeś dobry i pomagałeś …
-Tylko tobie, a życie zmienia ludzi. Nadal jesteś dla mnie jak siostra. Nie zapomnę o tobie. Jeśli nie będzie ci coś szło lub będziesz chciała uciec z wioski… Przyjdź do nas, może coś ci znajdę do roboty. Ale stań się jeszcze silniejsza. A teraz uważaj na siebie. – Nie zdążyłam nic powiedzieć, a on poleciał i zebrał swojego kolegę.
Ślad po nich zaginął. Siedziałam jak w transie zastanawiając się. Przysięga? Jaka przysięga? Od kiedy ci źli utrzymują przysięgi?  Co jest z nim nie tak?
-Sakura nic ci nie jest? – Przede mną pojawił się mistrz.
-Nie, jest dobrze.
Wstałam i zaczęłam iść. Złapał mnie za nadgarstek.
-Co do ciebie mówił?
Nie mogłam powiedzieć prawdy.
-Że mnie zabije. Jestem do niczego. – Szybko coś wymyśliłam.
-Na pewno? – Zapytał podejrzliwie.
Machnęłam głową i odwróciłam się
-Idziemy za kilka godzin zrobimy postój. – Oznajmił sensei.
Poczekałam aż pójdą przodem i zaczęłam iść za nimi rozmyślając.
Siedziałam na piasku w wiosce Piasku. Koło mnie siedział Deidara. Wyciągnął ręce przed siebie, pokazując te obleśnie języki.
-Fuj!! – Zaczęłam się brzydzić. – Jesteś dziwny!
Chłopak zaczął się śmiać.
-Ty te. Masz różowe włosy i nic nie umiesz.  – Pokazał mi język.
Odwróciłam się do niego plecami z obrażoną miną.
-Prze… - zaczął.
-Sakura wracamy do domu! – Usłyszałam krzyk matki.
Wstałam uśmiechnęłam się do Deidary.
-Do zobaczenia. – Pomachałam mu.
-Cześć wisienko. – Zaśmiał się i pomachał.
Wyszłam na dwór. Usiadłam w piasku i zaczęłam się bawić.  W pewnym momencie ktoś kopnął mój zamek. Cały piasek wleciał mi do oczu. Zaczęły lecieć mi łzy i zaczęłam płakać. Spojrzałam na chłopaka, który zepsuł mój zamek. Miał czarne włosy i był wysoki. Pokazał mi język i uciekł. Po dwóch krokach wpadł na Deidarę.
-Przeproś ją. – Powiedział spokojnie.
-Nie będziesz mi rozkazywał. – Oznajmił z wyższością w głosie.
-Przeproś ją! – Krzyknął Deidara. – Jak nie… - wyciągnął trochę gliny i nabrał do ust ręki.
-Dobrze, już dobrze. – Przestraszył się. – Przeprasza. – Powiedział mi szybko i uciekł.
Deidara podszedł do mnie i ukucnął. Zrzucił ze mnie piach. Wyjął glinianą różę.
-Jeśli będziesz ją miała, to ona będzie czuć twoje serce. Będę wiedział, że żyjesz. – Oznajmił z uśmiechem. – Jeśli coś ci się stanie, nie wybaczę sobie tego. Jesteś jak moja młodsza siostra.
-Dziękuję. – Uśmiechnęłam się serdecznie.
-Muszę iść. Mam misję. Do zobaczenia, kiedyś! – Pomachał mi i odszedł.
-Pa.
Reszta drużyny ustała na polanie, zeszłam do nich.
-Sakura idzie ze mną po drewno. Wy rozkładacie namioty. – Oznajmił Kakashi.
Poszłam za nim. Po kilku metrach ustał.
-O, co on cię pytał? Na pewno tyle razy nie powtarzał, że zginiesz. A potem bez żadnego draśnięcia zostawił cię pod drzewem.
