sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 26

Siedziałam na parapecie w pokoju. Kakashi wyszedł załatwić coś u Hokage, a Sasuke omijał mnie szerokim łukiem. Nie wiem czemu to robił, ale możliwe, że obwinia mnie o to, że musiał tu wrócić. O tym czy Deidara uciekł nie wiem, nikt nie zaczyna o nim tematu. Usłyszała trzask drzwi, a za nimi głos Kakashiego.
-Sakura zejdź na chwilę na dół. – Wstałam z mojego ulubionego miejsca i zeszłam do nich. W salonie znajdowali się chłopcy z mojej byłej drużyny ANBU. Spojrzałam na nich przerażona. Nie mieli zdjętych masek, ale bez problemu poznałam, który to Sai. Stał najbliżej mnie i czułam jakby chciał mnie przekonać do wejścia. Ponieważ ciągle stałam na przedpokoju. Powoli przekroczyłam framugę i ustałam przy senseiu, jakby miał mnie obronić, jeśli do czegoś zajdzie. Reszta mężczyzn stała pod oknem i dopiero teraz zauważyłam Sasuke, który wyłonił się z za siwowłosego. Przeszedł przy nim i ustał koło mnie dając mi tym oduchy. Nikt się nie odzywał, ale każdy zerkał na mnie, czułam to i dostawałam szału.
-Czego chcecie? – Zapytałam w końcu.
-Hokage powiedziała, że wracasz. – Oznajmił mi Sai. Rozszerzyłam oczy przecież niemiałam tam wrócić. Zaczęłam się denerwować, chciałam już wybuchnąć płaczem, krzyczeć, ale Sasuke złapał mnie za rękę, czym strasznie mi pomógł.
-Wielmożna powiedziała, że ona tam nie wróci. Dlaczego więc zmieniła zdanie? – Zapytał spokojnie i oschle.
- Powiedziano nam tylko, że mamy zabrać ją do ANBU. Także nie będzie miała już przywilejów. Będzie żyła jak my. – Nie mam nawet siły odpowiedzieć im. Najchętniej strzeliłabym im w twarz, wiedzą jak tego nienawidzę. Jak nie chciałam tam być. Po pierwszym tygodniu tam miałam już dość, a oni jeszcze są tak mili i przychodzą po mnie, jakby nigdy nic.
-Nigdzie nie idzie zanim nie dostanę podpisanego pisma od Hokage. – W końcu odezwał się Kakashi. Chłopcy wyjęli jakiś zwój i podali go siwowłosemu. Zerknęłam na papier. Czarno na białym wypisane, że wracam. Razem z podpisem Hokage. Nie wytrzymałam. Puściłam Sasuke i już mnie nie było. Szybko aktywowałam moją technikę i zniknęłam w płatkach wiśni. Na początku nie wiedziałam gdzie jestem. Dopiero po chwili zauważyłam, że jestem… w lesie. Ale bardzo dobrze znam to miejsce. Kakashi mnie tu brał, gdy byłam mała i strasznie smutna. Usiadłam pod drzewem. Zawsze mnie tu znajdował, gdy płakałam. A teraz… Nie chciałabym żeby mnie znalazł. Zabrałby mnie do ANBU. Przecież rozkaz Hokage jest najważniejszy. Nie byłam tu sama. Poczułam to po chwili. Spojrzałam za siebie, nikogo nie ma. Musi tu ktoś być, bo nawet kogoś słyszę. Przeszłam się trochę i zobaczyłam kogoś na wielkim polu przy wodospadzie. Kucnęłam przy krzakach. Naruto ćwiczył jakąś technikę. Był strasznie zmęczony, było to widać z kilometra, ale nie dawał się i dalej ćwiczył. Zerknął w moją stronę, a ja szybko dałam susa w rośliny. Modliłam się w duchu by mnie nie zobaczył.
-Sakura? Co ty tu robisz? – Usłyszałam go. Jego głowa była nade mną. Uśmiechał się.
-Ja…Poszłam się przejść i Cię zobaczyłam. – Odwzajemniłam uśmiech. – Co ćwiczysz?
