Pamiętacie mnie jeszcze? Jeśli tak to zapraszam! :)
---------------------------------------------
---------------------------------------------
Brama wioski (Konoha)
-Naruto nie przejmuj się. Sakura to mądra
dziewczyna i prędzej czy później wróci. - Pocieszał blondyna, Kakashi.
-To wasza wina. - To było jedyne zdanie,
które Naruto wymawiał, kiedy ktoś coś do niego mówił.
-Ocknij się! Trzeba było mówić Sakurze o
swoich uczuciach. Wiem, że ją kochasz, ale ciągle coś ukrywasz! - Sensei
zdenerwował się na niego i wybuchnął.
-Ona latała za Sasuke, nie chciałem psuć
między nami więzi. A teraz poszła do niego i pewnie już nie wróci.
-Czy ty właśnie przestałeś wierzyć w
siebie? Będziemy próbować ją do nas zabrać. Nawet siłą. Gdzie Naruto, który
ciągle wierzy w Sasuke? Gdzie chłopak, którego poznałem na teście, który ciągle
się śmiał?
-Już go nie ma! - Odwrócił się do
siwowłosego i patrzył morderczym wzrokiem. - Wszystko się wali, psuje. I zawsze
ja na tym cierpię. Nie mam zamiaru już po nikogo biegać. Niech robią, co chcą.
Nie interesuje mnie to. - Odwrócił się od nich zasłaniając twarz, ponieważ z
oczu zaczęły mu płynąć łzy, które zaprzeczały jego słowom.
-Naruto... - Zaczął niepewnie Kakashi. -
Zrobimy wszystko by wrócili. Oboje. - Poklepał go po plecach.
-Mam nadzieje. - Oznajmił przez łzy.
Pod ziemią, ukryta kryjówka
Siedziałam na łóżku. W pokoju bez okien, z
jedną szafką i malutką świeczką na niej. Nie byłam pewna tego, co robię. Niby
uciekłam z wioski, chciałam tego, ale czy to dobre rozwiązanie. Ale jednak z
drugiej strony, nie jestem w Akatsuki, tam tylko Deidara nie chciałby mnie
zabić. A tu... Widzę, że Sasuke jakoś mnie toleruje. Wygląda jakby nie robił
tego z litości ani z przymusu. Sasuke... Osoba, którą ubóstwiałam, jak byłam
młodsza. Czy teraz to powróci? Wolałabym nie, bo to Naruto przewrócił moje
życie o sto osiemdziesiąt stopni. Mówią, że swoją pierwszą miłość pamięta się
zawsze. Sasuke mam nadzieje, że nadal będziesz mnie olewał i mieszał z błotem,
tak jak wtedy, gdy byłam młodsza. Stukot butów zaczął zbliżać się do pokoju.
Lekkie kilkakrotne stuknięcie w drzwi i otworzyły się bez mojego pozwolenia.
Kruczowłosy zamknął je za sobą i spojrzał na mnie.
-Czego chcesz tak szybko? - Zapytałam. Na
dość ostre zdanie, powiedziałam je bardzo miło.
-Zapomniałaś, że masz mnie leczyć? -
Zapytała z drwiną. Usiadł koło mnie.
Odwróciłam się w jego stronę i zaczęłam
sprawdzać stan jego ciała. Wielka rana na plecach, to była jedyne uszkodzenie.
-Co ty robiłeś? - Zapytałam.
-Walczyłem. Nie dasz rady jej zaszyć czy
cokolwiek z nią zrobić? - Uśmiechnął się, ale na ten swój chytry sposób.
-Spróbuje zrobić, co tylko w mojej mocy,
ale może boleć. Zdejmij koszule. - Zaproponowałam.