-Mistrzu mi nie potrzebna jest pomoc. Poradzę sobie. – Oznajmiłam szybko.
-Jak spadłaś na nogi, kiedy leciałaś głową w dół? – Następne podchwytliwe pytanie padło z ust senseia.
-Zrobiłam fikołka o korę drzewa. – Uśmiechnęłam się serdecznie i zabrałam gałęzie, które były koło mnie i wróciłam na polanę.
Mój namiot był już rozłożony. Rzuciłam na bok gałęzie i weszłam do środka. Amai wyskoczył z mojej kieszeni.
-Pamiętasz go? – Zapytał spokojnie.
Machnęłam głową.
-Byłem wtedy, kiedy ci pomógł, dał różę i kiedy z nim rozmawiałaś. Miałem cię pilnować, by nic ci się nie stało. Twoi rodzice zaufali mi i złożył przysięgę. Sam nawet chciał żeby taka powstała. Jeśli zginiesz z jego ręki lub on będzie o tym wiedział, zginie. – Oznajmił stanowczo.
-A, jeśli nie będzie wiedział? – Zapytałam.
-Jeśli się o tym dowie. Musi znaleźć osobę, która to zrobiła. – Ciągnął wszystko jednym głosem.
***
Wybiegłam z domu. Nie pozwolę na to, on nie może odejść. W sercu podkochiwałam się w nim. On nie może odejść. Pada, najgorsze, co może być. Prawie przewracam się przez kałużę. Widzę go, wchodzi do lasu.
-Sasuke! – Krzyknęłam.
Odwrócił się. Zwolniłam, szłam powoli z Łazami w oczach.
-Nie odchodź. – Powiedziałam ledwo powstrzymując płacz.
-To nic nie zmieni. – Oznajmił chłodno, nawet nie patrząc mi w oczy.
-Ale…
-Odchodzę. – Powiedział i zniknął.
Rozpłakałam się i stałam ciągle w tym samym miejscu. Po kilku godzinach siedzenia poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się, stał tam Naruto. Przytuliłam się do niego.
-Co się stało? Czemu płaczesz? – Zapytał spokojnie.
-Sasuke…on…uciekł… - próbowałam coś wydusić.
-Co?! – Krzyknął.
-Proszę zrób to dla mnie i sprowadź go. – Wydukałam.
-No, co ty Sakura-chan dla ciebie wszystko! – Krzyknął z uśmiechem.
***
Usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam i otworzyłam je. Stał tam Naruto, jakby przygotowany na jakąś misję. Zdziwiłam się, bo mi nikt nie powiedział.
-Co się dzieje? Masz jakaś misję? – Zapytałam szybko.
-Nie. Przyszedłem się pożegnać. – Powiedział smutno.
-Ale… Czemu?! – Krzyknęłam.
Łzy same napływały już do moich oczu.
-Wyruszam na trening z moim ojcem chrzestnym. Wrócę po nim. Nie martw się! – Uśmiechnął się do mnie.
-Na pewno?!
-Tak. Do zobaczenia! – Krzyknął i pobiegł.
Zamknęłam drzwi i osunęłam się na podłogę. Płakałam. Najpierw Sasuke, teraz Naruto. Dlaczego oni wszyscy mnie zostawiają? Ciągle zostaje sama. Rodzice umarli, przyjaciele zostawili. Poczułam, jak coś kładzie mi się na nogi. Amai.
-Nie martw się sensei. Damy radę. – Wyszczerzył swoje zęby.
-Dziękuję, ale nie wiem czy będę w stanie.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 15

Wstałam o dziewiątej nad ranem. Umyła się, poszłam na dół, zrobiłam sobie śniadanie. Chwile potem usłyszałam pukanie. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
-Witaj Sakura. – Przywitał się Kakashi-sensei.
-Dzień dobry. – Powiedziałam po przełknięciu pokarmu.
-Czy jesteś już gotowa?
-W zasadzie…
Nie dokończyłam, bo wciął mi się w słowo.