-Ojciec pokazał mi nową technikę i chce się jej nauczyć. Chodź. – Wyciągnął do mnie rękę. Pomógł mi wstać. Dzieliły nas teraz pół metrowe krzaki. Chłopak cały czas się uśmiechał i o czymś myślał. Po chwili złapał mnie w pasie i przeniósł nad krzewem. Gdy dotchnęłam ziemi szybko mnie puścił. – Przepraszam, nie miałem innego pomysłu. – Podrapał się z tyłu głowy.
-Spokojnie. – Zaśmiałam się. – Pokaż mi tą technikę. – Chwyciłam go za rękę i zaciągnęłam na polanę.
-Nie umiem jej jeszcze. A nie chce wyjść na idiotę. Więc może po prostu się przejdźmy? – Zapytał zatrzymując mnie.
-Nie. To ja Cię zostawię, bo przerwałam ci trening. – Puściłam jego rękę. – To do zobaczenia. – Uśmiechnęłam się i odwróciłam by wrócić. Jednak na moim nadgarstku poczułam mocny uścisk, który był za mocny, ale po chwili lekko zelżał.
-Przepraszam. Nie chciałem tak mocno. – Puścił mnie szybko.  - Jeśli ci to nie przeszkadza, to pójdźmy na ten spacer albo na ramen? – Odwróciłam się. Stał strasznie speszony.
-Wole ten spacer. – Złapałam go za rękę, a ten jakby nie pewnie odwzajemnił to. – To gdzie idziemy?
-Może tam, gdzie zawsze chodziliśmy, gdy byliśmy mali? – Zapytał.
-Chodziliśmy wtedy po prostu po lesie. – Zaśmiałam się.
-No i o to chodzi, nikt nie będzie nam przeszkadzał. – Uśmiechnął się.
-Uprzedzam, jestem szukana przez Hokage i ANBU. – Spojrzałam na niego. Zdziwił się.
-Dlaczego? – Spojrzał na mnie i złapał za drugą rękę. Po chwili jednak puścił oby dwie, jakby przypomniał sobie, że nie może. A możesz Naruto, nawet nie wiesz ile daje mi to szczęścia.
-Chcą żebym wróciła, a ja nie chce. – Zaczęłam bawić się dłońmi.
-Chodź załatwimy to. – Wskazał żebym poszła za nim.
-Z Tsunade nic nie załatwisz. – Zawołałam za nim.
-Z Tsunade nie, ale z moim ojcem już tak. – Uśmiechnął się.
-Twoim ojcem? Naruto, ale twoi… - nie dał mi dokończyć.
-Wrócili. Obydwoje. Wiesz kim był mój ojciec? – Zawołał uradowany.
-Czwartym Hokage. Siedziałam w papierach wielmożnej. Cieszę się, że wrócili.
-Chodź, szybko! – Zaczął biec, a ja nie mogłam zrobić nawet kroku. Nie dlatego że nie chciałam. Ktoś trzymał mnie techniką.
-Nar…- nie zdążyłam wykrzyknąć, ktoś złapał mnie za usta i pociągnął w przeciwną stronę. Chłopak jednak usłyszał moje urwane zdanie. Odwrócił się w moją stronę. Był wściekły, patrzył na sprawdzę. Ja nadal nie wiem, kto nim jest.
-Puszczaj ją! – Wrzasnął. Zaczął biec w naszą stronę. Jego oczy robiły się czerwone. Gdy podbiegł do nas chwycił mnie za ramie i rzucił za siebie. Upadłam na trawę. W miejscu, w którym przed chwilą stałam znajdował się członek ANBU. Naruto chciał go uderzyć, ale ten złapał go za rękę.
-Nie będę się bił. Mam ją zabrać i tyle. – Wskazał na chłopaka.
