Siedziałam na gałęzi, rozmyślając.
-Co cię zamartwia? – Usłyszałam za sobą ten silny, ale za
razem troskliwy głos.
-Nic. Tylko będę musiała powiedzieć Hokage, że wiesz o…
-Spokojnie babcia na pewno zrozumie. – Przerwał mi z
uśmiechem na twarzy.
-Idź spać. Za kilka godzin ty obejmiesz wartę. – Uśmiechnęłam
się do niego przez maskę, co na pewno nie zobaczył.
-Posiedzę z tobą. Nie jestem zmęczony. A ty? – Spojrzał z
troską.
-Nie. – Oznajmiłam. – Naruto czy jako twoja przyjaciółka
mogę ci coś powiedzieć? – Zapytałam pierwszy raz nie pewnie.
-Tak.
-Dziewczyna, która będzie z tobą w przyszłości, będzie
najszczęśliwszą osobą na świecie. – Oznajmiłam i odwróciłam głowę.
-Co?! Dla…Dlaczego tak uważasz?- Zapytał tak bardzo nie
pewnie.
-Jesteś silny, zabawny, troskliwy, czego chcieć więcej? – Wymieniłam,
nadal nie patrząc na niego.
-Żeby nie mieć w sobie potwora. – Szepnął.
-Ale przecież zaczynacie się dogadywać! To idzie w dobrym
kierunku…
-Wolałbym, aby wybrał sobie kogoś innego.
-Przestań. – Przybliżyłam się i przytuliłam go. Wzdrygnął
się, nie patrzyłam na niego. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Czemu? Nie
wiem. Nie miałam siły, odwagi…
-Mówiąc dziewczynę, jaką masz na myśli? – Usłyszałam jego
pytanie i wróciłam do poprzedniej pozycji. Swój wzrok zatrzymałam na przeciwnej
gałęzi.
-Nie wiem. Kogokolwiek…
-Ja czekam na tą jedyną. – Po tym stwierdzeniu poczułam
ukucie w sercu… Spojrzałam na niego zszokowana.
-Kogo? – Zapytałam spokojnie tak, by nie myślał, że naprawdę
mnie to interesuje, a interesowało bardzo.
-Dziewczyna z dobrego klanu, mieszka w naszej wiosce. Ale
nie wiem czy mnie chce. Gania za innym chłopakiem.
-Dobry klan? – Szepnęłam sama do siebie.
-Tak, najlepszy! – Wykrzyknął.
Z naszego rocznika…. Najlepszy klan… Hinata! Nie, ale… Ona
go kocha… Mówiła nam. Może Naruto się nie skapnął.
-Trzeba walczyć, a to zdobędziesz! – Krzyknęłam.
Spojrzał na mnie zniesmaczony.
Po
kilku godzinach drogi dotarliśmy na teren wioski. Tak jak się spodziewałam z
południa nic się nie działo. Nie wyczułam żadnej chakry. Naruto szedł koło mnie
rozglądając się. Amai, który bardzo go polubił, właśnie siedział mu na
ramieniu. Przeszliśmy bramę wioski i właśnie w tej chwili, ktoś się zbliżał. Odwróciłam
się i unieruchomiłam mężczyznę, łapiąc go za ręce.
-Jestem strażnikiem. – Oznajmił.
Puściłam go i wyciągnęłam list od Hokage. Przeczytał go i
zwrócił się do kolegi.
-Zaprowadź do głównej siedziby Kazekage.
Przytaknął głową i zaczął iść. My zaraz za nim. W wiosce był
czysty chaos. Ludzie pochowani w schronach. Wyburzone domy, dym unoszący się
wszędzie. W niektórych chwilach słychać krzyk, dobiegający z zakątków wioski.
Strażnik zatrzymał się przed chyba jedynym ocalałym budynkiem, czyli główna
siedziba Gaary. Była całkowicie okrążona przez strażników. Przez chwilę wartownicy
rozmawiali, a po chwili ten spod drzwi zapytał:
-Plakietkę ANBU można? - Wyjęłam z kabury etykietkę z moimi
danymi. Oczywiście danymi ANBU nie moimi. Pooglądał ją i po chwili zwrócił. – A
ty to?
-Naruto Uzumaki! – Krzyknął blondyn.
-Zapraszam. – Uchylił lekko drzwi, przez które weszliśmy.
-Zaprowadzę was do pana Kazekage. – Usłyszałam nie pewny
głos dziewczyny, stojącej w kącie. Miała wielkie, brązowe oczy i białe, długie
włosy. Na sobie długą czarną sukienkę z
dużym dekoltem. Nie powiem za dużym, bo jej piersi to się z niego wylewały.
Naruto oczywiście patrzył jak oniemiały. Skierowaliśmy się za nią. Po kilku
minutach byliśmy na miejscu. Kobieta uchyliła drzwi.
-Kazekage-sama ludzie z Konohy.
-Niech wejdą.
Naruto wbiegł jak nieopętany.
-Cześć Gaara! – Zawołał.
-Witaj Naruto. Kogo przysłała mi Hokage? – Jak zawsze
spokojny.
-Mnie Kazekage. Moje
imię z ANBU to Amsa. – Ukłoniłam się.
-Myślałem, że przyprowadzi Sakurę. Słyszałem, że jest już
lepsza od Tsunade.
-Ale to właśnie! – Naruto pojawił się koło mnie i ściągnął
mi maskę. Szybko schyliłam głowę. Już chciał zdjąć kaptur, kiedy poczułam coś
ciężkiego na głowie. Amai za syczał. -Au! Znowu mnie gryziesz?! – Wrzasnął.
Podniosłam maskę i przystawiałam ją do twarzy.