-To wracaj i skończ te śniadanie.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Ubrudziłaś się. – Sprostował to.
Od razu wytarłam usta ręką.
-To opowiem ci wszystko, a ty skończysz śniadanie. – Powiedział i wszedł do środka.
Zamknęłam za mistrzem drzwi i weszłam do kuchni. Usiadłam na swoje miejsce i kończyłam jedzenie.
-Techniki, które wczoraj mi pokazałaś, muszę jeszcze to doczytać, wiec trochę posiedzisz sobie. – Powiedział.
Przytaknęłam. Po skończonym śniadaniu pobiegłam po zwoje i zeszłam. Sensei stał razem z psem. Siwowłosy rozmawiał z nim. Spojrzałam na nich.
-Sakura to Bull.
-Witaj. – Przywitało się ze mną zwierze.
-Przeniesie nas do ich świta. – Oznajmił mi Kakashi-sama.
-Tak, złapcie za obrożę. – Wtrącił się pies.
Sensei zrobił tak jak nakazał. Ja bardziej patrzyłam i zastanawiałam się, co on chce zrobić. W pewnym momencie moja ręka znalazła się na obroży. I w kilka sekund znalazłam się w zupełnie innym miejscu. Wielkie pola, na których biegały psy, co kilka metrów stawy. Błękitne niebo, na którym nie było ani jednej złej chmury.
-Kakashi, czemu przyprowadziłeś dziecko. – Usłyszałam za sobą słodki, cichy głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam małego szczeniaczka na ramieniu mistrza.
-Bo muszę nauczyć ją technik, a nikt się o nich nie może dowiedzieć, a wy nic nie powiecie nikomu. –Odpowiedział.
-Pierw powinieneś pogadać z Akinem, a ja zaopiekuje się twoją towarzyszką.
Zeskoczył i podbiegł do mnie. Tak śmiesznie to wyglądało. Jest taki malutki, biały, a na oczku ma łatkę. Za nim do mnie podbiegł kilka razy przewrócił się o kamienie. Podszedł spokojnie do mnie i ustał przy nodze. Ukucnęłam przy nim i wzięłam go na jedną rękę, głaszcząc drugą. Od razu zaczął merdać ogonem. Uśmiechnęłam się.
-To ja cię z nim na chwilkę zostawiam, dobrze? – Zapytał mnie.
Przytaknęłam ruchem głowy nawet nie zwracając na senseia uwagi.
-Przywitam cię z resztą. – Powiedział do mnie szczeniak i wskoczył na ramie. – Idź tam. – Wskazał łapką na staw, przy którym siedziało dużo psów.
Zaczęłam nie pewnie zmierzać w tamtą stronę. Kiedy doszłam szczeniak zaczął mówić.
-Ej mamy nową towarzyszkę. Przyprowadził ją Kakashi. – Uśmiechną się i wszyscy spojrzeli w naszą stronę.
-A Akino o tym wie? – Zapytał się któryś z tłumu.
Dziwnie się czułam siedząc i słuchając jak psy gadają. Może kilka razy widziałam gadające zwierzęta. Siedziałam okrążona przez psy. Co chwila zadawały mi jakieś pytania.
-Sakura. – Usłyszałam głos mistrza i od razu się odwróciłam. – Chodź.
Wstałam i poszłam za nim. Przeszedł kilka stawów i ustał, razem z dwoma psami. Stanęłam naprzeciwko nich.
-Zgadzamy się na wasze ćwiczenia, ze względu na to, że mają być tajne. Nie martw się my nie mamy żadnych zamiarów zapamiętania technik i przekazania ich dalej. – Powiedział pies w okularach.
Dziwne, od kiedy psy noszą okulary. Zaczęłam się zastanawiać, ale zaraz się otrząsnęłam i przytaknęłam ruchem głowy.
-Kakashi ona wyrosła. – Powiedział drugi pies. Miał brązowe furo i ciemniejsze uszy.