-Po moim trupie. – Zwołał blondyn, już jego pięść była przy policzku ANBU, kiedy chłopak opadł na trawę. Spojrzałam na niego, chciałam podjeść, gdy sprawca zaczął do mnie podchodzić dość szybko zaczęłam się wycofywać. Ale w sumie po co? I tak mnie złapią. Zatrzymałam się. Nie ma co uciekać większość i tak jest przeciwko mnie. Mężczyzna złapał mnie za nadgarstek i pociągnął bym wstała. Zaczął iść w stronę ich siedziby. Szłam jakby moje nogi nie były mi posłuszne. Plątałam się w własnych krokach. Zszedł ze mną po długich schodach. Znam dobrze to miejsce. Ciemne schody, raz na wieczność jakaś pochodnia, która i tak nie dawała światła. Wszystko wygląda, jak w surowym stanie. Potknęłam się o własne nogi i zleciałam z kilku schodków. Gość trzymający mnie za rękę potrzymał mnie, bym nie zleciała na sam dół. Można powiedzieć, że wisiałam na tej ręce. Podciągnął mnie i spokojnie znalazłam schodek, na którym mogłam ustać. Gdy zeszliśmy na sam dół inny facet dał mu jakiś worek, a mnie wrzucili razem z nim do jakiejś klitki.
-Ubierz to. Wrócę za pół godziny. – Oznajmił i zamknął drzwi.
Klęczałam nad workiem, który się rozsypał. Jego zawartość to strój ANBU. Zaczęłam zdejmować ubrania i ubierać podarowane. Usiadłam w końce i czekałam na powrót osoby, która mnie przyprowadziła. Drzwi otworzyły się. Ale zamiast znajdować się w nich zamaskowana osoba. Stał… Czwarty Hokage?!
-Te pismo jest już nie ważne. – Powiedział komuś za sobą. – Haruno. – Spojrzał na mnie. – Idziemy. – Wstałam i zaczęłam iść, ale nogi nadal przestawały być mi posłuszne. Wylądowałam na kolanach. Mężczyzna podszedł do mnie i wziął na ręce. Dopiero teraz spojrzałam dokładnie pod kapelusz Hokage, pod którym wcale nie było czwartego. Naruto uśmiechnął się do mnie, gdy wyszedł z pod ziemi jedną ręką objął mnie w pasie, a drugą przyciągnął głowę do swojego ramienia.
-Nie pozwolę cie tam wrócić. – Szepnął.
-Dziękuje. – Odpowiedziałam mu cicho, a ten nadal mnie nie odstawił. Zaczął biec, tak szybko, że nie widziałam, kiedy minęliśmy te wszystkie budynki, aż do siedziby Hokage. Odstawił mnie dopiero przed drzwiami biura. Zdjął z siebie płaszcz i czapkę, bez żadnego pukania wszedł do środka. Powili weszłam za nim.
-Dzień dobry Hokage. – Przywitałam się i ukłoniłam. – Dopiero teraz zauważyłam, że mam na sobie strój ANBU, który ubrałam z rezygnacją. Nie czułam się w nim swobodnie ani dobrze. Nie dość, że to był ich prawdziwy struj, a nie ten który ja wybrałam. Nienawidziłam go.
-Witajcie. – Usłyszałam głos mężczyzny. Właśnie! Mężczyzny! Szybko spojrzałam na miejsce Hokage. Siedział tam mężczyzna o blond włosach. Był prawie identyczny, jak jego syn. – Naruto oddaj mi proszę to co zabrałeś. Bez mojego pozwolenia! – Krzyknął, lecz widać było, że nie jest bardzo zły. Chłopak podszedł do niego i oddał ubrania.
-Sakura nie może tam wrócić. – Zaczął.
-Naruto… Mówiłem Ci to nie była moja decyzja.
-Ale ty to podpisałeś.
-Dobrze Naruto, cicho. Nie ma jej tam, jest z tobą, czego ty jeszcze chcesz?
-Minato! – Do gabinetu weszła czerwono włosa kobieta. – Jak śmiesz wysyłać najlepszą przyjaciółkę naszego syna do ANBU?! – Wbiegła i z zaciśniętą pięścią zatrzymała się przed biurkiem. Hokage trochę przerażony patrzył na kobietę. – Nie waż mi się tego więcej robić. Zrozumiałeś?
-Tak Kochanie. – Powiedziała cicho przestraszony mężczyzna.
-To dobrze. – Strzepała mąkę z fartucha, dopiero teraz zauważyłam, że jest ona w stroju domowym. – Naruto może zaprosisz tą swoją koleżankę do nas na obiad? Z chęcią ją poznam.
-Kushina, ona stoi za tobą. – Oznajmił zrezygnowany Minato. Kobieta szybko odwróciła się i uśmiechnęła.