Bez żadnego słowa puścił wolno białą
bluzkę, która zawisła mu na biodrach. Dopiero teraz zobaczyłam, jaka ta rana
jest poharatana. Nie dość, że była wielka to weszło w nią zakażanie, zaczęła
rozchodzić się jak gałęzie drzew. Zaschnięta krew, ale i lecąca z powiększającej
się rany. Macie jakieś leki, nie wiem cokolwiek związanego z leczeniem? Ta czerwono
włosa cię opatrywała do tych czas. Nie ma żadnych leków?
-Ma. Zaprowadzę Cię do pokoju, w którym
trzymamy takie rzeczy. - Ubrał z powrotem bluzkę i wstał. Otworzył drzwi i
spojrzał na mnie. - Idziesz? - Potrząsnęłam głową i wyszłam. Wszędzie jest
ciemno. Tylko czasem jakaś pochodnia świeci na ścianie. Nikogo nie było, nie
wiem, jego kompanów nie widziałam po tym jak weszliśmy do kryjówki. Po kilku
minionych drzwiach otworzył wielkie ciemno-brązowe i zajrzał do środka. Wszedł,
a ja zaraz za nim. W pomieszczeniu było kilka szafek i jakieś łóżko, które było
całkowicie zakrwawione, a pod nim wielka kałuża tej samej cieczy. Nigdy nie
bałam się krwi, ale teraz dostałam dreszczy. Chłopak spojrzał na mnie i zaśmiał
się.
-Powiedz, co potrzebujesz. Weźmiemy to i
pójdziemy stąd. - Patrzyłam na niego. Chciałam zapytać, co oni tu robią. I
chyba zrozumiał, o co chodzi. - Karin zabiera jakiś rannych ludzi i sobie ich
kroi. Nie wiem, po co jej to, ale jak chce. To, co potrzebujesz?
-Sama pogrzebie w szafkach. Mogę prawda?
-Jasne. Możesz robić, co Ci się żywnie
podoba.
Zaczęłam otwierać wszystkie szafki.
Wszystkich leków mieli nadczo. Wzięłam jakiś pusty koszyczek, który leżał na
blacie. Włożyłam tam stertę gazików, jakąś wodę utlenioną, sznurki, igły i bandaże.
Bałam się. Bałam się, że nie dam rady zagoić do końca tej rany. Jest
zakrwawiona i trzeba ją oczyścić. Wzięłam do ręki niebieskie pudełko i
odwróciłam się. Sasuke stał przy drzwiach i ciągle patrzył w moją stronę.
Otworzył drzwi i pokazał gestem ręki bym wyszła. Zaczęłam kierować się w jego
stronę, ale jak to nieogarnięta Sakura poślizgnęłam się na krwi, ale nie
wylądowałam na podłodze. Poczułam tylko powiew wiatru i ręce, które oplotły
mnie w pasie. Kiedy zatrzymałam się jego ramionach zerknęłam na niego. Patrzył
na mnie dość poważnie.
-Dziękuje. – Uśmiechnęłam się lekko.
-Następnym razem uważaj. – Powiedział, ale jakoś tak, no nie wiem,
trochę miło?
Wróciliśmy do mojego pokoju. Nakazałam chłopakowi by usiadł na łóżko,
a zaraz zrobiłam to samo. Dotknęłam jeszcze raz jego rany, a ten syknął lekko.
-Tak właśnie jest, jak zostawia się niewyleczoną ranę. Zakażenie i
powiększenie rany. Uwierz mi ona wygląda jak gałąź drzewa. - Częściowo
ochrzaniłam go, a poniekąd wytłumaczyłam, co się dzieje.
-Karin nie umiała jej wyleczyć. Próbowała
wszystkich możliwych sposobów. - Wyżalił się.
-A powiedz mi, co się stało, że ją masz? -
Nalegałam. To mogło trochę mi pomóc.
-Walczyłem z jednym gościem. On wbił mi katanę
w plecy. Karin podejrzewa, że była tam trucizna.
-Nie ruszaj się. - Przerwałam mu.