Jakoś wydawało mi się, że skądś go znam.
Spojrzałam na senseia, także patrzył na niego pytająco.
-Już nie pamiętasz jak z Asumą mnie wysłałeś to jej rodziców? A sam coś tam załatwiałeś? –Powiedział patrząc na niego z politowaniem.
-A no tak. Dobrze Sakura daj mi te zwoje.
Otworzył je na ziemi i zaczął studiować, a ja siedziałam i patrzyłam na niebo.
/Wspomnienie Sakury/
Miałam trzy lata, biegałam w tą i z powrotem do mamy, i do taty. W końcu mieli mnie dosyć i usiedli w jednym pomieszczeniu tata rozłożył swoją pracę na podłodze, a mama robiła jakieś swoje eliksiry, jak ja to nazywałam, na stole. Po kilku chwilach usłyszałam pukanie do drzwi. Zaczęłam zmierzać w tamtą stronę. Kiedy byłam już przy drzwiach z salonu, ktoś mnie wziął na barana. Oczywiście to był mój tata. Podszedł do drzwi i je otworzył. Zobaczyłam w nich mężczyznę z papierosem w ustach i psa. Brązowego z ciemnymi plamkami na uszach i twarzy.
-Witaj Asuma. – Mój tata przywitał się z uśmiechem i zaprosił go do środka.
-Cześć Manabu. – Wszedł do środka, razem z psem.
-Co cię do nas sprowadza. – Dalej zaczął rozmowę, mój ojciec.
-Ja i mój towarzysz mieliśmy tu misje, a teraz spokojnie sobie odpoczywamy, więc pomyślałem, że was odwiedzę. – Powiedział spokojnie zdejmując buty.
Wyprostował się i spojrzał na mnie.
-Cześć Sakura. – Powiedział z serdecznym uśmiechem.
-Dzień dobry. – Powiedziała odwzajemniając tę samą czynność.
Weszliśmy do salonu, moja mama od razu zabrała swój wzrok ze stołu na nas. Na jej twarz od razu zawitał ogromny uśmiech.
-Witaj, może się czegoś napijesz.
Wstała i zebrała wszystkie swoje rzeczy na bok.
-Witaj, poproszę herbatę. – Odpowiedział
-Mi też możesz zrobić. – Dodał mój ojciec i usiadł razem ze mną i mężczyzną na sofie.
Pies położył się przy ścianie naprzeciwko. Dorośli zaczęli rozmawiać, a ja ześlizgnęłam się z kanapy. Powolnym krokiem podeszłam do psa. Chciałam już go dotknąć, kiedy poruszył się szybko. Od razu odskoczyłam kilka kroków lądując na podłodze i uderzając głową w stół. Od razu zaczęłam płakać, bo uderzyłam dosyć mocno. Mama podeszła do mnie i wzięła na ręce.
-Pakkun nie strasz jej. – Powiedział groźnie Asuma-sama.
-Przepraszam. – Zwrócił się do mnie pies.
Wytarłam łzy i próbowałam się uspokoić, od razu zrobiłam wielkie oczy słysząc, że pies mówi. Od kiedy psy mówią? Kobieta postawiła mnie na ziemi głaszcząc jeszcze po głowie i dając całusa w czoło. Wróciła na swoje miejsce. Ciągle patrzyłam na psa oszołomiona. Zobaczył moje zaskoczenie.
-Jestem psem ninja. – Odpowiedział spokojnie.
-Super. – Powiedziałam uradowana. – Chcesz pobiegać na dworze?
Nie czekając na odpowiedz, wzięłam go i wybiegłam z domu.
-Sakura. – Usłyszałam głos ojca. Odwróciłam się. – Jeśli nie chce to go nie bierz.
Spojrzałam smutna na psa.
-Nie z chęcią pobiegam. – Powiedział.