-Sakura tak? – Przytaknęłam ruchem głowy, a ona do mnie podeszła. – Mamy tyle do omówienia. Chodź do nas, porozmawiamy. Jakaś ty śliczna. - Zmieniła całkowicie temat. Nie kończąc poprzedniego. – Naruto to niezły brojarz, mam nadzieje że nie zrobił, żadnych głupstw. – Złapała mnie pod ramię i prowadziła do wyjścia. – Mam tyle pytań do ciebie, a wcześniej w ogóle nie mogłam się z tobą spotkać. Jakby Naruto ukrywał cię przed nami.
-Ja przepraszam. – Wtrąciłam się lekko jąkając.
-Tak? – Spojrzała na mnie.
-Mam już na dziś plany i zaraz muszę być w domu. – Uśmiechnęłam się serdecznie.
-Ojejku! No tak, przecież nawet nie zapytała, czy masz wolny czas. Ale kiedyś chcę cię u nas widzieć. – Zawołała szczęśliwa.
-Oczywiście. – Uśmiechnęłam się serdecznie. – To… Do widzenia. - Podbiegłam do Naruto i ucałowałam w policzek, a potem wybiegłam najszybciej jak potrafiłam. Weszłam do domu i od razu przybiegli koło mnie Sasuke i sensei.
-Wypuścili cię? – Zapytał szybko Sasuke, miał lekkie przerażenie na twarzy.
-Naruto po mnie przyszedł. Przebrał się za czwartego Hokage i wyprowadził mnie. – Oznajmiłam spokojnie i usiadłam na kanapie. - I bardzo mi miło, że ktoś uświadomił mi, że rodzice Naruto żyją i są teraz z nim. – Spojrzałam na nich trochę zdenerwowana. Strasznie było zobaczyć jego rodziców. Nie dlatego, że nie chciałam, tylko dlatego że nic o tym nie wiedziałam. Jestem już tyle dni w Konosze, a nikt nie przekazał mi podstawowych zmian, jakie zaszły.
-Myślałem, że Naruto ci powiedział. – Zaczął Sasuke. – Mi powiedział.
-Dobra, to może mi po prostu nie ufa. – Wstałam z kanapy i zaczęłam się kierować do schodów. Odwróciłam się, gdy miałam postawić nogę na pierwszym schodku. Chłopcy odprowadzali mnie wzrokiem. – A wiecie może co go łączy z Hinatą? – Dopiero po wypowiedzeniu pytania chciałam ugryźć się w język. – Sasuke patrzył na mnie swoim wzrokiem zabójcy. A Kakashi zdziwił się.
-Są przyjaciółmi. – Oznajmił. – Nic więcej, tak myślę. – Usłyszałam zdziwienie w głosie senseia.
-A… - wbiegłam na górę do pokoju. Ja już nie wiem co ja mam myśleć. Martwię się tym, jakie stosunki ma z kimś Naruto. To jest chore. Nigdy mnie to nie interesowało, a co gorsza nie smuciło. Usiadłam na moim ulubionym miejscu, czyli na parapecie i patrzyłam przez okno. Ktoś wszedł do pokoju i ustał koło mnie.
-Oni mogą być zaraz parą. – Usłyszałam poważny głos Sasuke. – Hinata go kocha, jest córką jednego z lepszych klanów.
-Przestań. – Łzy zaczęły lecieć mi z oczu, ale dlaczego?
-Sakura… Powiedz mu co czujesz. Tyle jest od ciebie wymagane. Zobaczysz, że potem wszystko się ułoży.
-Sasuke, ja cię nie poznaje. Od kiedy ty mi pomagasz? Jesteś miły? – Spojrzałam na niego, a go lekko zdziwiły załzawione oczy. Starł delikatnie z moich policzków łzy.
-Nie wiem. – Patrzył mi w oczy. – Jakoś… Chyba się zmieniłem. – Jego dłoń nadal spoczywała na moim policzku, a on patrzył na mnie. – Powiedz mu swoje uczucia, tyle. – Puścił mnie i wyszedł. Czemu on się tak zmienił? Wszystko tak mocno się zmieniło. Nie wiem już co mam o tym wszystkim myśleć. Raikage, czemu tak długo mnie nie odwiedziłeś? Czemu wysyłałeś tylko posłańców? Chce cię zobaczyć…
-*-
Poczułam, jak ktoś mnie podnosi. Przebudziłam się i zobaczyłam, jak Sasuke kładzie mnie do łóżka. Przykrył mnie, chciał już odejść, a ja złapałam go za rękę. Czemu? Nie wiem.