Wyciągnęłam rękę nad ranę. I dobrze
myślała ta dziewczyna. Trucizna była i to nie byle jaka, znam ją doskonale. Nie
wyleczysz rany, zanim nie pozbędziesz się trucizny. No to mamy problem. Nie
wiem czy mają tu jakieś zioła.
-Trzeba zrobić antidotum bez niego się nie
obejdzie.
-Jest trucizna? - Chyba tylko to go
interesowało.
-Tak. Jeśli nie zlikwidujemy jej, to nie
zagoimy rany. Wszystko wydaje się proste, ale czy macie tu jakieś rośliny
lecznicze?
-Ziółka? Powiedz, czego potrzebujesz, a za
maksimum godzinę będziesz miała wszystko.
-Kradniecie?
-Powiedziałbym, że zabieramy to, co jest
nam potrzebne.
-Na to samo wychodzi.
-Oj dobrze, powiedz, co ci potrzebne?
-Daj mi jakąś kartkę, wątpię by ktokolwiek
tak sobie by to zapamiętał. - Pokręcił lakonicznie oczami i podał mi z biurka
kartkę i pióro. Położyłam je na podłodze i zaczęłam wypisywać. Po chwili
oddałam mu to. Ten otworzył drzwi i krzyknął przez nie:
-Jugo! - Wrzasnął przez otwarte drzwi. -
Mam prośbę. Weź przynieś te rzeczy. - Wrócił do pomieszczenia. - Będzie za
około pół godziny. Karin będzie mnie truć.
-Ja uczyłam się od najlepszych i nie
miałam nic innego do roboty. - Uśmiechnęłam się.
-Właśnie. Co tam się działo w wiosce? – Zapytał,
jakby był starym kolegą, który musiał wyprowadzić się z wioski i jak nigdy nic
pyta o stare czasy. Usiadł koło mnie, a ja spojrzałam na niego z trochę nie
miłą miną.
-Teraz zainteresowany? – Zapytałam.
-Zawsze byłem, ale jakoś nie chciało mi się tam
wracać. Wiem wszystko o Itachim. Mogłem wrócić, ale myślałam, że wrzucą mnie do
lochów. - Mówił jakby na prawdę brakowało mu nas. Taki cichszy i przyjemny
głos. Może nawet trochę smutny.
-Wszyscy na ciebie czekali. Ino to za tobą
płacze do dziś. Naruto wymyślał wszystko byś wrócił. Cała drużyna siódma cię
szukała, nawet Tsunade nam pomagała. - Zaczęłam.
-Może wrócę, ale teraz mam ciebie na
barkach.
-Mną się nie martw. Wioska będzie
zadowolona, kiedy wrócisz.
-Zobaczymy. - Oznajmił stanowczo. Wiem, że
namawiałam go do tego. Ino była by bardzo usatysfakcjonowana, kiedy wróciłby do
wioski, zostawiając mnie. Ale to już jej interes, ja mam coś innego do
załatwienia. Lekki stukot do drzwi zaniósł się echem. Jugo, tak nazwał chyba
tego chłopaka, położył karton na podłodze i wyszedł.
-Proszę. Rób swoje. - Wskazał na przedmiot
Sasuke.
Podeszłam do kartonu. Wyjęłam z niego
wszystko. Zdziwiła mnie zawartość, bo nie były tam tylko zioła, ale i narzędzia
do warzenia leków. Zaczęłam przygotowywać miksturę. Zerkając co chwila na
Sasuke, zorientowałam się, że bez oporu patrzy się ciągle na mnie. Skończywszy
antidotum, podeszłam do niego. Ten wyciągnął do mnie rękę.
-Chciałbyś żeby to było takie proste.
Odwróć się, trzeba wetrzeć to w ranę. - Nakazałam mu. Zrobił to z lekkim
zdziwieniem. Zdjął koszule. Wzięłam wacik i pomoczyłam go w cieczy, a potem
przyłożyłam do rany. Poczułam jak Sasuke wzdrygnął się i dostał gęsiej skórki.