Pisnęłam z radości i wyszłam z domu. Ganiałam się z nim po całym ogrodzie. Po dłuższym czasie zmęczyłam się i usiadłam pod drzewem. Pies usiadł koło mnie. Siedzieliśmy tak i nawet nie wiem, kiedy pogrążyłam się we śnie.
/Wspomnienia Sakury/
Spojrzałam na czytającego mistrza. Nadal nic nie mówił. Zaczęłam się rozglądać po tym miejscu.
-Czy wiesz coś o kocie? – Zapytał mnie spokojnie Kakashi-sama.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Jest tu napisane, że żeby uwolnić twoją chakre musisz pracować z kotem.
-Ale ja nic nie wiem o kocie, nigdy nie widziałam w domu kota. – Powiedziałam w smutku.
I koniec z uczeniem się technik.
-Pakkun. – Mistrz przywołał psa.
-Co jest? – Zapytał podchodząc do nas.
-Masz tu opis kota. Musicie go znaleźć. – Przepisał kilka słów na kartkę i podał ją psu.
-Trzeba łazić i kontaktować się z innymi zwierzętami? – Zapytał niezbyt zadowolony.
-Tak. – Odpowiedział twardo.
Pakkun zaraz zniknął i zostaliśmy sami. Dalej patrzyłam na to miejsce.
-Sakura sprawdzimy, jaką masz chakre. – Wyjął z kieszeni kartkę. – Weź ją do ręki i daj trochę swojej chakry.
Zabrałam kartkę. Zgniotła się, a po chwili zrobiła się mokra i przepołowiła się.
-No dobrze. Masz trzy żywioły. – Powiedział zaskoczony. - To nawet lepiej. A teraz czekamy na Pakkuna. – Dopowiedział.
Sensei wyjął swoją książkę i zaczął ją czytać. Wstałam z ziemi przeszłam kilka kroków do stawu. Woda był bardzo czysta. Widziałam tam swoje odbicie. Zerknęłam na niebo, nadal bez chmurne, czy tu zawsze tak jest? Siedzimy tu już drugą godzinę. Hokage wie, że my tu jesteśmy? Przecież zacznie coś podejrzewać. Spojrzałam na senseia. Nadal czytał tą książkę.
-Sensei. – Spojrzał na mnie. – Czy Hokage nic nie będzie podejrzewać lub mnie szukać? – Zapytał spokojnie.
-Nie, ponieważ dla niego jesteśmy na misji dla Asumy. – Powiedział spokojnie.
-Asuma-sama wie o technikach? – Zapytałam przerażona.
-Nie, wie tylko, że mam coś z tobą do załatwienia.
-Kakashi. Jest! – Usłyszałam głos Pakkuna.
Od razu podniosłam się z ziemi i zobaczyłam jego towarzysza. Kot nie za duży, zwykły kot. Tyle, że jego sierść była błękitna, a zamiast zwykłych źrenic miał płatek kwiatu wiśni.
Jego ogon na końcu był biały i bardzo puszysty. Podszedł spokojnie do nas, mierząc wszystko wzrokiem. Ustał koło mnie.
-Świetnie Pakkun. – Odwołał go ręką i pies odszedł. – Wiec. Byłeś z jej rodzicami. – Zaczął Kakashi-sama do kota.
-Nazywam się Amai, zawsze wyruszałem na misje razem z twoimi rodzicami, Sakura. Kiedy kończyliśmy misje siedziałem u twojego ojca w biurze? – Powiedział spokojnie.
-Dlatego nie mogłam tam wchodzić? – Zapytałam ciekawa.
Przytaknął.
-Więc Amai, pomożesz Sakurze nauczyć się technik?
-Taka moja praca. Usiądź przede mną Sakura. – Nakazał mi i tak zrobiłam. – Wyciągnij swoje ręce. – Zrobiłam to, a on położył swoje łapki. – A teraz przekaż mi swoją chakre, chociaż troszeczkę, ja także ci przekaże.