-Sasuke. – Zaczęłam. Ten kucnął przy łóżku i na mnie patrzył. – Chciałabym zobaczyć Raikage. Dawno go nie widziałam.
-Nie poradzę nic na to.
-Wiem, ale jeśli byłaby okazja, chce jechać do błysku.
-Będę o tym pamiętał.
-*-
Poranek minął bardzo szybko, cały dzień siedziałam w domu, a Sasuke razem z Kakashim mijali się wychodząc z domu lub do niego wracając. Żeby umilić sobie czas zaczęłam robić jakiś obiad. Zazwyczaj to ja go robię, reszta nie ma na to ani trochę czasu, ale żeby coś zjeść to oczywiście. Kakashi wszedł do kuchni i wyjął coś z szafki. Wziął szybko do ust tak żebym nie zauważyła i zniknął. Zostawił jedynie pudełko po tabletkach na stole. Nie powinno mnie interesować, co wziął, ale zostawił opakowanie na widoku. Podeszłam do tego, otworzyłam szafkę by schować leki. Zauważyłam nazwę, leki na szybsze gojenie się ran. Trzeba brać je regularnie. Co do naszego mistrza nie jest podobne. On ze wszystkim się spóźnia.
-*-
Poczułam jak ktoś mnie szturcha i na mnie skacze. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Sasuke strojącego kolo łóżka i Amaia, który właśnie zrobił sobie ze mnie trampolinę.
-Co jest? – Zapytałam spychając kota. Przekręciłam się w bok i zasłoniłam kołdrą.
-Hokage wzywa. Wstawaj, bo cię zrzucę. – Zagroził mi chłopak.
-Jeszcze chwilę. – Zamknęłam oczy z myślą zaśnięcia. Została zdarta ze mnie kołdra i zrobiło mi się strasznie zimno. – No weźcie! – Usiadłam i złapałam za kołdrę. Zaczęłam ją ciągnąć, ale było to na nic Sasuke był ode mnie silniejszy. Pociągnął kołdrę tak, że zleciałam z łóżka, ale nie na podłogę. Złapał mnie w ostatniej chwili w pasie.
-No to idź się ubierać. – Postawił mnie na nogach, a sam zaczął ścielić łóżko. Zebrałam ubrania z podłogi, ponieważ nadal nikt nie zrobił porządku w tym pokoju. I poszłam się umyć. Gdy zeszłam na dół czekało na mnie śniadanie.
-No nie wierze, ktoś w końcu zrobił jedzenie dla mnie. – Zaśmiałam się i usiadłam przy stole. Zjadłam kanapki zrobione przez Sasuke. Ten posprzątał za mnie i wyszliśmy do Hokage.
Droga minęła nam w ciszy. Przecież Sasuke nigdy nie był gadatliwy. Pod drzwiami chłopak zapukał i wszedł po zgodzie mężczyzny za drzwiami. Dzisiaj siedział w biurze ojciec Naruto, który także znajdował się w pokoju.
-Spóźniliście się. – Zaczął wielmożny.
-Jedna osoba nie chciała wstać z.. – Zasłoniłam mu usta.
-Bardzo przepraszamy. Miałam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia i Sasuke nie mógł mnie znaleźć. – Uśmiechnęłam się.
-Oj przestańcie, sam mam problemy ze wstawaniem. – Zaśmiał się z widocznej sytuacji. Puściłam Sasuke, który zrobił w moim kierunku złą minę, że nie dałam mu dokończyć. – Więc wezwałem waszą trójkę po to. – Zaczął grzebać coś w papierach, które w cale nie wyglądały lepiej niż u Tsunade-sama. – A tutaj! – Zawołał i wyjął zwój. – Musicie iść dostarczyć to wiosce błysku. – Oczy mi się rozszerzyły, ale szybko się opanowałam i zaczęłam dalej słuchać. – Dotarło tam Akatsuki, potrzebują pomocy medycznej. – Spojrzał na mnie. – Słyszałem, że jesteś lepsza od Tsunade, dlatego ciebie wybrałem. Chłopcy… - Zerknął na obu. – Ma jej włos z głowy nie spać, nie chce mieć kłopotów u Raikage.