Olałam to, jak na lekarza przystało. I w sumie tak to już jest być bezlitosnym.
Skończyłam to ostatnim perfekcyjnym ruchem. Całość nie wykazywałaby było
lepiej. Raczej było jeszcze bardziej czerwone niż przedtem, ale to tylko
kwestia czasu. Antidotum musi dojść do rany i wtedy szybko nam pójdzie.
Spojrzałam na jego twarz. Zagryzione wargi puścił, po zobaczeniu mnie, a jego
ręka zaczęła wędrować do pleców. Szybko złapałam ją. - Gdzie z tymi łapami?
Znowu zrobisz zakażenia, a specjalnie ulepszyłam lekarstwo.
-Gdzie ty się tego uczyłaś?
-A to taka mała, słodka tajemnica. - Oznajmiłam
odkładając rzeczy i przygotowując to, co będzie mi potrzebne zaraz.
-Mów. - Usłyszałam dość stanowczy,
wręcz krzykliwy głos, aż z reki wyleciała mi próbówka. Spojrzałam na niego i
był bardzo poważny.
-Byłam w ANBU, za namową Kakashi-sensei i
Tsunade. Nikt nie słuchał mojego zdania. Więc wylądowałam tam. Stałam się
jednym z najlepszych ich członków. No bo co innego miałam do roboty, jeśli nie
ćwiczenie moich umiejętności. Tsunade zabroniła mi spotykania się z
jakimikolwiek osobami.
-Hokage? Przecież traktowała cię jak
córkę. - Przerwał mi.
-Starszyzna kazała, nie mogła nic innego
zrobić. Jedyna osoba z wioski, która mi pomogła i nadal jej ufam to
Kakashi-sensei. Ćwiczył ze mną techniki mojego klanu i nikomu o tym nie
powiedział. Jestem mu za to wdzięczna. - Skończyłam i ugryzłam palec by
przywołać kota. Po chwili pojawił się przy mnie i rozejrzał.- Przywitaj się. -
Nakazałam, zaczynając pakować rzeczy do kartonu.
-Jestem Amai Haruno, pomagam od kilkunastu
lat rodzinie Sakury. - Skinął lekko głową.
-Uchiha Sasuke. - Oznajmił kruczowłosy i
spojrzał na mnie. - Coś jeszcze?
-Nie mam zamiaru z Tobą zostać do końca,
mam pewnie sprawy w mojej starej wiosce, tu jestem tylko na jakiś czas. -
Oznajmiłam.
-Jeżeli masz coś do załatwienia, to
pomożemy Ci. - Uświadomił mi. - Taka rola drużyny.
-Drużyny? A kto swoją zostawił na pastwę
losu? - Zakpiłam.
-To było coś innego. - Zaczął się
tłumaczyć, nie słuchając go dalej podeszłam do jego pleców i zaczęłam leczenie.
Ten w połowie zdania przerwał swój monolog lekkim krzykiem.
-Zabolało? - Zapytałam.
-Ani trochę. - Uśmiechnął się.
-No to zaczynamy. - Przyłożyłam ręce do
jego pleców i zaczęłam leczenie. Chłopak naprężył się, próbowałam nie zwracać
na to uwagi, jak to na lekarza przystało.
Lekko spocona, zmęczona oraz w myślach już
czując wygraną, oddaliłam się od Sasuke. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na
chłopaka. Dopiero po chwili puścił łóżko, które kurczowo trzymał i także
wypuścił powietrze. Spojrzał na mnie lekko pytającym wzrokiem.
-Skończone. - Uśmiechnęłam się.
-Żartujesz? - Zaczął.
-Nie. Możesz nawet przejrzeć w lustrze, że
nie ma ani jednego śladu po ranie. - Powiedziałam triumfalnie.