-Kazekage czy mogę iść już do pacjentów? – Zapytałam
spokojnie.
-Tak. Temari! – Do biura wbiegła jego siostra. – Zaprowadź Amse
do hali.
-Jasne braciszku. – Uśmiechnęła się. – Chodź.
Szłyśmy przez korytarz. Nikt nas nie mijał. Po prostu był
pusty.
-Czy mogłabyś się odwrócić? Naruto rozwalił mi maskę musze
ją tylko związać. – Zapytałam spokojnie.
-Naruto zawsze coś popsuje. – Zaśmiała się, zrobiła krok do
przodu i patrzyła przed siebie.
Zdjęłam maskę i schyliłam głową tak by na pewno mnie nie
zobaczyła. Związałam sznureczek z drugiej strony i już normalnie założyłam ją.
Podeszłam do Temari i dalej szłyśmy razem. Doszłyśmy do wielkich drzwi, które
były otwarte. Przeszłyśmy przez nie. Pomieszczenie było wielkie, ale wypełnione
po brzegi ludźmi. Pełno Joaninów biegało w białych fartuchach, dzieci płakały,
ludzie jęczeli z bólu i siedzieli przy swoich rodzinach. Pod ścianą
spostrzegłam małą dziewczynkę. Była sama płakał i kurczowo trzymała się za rękę.
Nie wytrzymałam odeszłam od blondynki i podeszłam do dziecka. Kiedy się
zbliżałam, spojrzała na mnie przerażona. Ukucnęłam przed nią.
-Witaj Kochanie. – Zaczęłam spokojnie. Czy coś cię boli? –
Spojrzała z lekko jeszcze przestraszonymi oczami i pomachała twierdząco głową. -Ręka
prawda? Podasz mi ją? Spróbuje ją wyleczyć. Jeśli się zgodzisz, oczywiście. - Powoli wyciągnęła kończynę. Złapałam ja
delikatnie i zaczęłam sprawdzać stan. Tak jak się spodziewałam miała połamane
kości. – Teraz może cię trochę zaboleć. – Otworzyła szeroko oczy. – Spokojnie wszystko
będzie dobrze. – Zawiesiłam rękę nad jej i zaczęłam leczyć. Dziewczynka zrobiła
kwaśną minę, ale po całym zabiegu uśmiechnęła się. Poruszyła rąsią w górę i w
dół.
-Dziękuję! – Krzyknęła i rzuciła m się na szyję.
-Nie ma, za co. Od tego jestem. Tylko nie nadwyrężaj jej
jeszcze za mocno. Lepiej, jeśli ją usztywnię. – Wstałam i zaczęłam szukać
wzrokiem jakiejś apteczki lub miejsca z narzędziami. Nie daleko była otwarta
apteczka. Podeszłam i wyjęłam z niej chustę. Znowu wróciłam do dziecka i usztywniłam
rękę. – Uważaj na siebie. I jeśli coś ci
się jeszcze stanie przyjdź do mnie. Powinnam tu jeszcze przez jakiś czas być.
-Dobrze. – Oznajmiła uradowana.
-Amsa! – Usłyszałam za sobą krzyk. Temari podbiegła do mnie.
– Wszędzie cię szukałam! Nie uciekaj tak! Nie masz prawa!
-Już, uspokój się. Przestraszysz ją. – Spojrzała za mnie.
-Panno Amso czy mogę w czymś pomóc? – Zapytał mnie jakiś
czarnowłosy chłopak. Mógł być w moim wieku, może rok starszy. Brązowe oczy
patrzyły na mnie wyczekująco.
-Po pierwsze, dlaczego nie pomogliście jej. To jest dziecko,
ono bardziej cierpi. Po drugie proszę o swój własny kont, który jest zasłonięty
i przyprowadźcie mi najbardziej rannych wraz z dziećmi. Chce wszystkie
narzędzia nie zapomnijcie o tych najprostszych, czyli bandaże i plastry. Jedną
bardzo zaufaną i szybką osobę do pomocy. Znieczulenia i śpiączki. Wszystko na
teraz. – Wygłosiłam mu. Patrzył jeszcze przez chwilę jakby analizował wszystkie
słowa.
-Jasne! – Pobiegł przed siebie. Nie zwracając uwagi na
Temari odwróciłam się jeszcze do dziecka.
-Czy są tu twoi rodzice?
-Nie wiem. Przybiegłam z senseiem z Akademii.
-Dlaczego się tobą nie opiekuje?
-Bo byłam wolna i słaba. Spadłam z dachu, ale na szczęście
tylko złamałam rękę. Zdążyłam do nich dobiec jak czekali na pozwolenie na
wejście.
-Temari czy możesz jej pomóc? Czy mam znaleźć kogoś innego? –
Wstałam i zwróciłam się do blondynki.
-Zaraz poszukamy twojej rodziny. – Uśmiechnęła się i wzięła
dziecko. Odeszły.
-Panno Amso wszystko już jest. – Podbiegł do mnie tamten chłopak.
-Kto jest moim pomocnikiem? – Rzuciłam żeby móc już kogoś
wykorzystywać.
-Ja. – Odpowiedział krótko. – Jestem Anzai Seiki. Do usług.
-Mów mi po prostu Amsa. Seiki zaprowadź mnie do mojego pomieszczenia.
– Zaśmiałam się w duchu.
-----------------------------------------------------------------
Nie jestem zadowolona ani trochę z tego rozdziału. Jest nudny i 3/4 to dialogi. Nie wiem czemu tak wyszło. Ale muszę się za siebie wziąć. Dajcie swoją opinię w komentarzach. :)
Pozdrawiam i życzę udanych, ostatnich dni wakacji. :)