-Jasne! – Zawołał Naruto. – A po co nas dwójka, do obrony Sakury? – Zapytał.
-Dawno razem nie pracowaliście. No i jest tam ogromne niebezpieczeństwo.
-Dziwne, że wielmożny wysyła jednych ze swoich najlepszych wojowników. – Oznajmił spokojnie Sasuke.
-Chce wysłać tam Sakure, a nikt inny niż wy nie przypilnuje jej. Ona żyje własnym życiem, jeszcze znowu by uciekła. – Objął mnie spojrzeniem, które wskazywało na to, że mi do końca nie ufa.
-Nie będę robić kłopotu. – Uśmiechnęłam się słodko.
 -Mam taką nadzieje. Za dwie godziny macie być u mnie, przygotowani do podróży. Pamiętajcie, że może was czekać duża walka. Zmykać! – Pogonił nas ruchem dłoni. Wyszliśmy razem i gdy tylko drzwi się zamknęły każdy zaczął mówić coś innego.
-Ej! – Krzyknęłam. – Spokojnie. Po kolei. Sasuke.
-Po pierwsze uważaj na siebie, nie chce być twoją niańką, ale i nie chce żeby coś ci się stało. Po drugie musimy współpracować i to jest najgorsze. – Spojrzał na nas.
-Umiem współpracować. – Wtrącił się Naruto. – A ja chce powiedzieć, że nie masz przypadkiem chcieć zostać u Raikage. Jeśli coś takiego się stanie zabiorę cię stamtąd siłą. – Spojrzał na mnie speszony swoją wypowiedzią.
-O jeny… Przestańcie! Nie jestem dzieckiem. – Zawołałam. Do zobaczenia później! – Zawołałam i pobiegłam przed siebie, zostawiając ich w tyle. W domu spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy oraz posprzątałam cały ten bałagan, żeby sensei nie miał takiego syfu, gdy nas nie będzie. Jeden z kunai z różową wstążeczką właśnie wkładałam do kabury, gdy do pokoju wszedł Sasuke.
-Właśnie. – Zawołał jakby odkrył nową wioskę. – Co to za kunaie ze wstążeczką? – Zapytał wskazując przedmiot.
-Mojego ojca, oznaczał je. Mówił że to jest na moją cześć i że kiedy będzie już u skraju wali, zobaczy te wstążeczki. Przypomni sobie, że czekam na niego w domu. Byłam dla rodziców oczkiem w głowie, któremu nie mógł nawet włos z głowy spać. Gdy wybierali dla mnie niańki to najpierw sprawdzali ich umiejętności. – Zaśmiałam się.
-Martwili się o ciebie, to normalne. – Pogłaskał mnie po głowie, ponieważ z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Wspomnienia zawsze robią swoje.
-Jestem gotowy! – Usłyszałam piskliwy głosik Amaia, który wszedł do pokoju z małą kaburą i płaszczem w pysku.
-Nie musisz nosić już płaszcza. Mówiłam Ci. – Podeszłam do niego i zabrałam rzeczy. – A kabura… Po co ci? – Zapytałam. – Nawet nie umiesz rzucać kunaiem. Masz swoje moce.
-Ale chce jakoś wyglądać! – Zawołał smutno.
-To ubierz ten płaszcz. – Stwierdziłam. – Chociaż nie zmokniesz gdyby padało. – Założyłam malutką płachtę na jego sierść.
-Idziemy. – Odparł Sasuke, zakładając plecak i włożył katanę za pas. Wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia.
-*-
Gdy weszliśmy do lasu nikt już nic nie mówił. Każdy szedł w milczeniu, jakby każde słowo mogło przeszkodzić nam w misji. Amai wrócił do swojej wioski, miałam go przywołać gdyby było niebezpieczeństwo. Ja spokojnie szłam na tyle, a chłopcy biegli przede mną i rozmawiali. Mi się tam nie spieszyło im szybciej dotrę do Błysku, tym szybciej wrócę do Konohy. Ciekawe czy Raikage wie że to ja do nich przychodzę.