-Dzi... - Spojrzałam na niego pytająco,
chodź zaczynałam wiedzieć, o co mu chodzi, ale nich się namęczy chłopak raz w
życiu. Potrząsnął głową i wstał. Otworzył drzwi, a ja już z załamaniem w
głowie, że nie usłyszę tego słowa zaczęłam sprzątać. - Dziękuje. - Usłyszałam.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Nie ma, za co. Miło słyszeć te słowo z
twoich ust. - Uśmiechnęłam się.
-Tylko się nie przyzwyczajaj. - Zatrzasnął
drzwi.
Konoha (dom Naruto)
Leżał na łóżku, nie wiedząc, co ze sobą
zrobić. Wpatrywał się w sufit, zastanawiając się, jak zmusić Sakurę do powrotu.
Przekręcił się na bok i zobaczył wielki bałagan w pokoju. Przypomniał sobie
sytuacje, kiedy różowo włosa przyszła go obudzić, bo spóźniał się na trening i
przewróciła się o cały syf. Oczywiście potem mu się oberwało, ale i tak
wspominał to z uśmiechem na twarzy. Wstał i zaczął zbierać śmieć i układać
ubrania na brudne i czyste. Nie wiedział, dlaczego właśnie teraz zachciało mu
się sprzątać. Po jakiejś godzinie nadal był w punkcie wyjścia. Niby zrobił
tyle, a nic. W chwili, kiedy miał wyjść z workiem ze śmieciami z pokoju
usłyszał stukot w okno. Odwrócił się i zobaczył swojego senseia. Podszedł do
szyby i otworzył ją.
-No nie spodziewałem się, zobaczenia Cię
kiedykolwiek w takiej sytuacji. - Zaczął pokazując na worek śmieci.
-Jakoś mnie naszło. - Wydukał blondyn. -
Co Cię sprowadza? - Zapytał blondyn uśmiechem.
-Tsunade Cię woła, chce Ci pokazać jakąś
niespodziankę? - Powiedział z uśmiechem. Naruto wiedział, że Kakashi już wie, o
co chodzi, ale kochana Babunia zabroniła mu mówić.
-No to, na co czekamy?! - Zawołał już
bardziej zadowolony chłopak i wypuścił worek ze śmieciami na podłogę, które w
mgnieniu oka wysypały się. Spojrzał oczywiście na to z dołowaniem, ale za
chwile przypomniało mu się, że jest jakaś niespodzianka, więc uśmiechnął się i
wyszedł przez okno z siwowłosym.
Wbiegli do biura Hokage. Naruto bardzo
zadowolony od razu krzyknął.
-Co to za niespodzianka?! - Patrzył na
blondynkę, która uśmiechała się i spojrzała w bok.
-Naruto... - Usłyszał delikatny
głos.
----------------------------------------
Wiem jestem wredna, tyle notki nie
dostaliście, a tu w takim momencie zakończyłam.
A teraz tak, kilka informacji odnośnie
bloga.
Postaram się by notka w maju się ukazała,
czego nie obiecuje, ponieważ przez ostanie dni powtarzam do testu i tylko
wieczorem siedzę z rodziną. Potem w maju będzie czas na poprawy ocen, a chcę
jak najlepiej wyjść. A wiem, że mam wyrozumiałych czytelników, bo już to
udowodniliście i wiem, że poczekacie!
Albo się mylę. Postaram się, na prawdę w weekendy,
chociaż po kilka zdań postaram się popisać i pewnie gdzieś w maju wyjdzie, a
potem od czerwca wychodzimy na prostą i co dwa tygodnie rozdziały. Mam
nadzieje, że przeczekacie ze mną ten trudny okres w moim życiu. :)
Wesołych Świąt wszystkim! Chodź to już
końcówka świąt, ale co tam!
I jeżeli mam jakiś czytelników z trzeciej
gimnazjum, powodzenia na testach!!!! (sobie też tego życzę)
hahahaha a teraz proszę o waszą opinie na
temat rozdziału.
Pozdrawiam Viki! :)