Zrobiłam, co w mojej mocy i zaczęłam przekazywać. Po chwili po czułam jak jego chakra przechodzi do mnie. Otworzyłam oczy, kiedy zdjął łapki z moich rąk. Spojrzałam na niego.
-Udało się. Teraz możemy uczyć się technik. Znaczy twój sensei cie pouczy. – Powiedział spokojnie.
-Skąd wiesz, że się udało? – Zapytałam.
-Spójrz na swoje odbicie w stawie.
Wstałam i zerknęłam na moją twarz. Zobaczyłam po zewnętrznej stronie moich białek małe płatki kwiatu wiśni. Nie były widoczne od razu. Znowu spojrzałam na moich towarzyszy.
-Pamiętaj te oczy nazywają się tak samo jak ty, czyli Sakura. – Powiedział powoli i wyraźnie. - Możesz teraz zacząć ją uczyć? – Zapytał Kakashiego.
-Tak. – Odpowiedział spokojnie sensei.
Spędziliśmy cały dzień na uczeniu technik byłam już wyczerpana.
(techniki zobaczcie w zakładce „Techniki”)
Spróbowałam jeszcze raz spróbować techniki, ale nie wyszło. Zakręciło mi się w głowie i prawie upadłam na ziemie, ale Kakashi-sensei mnie złapał.
-Teraz coś zjesz i się wyśpisz. Dobrze? – Powiedział spokojnie.
Przytknęłam. Posadził mnie na ziemi i zaraz wrócił z jakimś ciepłym posiłkiem. Zjadłam i położyłam się na trawie, by odpocząć. Zasnęłam.
Obudziłam się. Leżałam na materacu przykryta kocem. Koło mnie leżał Amai. Podniosłam się i zobaczyłam senseia rozmawiającego z psem.
Całe następny trzy dni spędziłam na uczeniu się technik. Co wyszło korzystnie. Umiałam już jedną i zaczynałam rozumieć drugą. Ale czas chciał, że musieliśmy wrócić do wioski, ponieważ był egzamin na chunina. Sensei odprowadził mnie do domu.
-Na razie nie zabieraj nigdzie ze sobą Amaia, a ty też nigdzie nie wychodź. Na egzaminie w ostateczności używaj technik, których się nauczyłaś. – Powiedział przed drzwiami sensei.
-Dobrze. – Odpowiedziałam.
(dobra ludzie egzamin na chunina będzie taki jak w Anie, nie będę tego pisywać. Mam nadziej, że wszyscy oglądaliście te odcinki, bo ja nie do końca, ale ogarniam, co tam było.)

Wstałam z łóżka i ubrałam czarny strój. Zeszłam na dół i zjadałam śniadanie. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Amai do góry. – Nakazałam kotu, który zaraz znikną mi z pola widzenia.
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Stał w nich Naruto. Wyszłam z domu i skierowaliśmy się w stronę grobu. Po drodze dołączył do nas Sasuke i dotarliśmy na miejsce. Ustaliśmy obok naszego senseia i patrzyliśmy, słuchaliśmy, co mówiła, Tsunade-sama. Teraz ona obejmie władzę nad wioską. Ceremonia skończyła się i wszyscy zaczynali się zbierać. Ja i kilka inny osób zostało jednak na cmentarzu. Wszyscy już poszli, a ja jednak nadal stałam, podeszłam bliżej grobu.
-Dziękuję i przepraszam. – Powiedziałam to i tak samo jak reszta wróciłam do domu.
Teraz dwie godziny nauki z Tsunade-sama, a potem do upadku z senseiem. Wstałam i zebrałam się.

---------------------------------------------------------------------------------------
Tak wiem długo czekaliście na tą notkę, bardzo przepraszam. :)
Wybaczcie.
Odpowiadajcie w ankiecie. :D
I przejdźcie do zakładki "Techniki", żeby dowiedzieć się jakie są. :)
Pozdrawiam i czekam na waszą opinię.