Po długim czasie Sasuke razem z Naruto szybko ustali. Wpadłam na Sasuke, który złapał mnie bym nie spadła.
-Ktoś nas śledzi. – Szepnął kruczowłosy.
-Czuje ich od dawna. – Dodał Naruto. – Ale lepiej poruszać się dalej, zanim się do nas zbliżą. Dopiero teraz zaczęłam wyczuwać jakąś chakre. Nie pilnowałam tego wcześniej, bo stwierdziłam, że zrobią to chłopcy i mało co mnie obchodziło niebezpieczeństwo. Ale teraz bardzo dobrze wyczułam wroga.
-Jest ich trzech. – Uświadomiłam ich.
-Czyli każdy dostanie jednego. – Uśmiechnął się Sasuke. – Albo ja wezmę dwóch, bo Sakura sobie nie poradzi. – Spojrzał na mnie.
-Nie rób ze mnie dziecka. – Podniosłam w szepcie głos. Właśnie, cały czas szeptaliśmy i siedzieliśmy w jakiś krzakach. – Chce was uświadomić, że do nas podchodzą.
-Sakura uważaj. – Wrzasnął Sasuke i na mnie wskoczył, by mnie osłonić. Nie zdążył jednak. Kunai wbił mi się w lewe ramie. – Mocno się wbiło? – Zapytał.
-Nie. – Skwitowałam. – Wyleczę to.
-No to ja idę się zabawić! – Zawołał i wybiegł z kryjówki.
-Sakura… - zaczął Naruto.

-Idź. Niech sam z nimi nie walczy. Dam sobie radę. – Uśmiechnęłam się w bólu. Naruto bez ceregieli także wybiegł. Wyjęłam kunai, który wcale tak lekko się nie wbił. Rana jest głęboka, ale do opanowania. Poczułam, że ktoś się do mnie zbliża, ale powoli. Jakby myślał, że skupiam się na ranie i go nie usłyszę. Wyjęłam własną broń z kabury i byłam gotowa na walkę. Ktoś szybko przedarł się przez krzaki i wylądował koło mnie. Chciała mnie zaatakować kataną, ale szybko odparłam atak. Zostałam sama, a w bronieniu się z bliska nie byłam najlepsza. Odskoczyłam na najbliższą gałąź. Mój przeciwnik biegł za mną. Uciekałam. Najlepsze rozwiązanie w walce, ale nie zawsze. Napastnik złapał mnie za rękę i do tego za lewą. Rana mnie zapiekła, ale nie dałam się. Chciałam uderzyć go pięścią. Bez skutku, złapał mnie za drugą rękę. Dał jakiś sygnał swoim kompanom. Usłyszałam tylko krzyk z moim imieniem i katanę wbijającą mi się w brzuch. Nie pilnowałam się. Jednak jestem dzieckiem, które trzeba bronić. Robię wszystko bezmyślnie. Nie myślę rozsądnie. Nie nauczyłam się niczego. Mężczyzna puścił mnie i zniknął, tak jak i jego pomocnicy. Zaczęłam spadać i tracić nad sobą kontrolę. 
------------------------------------------------
Aż wstyd wstawiać rozdział z takim opóźnieniem. 
Nie będę pisać kiedy będzie następny rozdział, ponieważ znowu nie dotrzymam obietnicy.
Więc wole już w ogóle nie pisać, kiedy się on pojawić.
Z boku jednak macie takie coś, jak 'Trololo" tam będzie ile rozdziału zostało już napisane, więc przeanalizujecie sobie mniej więcej, kiedy może się pojawić. 
A teraz tak ogólnie o rozdziale.
Nawet, nawet mi wyszedł chodź wolę tą drugą część rozdziału. haha :D
Jak myślicie, co się stanie z Sakurcią? Ja już wiem! :)
Czekam na wasze opinie, wiem wiem...
Wy czekacie na rozdział tak długo, a ja jeszcze komentarze od was wyciągam. Ale jeśli skomentujecie to daje mi to dużo motywacji. :)
No dobra! Końce już swoją wypowiedź.
Miłych, pogodnych i wesołych świąt!! <3 
Pozdrawiam Viki